Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Klucz do sukcesu? Gwiazdy i zespół

Treść

Rozmowa z Pauliną Pawlak, koszykarką Lotosu PKO BP Gdynia
Po trzech latach udało się Wam przerwać hegemonię krakowskiej Wisły, tytuł powrócił do Gdyni. Satysfakcja musi być ogromna?
- Cieszymy się z mistrzostwa, a smakowało tym lepiej, iż wywalczyłyśmy go przed swoją publicznością w nowej, pięknej hali. Sezon był długi, ciężki, ale szalenie ciekawy. Obfitował w niespodzianki, pojawiło się sporo mocnych drużyn, poziom zdecydowanie wzrósł. W ostatnich latach dominowałyśmy my i Wisła, między sobą dzieliłyśmy najważniejsze trofea, poza nami była przepaść. Teraz praktycznie każdy mecz był interesujący, chcąc zgarnąć pełną pulę, trzeba było naprawdę maksymalnie się mobilizować i zostawiać na boisku zdrowie. Owszem, kilka drużyn jeszcze odstawało, ale czołówka zdecydowanie się poszerzyła, i dobrze.
Dobrze dla ligi, kibiców, ale i dla Was, zawodniczek, bo mocna liga daje szansę postępu, zrobienia większego kroku naprzód.
- Pewnie. Systematycznie, rok po roku, liga nabiera rozpędu, wreszcie, proszę mi wierzyć, naprawdę wreszcie, wychodzimy na parkiet i nie czujemy podświadomie, że niezależnie od wszystkiego mamy wygraną w garści. Co to bowiem za satysfakcja, gdy człowiek wie, że nawet grając słabiej, i tak zwycięży, bo rywal jest słabiutki? Przed sezonem 90 na 100 zapytanych osób powiedziałoby pewnie, że w finale dojdzie do powtórki, czyli zmierzą się w nim Lotos z Wisłą. Tymczasem stało się inaczej. Ja sama nawet nie dopuszczałam do siebie myśli, że możemy przegrać ligowy pojedynek z Jelenią Górą. Przegrałyśmy.
O randze naszej ligi najlepiej świadczy obecność gwiazd z zagranicy, i to nie podstarzałych, powoli kończących kariery i mających już tylko głośne nazwiska. Do Polski przyjeżdżają najlepsze koszykarki świata.
- Bo polska liga jest znana na całym świecie i cieszy się dobrą opinią. Liga i kraj - to warto podkreślić. Dziewczyny, które u nas grają, wywożą miłe wspomnienia, chwalą sobie rozgrywki, atmosferę, ludzi i przekazują to dalej. Dla większości z nich liczą się nie tylko sprawy materialne, istotny jest też poziom ligi, specyfika państwa, obyczajów. Możemy cieszyć się i być dumni, że takie zawodniczki jak Alana Beard, Tamika Catchings, Dominique Canty czy Chamique Holdsclaw wybierają oferty naszych klubów, więcej, nie tylko chcą grać w Polsce, ale i chcą wracać. To chyba o czymś świadczy. Jestem też przekonana, że marzeniem żadnej z nich nie jest wychodzić na boisko i regularnie wygrywać różnicą 40 punktów. Uwielbiają wyzwania, w Polsce je znajdują.
Gwiazdy ściągają kibiców na trybuny, ale nie tylko. Szczególnie młode koszykarki mogą je przecież podpatrywać podczas treningów i meczów i się od nich uczyć. To bezcenne.
