Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Klich nie zna abecadła konstytucyjnego

Treść

Nagłośniony przez "Nasz Dziennik" przypadek wydania przez ministra obrony narodowej Bogdana Klicha rozporządzenia do ustawy Prawo lotnicze - bez wyraźnej delegacji ustawowej, a nawet wbrew jednoznacznym postanowieniom ustawy - pokazuje, że rząd Platformy Obywatelskiej ma duże problemy z legalizmem. To nie pierwszy taki kazus. Podobnie było z głośną uchwałą Rady Ministrów, w której ministrowie "potwierdzili" uprawnienia premiera do ustalania delegacji Rzeczypospolitej Polskiej na szczyty UE czy NATO. W świetle Konstytucji członkowie rządu równie dobrze mogli w tej uchwale obwołać Donalda Tuska wielkim księciem inflanckim.

Okazuje się, że najwyżsi urzędnicy państwowi albo nie kojarzą podstawowych przepisów konstytucyjnych, albo celowo je ignorują. Tak czy owak, obie sytuacje i możliwości są dla nich dyskwalifikujące.

Dlaczego rozporządzenie ministra obrony narodowej, w którym przekazuje premierowi kompetencje w sprawie współpowoływania komisji badania wypadków lotniczych w lotnictwie państwowym, jest niekonstytucyjne? Bo ewidentnie łamie postanowienia przepisu art. 92 ust. 1 Konstytucji RP. Zgodnie z nim rozporządzenie wykonawcze wydawane m.in. przez ministrów w żadnym wypadku nie jest aktem samoistnym, tzn. minister nie ma swobody i dowolności w jego wydawaniu. Przeciwnie, rozporządzenie to akt normatywny wydany wyłącznie na podstawie wyraźnej delegacji ustawowej. Co jest w niej zawarte? Składa się ona z trzech elementów: wskazuje podmiot upoważniony do wydania rozporządzenia, przedmiot rozporządzenia (czyli co ma w nim być uregulowane), a co więcej - także wytyczne dotyczące treści aktu, ponieważ delegacja ustawowa nie może być blankietowa.

W związku z tym, aby minister obrony narodowej mógł wydać tego rodzaju rozporządzenie, w którym czyni z premiera osobę współkompetentną do powołania komisji badania wypadków lotniczych w lotnictwie państwowym i nadzorowania jej prac, to w ustawie Prawo lotnicze musiałby się znajdować mniej więcej taki oto przepis (tzw. delegacja ustawowa): "Inny, aniżeli określony w art. 140 ust. 1 ustawy, sposób powoływania Komisji, o której mowa w art. 140 ust. 1, w sytuacjach szczególnych, ustali minister właściwy do spraw obrony narodowej w drodze rozporządzenia".

Czy tego rodzaju przepis znajduje się w ustawie Prawo lotnicze? Oczywiście, że nie. Co więcej, tryb powoływania komisji do badania wypadków lotniczych w lotnictwie państwowym (w zakresie organów kompetentnych do jej powoływania) w ogóle nie jest przekazany przez ustawodawcę do regulacji w drodze rozporządzenia. Przecież przepis art. 140 ust. 1 wyraźnie i jednoznacznie stanowi, że "badanie wypadków i poważnych incydentów lotniczych w lotnictwie państwowym prowadzi Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego powoływana przez Ministra Obrony Narodowej w porozumieniu z ministrem właściwym do spraw wewnętrznych". Koniec i kropka, żadnych wyjątków i zastrzeżeń.

Zatem rozporządzenie ministra obrony narodowej z dnia 27 kwietnia 2010 r. to kolejny bubel prawny i przejaw niekompetencji urzędników PO w Radzie Ministrów, dowód braku znajomości podstawowego abecadła konstytucyjnego.

Zresztą to nie pierwszy przykład ignorancji prawniczej rządu PO. Przecież nie inaczej jak tylko w kategoriach nieudolności prawniczej należy interpretować głośną uchwałę Rady Ministrów, w której ministrowie "potwierdzili" uprawnienia premiera do ustalania delegacji Rzeczypospolitej Polskiej na szczyty UE, NATO itp. - uchwała ta została podjęta w momencie apogeum żenującej walki Donalda Tuska ze śp. prezydentem Lechem Kaczyńskim o "krzesła" w Brukseli i o samolot. Trzeba przecież zdawać sobie sprawę z faktu, że uchwała rządu jest tylko aktem prawnym wewnętrznie obowiązującym, czyli wiążącym wyłącznie jednostki organizacyjne podległe Radzie Ministrów. A przecież ani prezydent, ani Sejm, ani jakikolwiek inny centralny konstytucyjny organ państwa spoza władzy wykonawczej nie podlega Radzie Ministrów. Jakie zatem znaczenie miała owa głośna uchwała, która miała czynić z premiera de facto i wbrew Konstytucji RP niemal najwyższego przedstawiciela Rzeczypospolitej? Żadne. Równie dobrze ministrowie w tej uchwale mogli uczynić Donalda Tuska wielkim księciem inflanckim, niderlandzkim etc., etc. Po prostu tak się nie da, tak jak nie da się dołożyć premierowi żadnych innych kompetencji, które nie wynikają wprost z Konstytucji lub ustaw. Ale do tego, by to rozumieć, trzeba trochę edukacji, przynajmniej w zakresie źródeł prawa RP.

Dr Przemysław Czarnek

Autor jest konstytucjonalistą, pracownikiem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II.

Nasz Dziennik 2010-07-19

Autor: jc