- Podam jeden, wymowny przykład. Do Gdyni w tym sezonie trafiła Catchings, absolutnie jedna z najlepszych zawodniczek świata, wielka gwiazda WNBA. Szybko okazało się, że prócz umiejętności ma także fantastyczny charakter i jest świetną koleżanką, chętną do pomocy, służącą radami, wskazówkami. Nie zatrzymuje swej wiedzy dla siebie, wręcz cieszy ją, gdy może się nią dzielić. Jest szalenie ambitna, oddaje serce, więcej nawet niż musi. No a koszykarką jest wyjątkową, przyznam szczerze, że jeszcze nigdy nie widziałam gracza tak uniwersalnego, potrafiącego zagrać na każdej pozycji, rzucać, wyśmienicie bronić, podawać, zbierać, kreować.
Ale nawet sama Catchings nie wystarczyłaby do mistrzostwa...
- ...i wszystkie o tym wiemy. Tamika na pewno była liderką, ale nie było tak, że wyłącznie grałyśmy na nią i patrzyłyśmy, co ona robi. Siłą Lotosu była drużyna, wiedziałyśmy, że kluczem do sukcesu jest zespołowość, realizacja zadań taktycznych. Stworzyłyśmy kolektyw, doskonale się rozumiałyśmy, krok po kroku coraz lepiej się zgrywałyśmy i w końcówce sezonu prezentowałyśmy się już tak, jak zawsze chciałyśmy. Szczególnie w obronie, która zadecydowała o półfinałowym zwycięstwie z Wisłą. To jest chyba najważniejsze, mieć w drużynie nie tylko gwiazdy, ale i dwanaście dziewczyn, które chcą ze sobą grać i nawzajem się wspierać.
O ile w sezonie zasadniczym niespodzianek nie brakowało, o tyle fazę play-off przeszłyście jak burza. Patrząc z boku, mogłoby się nawet wydawać, że sukces przyszedł wam miło, łatwo i przyjemnie.
- No tak, z Wisłą wygrałyśmy 3:0, z KSSSE 4:1, wysoko. Wbrew pozorom było jednak ciężko, fizycznie i mentalnie. Obawiałyśmy się półfinałów z krakowiankami, bo to drużyna niezwykle mocna i zdolna pokonać każdego. Gorzów niby był sensacją i rewelacją, ale skoro wcześniej dwa razy zwyciężył Wisłę i w półfinale rozbił Polkowice, to znaczyło, że ma potencjał i możliwości.
Jaki dla Pani osobiście był ten sezon?
- Trudny. Wracałam po kontuzji kolana, nie miałam zbyt udanego początku. Dopóki byłam zdrowa, nie borykałam się z problemami, nawet nie przypuszczałam, jak jest ciężko po półrocznym rozbracie z koszykówką, jak ciężko wrócić na parkiet i złapać wiatr w żagle, poczuć rytm gry. Na początku było zatem nierówno, na szczęście końcówka okazała się lepsza. W pierwszym meczu finałowym rzuciłam sześć "trójek", nie pamiętam, kiedy ostatnio tak wypadłam w pojedynku o wielką stawkę. Cieszę się, że mogłam pomóc drużynie, teraz chciałabym, aby podobnie było w reprezentacji.
No właśnie, sezon dopiero się skończył, pewnie przydałby się odpoczynek, ale wakacyjne plany musicie odłożyć. Nadchodzi czas kadry.
- Sezon zakończył się w niedzielę, już wczoraj przeszłyśmy badania w Warszawie, w sobotę rozpoczynamy zgrupowanie w Cetniewie. Mistrzostwa Europy są w tym roku wcześnie, w czerwcu, wolnego zatem nie mamy, ale jest o co grać i o co walczyć. Odpoczniemy, oby w dobrych humorach, później.
Poprowadziła Pani Lotos do mistrzostwa Polski, poprowadzi Pani reprezentację do medalu mistrzostw Europy?
- Bardzo bym chciała. Mistrzostwa będą wyzwaniem, mamy ciężką grupę. Mogę obiecać, że zrobimy wszystko, by jak najlepiej się do nich przygotować, a na Łotwie w każdym meczu pokażemy, że chcemy, walczymy, mamy charakter. Zagramy dla Polski i siebie, medal byłby czymś wspaniałym.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-04-30

Autor: wa