Klęska na całej linii
Treść
Francuskie władze poniosły całkowitą klęskę w walce z narkomanią. Pomimo licznych podejmowanych przez kolejne rządy antynarkotykowych kampanii zjawisko narkomanii we Francji nie tylko nie zostało ograniczone, ale w ostatnich latach się nasiliło. Tygodnik "Valeurs Actuelles", który powołuje się na ostatnio opublikowane dane, informuje, że obecnie aż 35 proc. Francuzów regularnie zażywa narkotyki.
Szczególnie zatrważająca jest skala narkomanii wśród francuskiej młodzieży. Na przykład aż 53 proc. chłopców w wieku 17 lat przyznało się, że przynajmniej raz w życiu paliło haszysz, co oznacza wzrost o 100 proc. w ciągu ostatnich 10 lat. Według tygodnika "Valeurs Actuelles", winę za to ponosi niezmieniana od dziesięcioleci polityka władz, na którą miały wpływ błędne i szkodliwe poglądy wielu wpływowych środowisk intelektualnych, artystycznych i medycznych.
Zbrodnicza dezinformacja
Jej początków należy szukać w latach sześćdziesiątych, kiedy to Państwowy Instytut Prewencji i Edukacji Zdrowotnej (INPS) propagował idee oparte na micie nieszkodliwości naturalnych produktów. Wmawiano mianowicie, że marihuana tak naprawdę nie jest prawdziwym narkotykiem. Tę demoralizującą politykę kontynuowano w latach 70. ubiegłego wieku. W 1978 r. socjalistyczna gazeta "Liberation" opublikowała tzw. Apel 18 trawek, którego sygnatariusze, całkowicie niekompetentni w tych sprawach, domagali się niepociągania do odpowiedzialności prawnej ludzi zażywających marihuanę za posiadanie jej na własny użytek i zalegalizowania tego specyfiku na terytorium Francji. Apel ten podpisali m.in.: znane aktorki Isabelle Hupert i Bernadette Lafont, filozof Andre Glucksman, pisarz Philippe Soller, reżyser Barbard Tavernier i Alain Geismar, obecnie wysoki urzędnik w ministerstwie oświaty, a także były minister zdrowia w rządzie Lionela Jospina, Bernard Kouchner.
Jednak życie szybko zweryfikowało totalną ignorancję sygnatariuszy listu i niekompetencję polityków, którzy ich rojenia usiłowali wprowadzić w życie. Wraz z liberalizacją podejścia do narkotyków szybko rozprzestrzeniły się towarzyszące narkomanii plagi. I chociaż pod wpływem negatywnych następstw przyjęcia postawy pobłażliwości wobec zażywających marihuanę z czasem we Francji zmieniło się podejście do narkotyków (obecnie tylko Zieloni domagają się niekarania za zażywanie marihuany), to jednak - jak zauważa "Valeurs Actuelles" - nie można ukryć faktu niepowodzenia wszystkich antynarkotykowych kampanii podejmowanych przez kolejne francuskie rządy. Wynika to z tego, że zamiast zwalczać przyczyny narkomanii, skoncentrowano się jedynie na zwalczaniu jej skutków.
Efektem takiego podejścia było przyjęcie trzech zasad w ramach walki z tym zjawiskiem. Po pierwsze, chcąc zmniejszyć rozpowszechnianie się AIDS, prowadzono bezpłatną dystrybucję strzykawek, aby można było się "czysto narkotyzować". Po drugie, aby zmniejszyć przemyt narkotyków lekarze przepisywali subutex lub methadon, których koszta zakupu zwracane były przez kasy chorych. Po trzecie, aby zapobiec "niebezpiecznym praktykom wśród młodzieży", państwo przyznawało milionowe dotacje tzw. stowarzyszeniom integracji, które w rzeczywistości, opierając się na fałszywych ideologiach, często prowadziły zupełnie inną, wręcz demoralizującą działalność.
Skutkiem takiej polityki jest systematyczny wzrost konsumpcji wszelkiego rodzaju narkotyków, zwłaszcza najgroźniejszych. Aktualnie w grupie osób w wieku od 18 do 44 lat 1,2 proc. zażywa heroinę, 3 proc. środki wywołujące halucynacje i 3,3 proc. kokainę. Oficjalnie zarejestrowanych jest aż 170 tys. osób uzależnionych od heroiny, z których 100 tys. leczonych jest przez zażywanie subuteksu. Środek ten znalazł się na drugim miejscu na liście medykamentów refundowanych przez francuską kasę chorych.
Pronarkotykowy sabotaż
Największym skandalem jest subwencjonowanie przez budżet państwa różnego rodzaju stowarzyszeń, które jakoby mają na celu zmniejszenie zjawiska narkomanii. Przyglądając się ich internetowym stronom, można śmiało stwierdzić, że za pieniądze francuskiego podatnika robią oni często antyspołeczną robotę, propagując konsumpcję narkotyków. Na internetowych stronach stowarzyszeń Keep Smiling i Techno plus można przeczytać m.in. ten sam, wyjątkowo demoralizujący tekst: "Heroina? Po kilku chwilach jej zażywania nie odczuwa się pieczenia w nosie, a co więcej, ułatwia ona komunikowanie się z otoczeniem i zaczyna wywoływać efekty relaksujące. Znajdujemy się w stanie totalnego dobrego samopoczucia". O innym narkotyku, weterynaryjnym środku anastezjologicznym kétaminie napisano, że "od pierwszych minut zaczyna się odczuwać zmianę percepcji (...), twoje ciało oddziela się od twojego ducha; możesz np. widzieć trzy metry od podłogi twoje własne ciało ułożone na niej".
Tego typu teksty, których niszczycielskie skutki można sobie doskonale wyobrazić, widnieją na stronach internetowych owych stowarzyszeń, które otrzymują od rządu corocznie odpowiednio po 144 800 i 144 010 euro subwencji. Publiczne finansowanie tych stowarzyszeń jest tym bardziej dziwne, że nie ukrywają one swoich celów. Na przykład Keep Smiling, którego graficznym symbolem jest strzykawka, publikuje tzw. Dziennik szczęśliwych narkomanów i walczy na rzecz "prawa zażywania narkotyków jako legalnej i niepodważalnej zasady gwarantowanej przez Deklarację Praw Człowieka z 1789 r.".
Tygodnik "Valeurs Actuelle" stawia więc pytanie: "Jak wyjaśnić 150-milionowe państwowe subwencje, które w praktyce służą reklamie narkotyków i ich uprawie, gdzie w internetowych poradach pisze się, że jeżeli będzie się przestrzegać proponowanych instrukcji, to można uzyskać 100 g kwiatów z każdej rośliny". Rzeczywistość jest taka, że opowiadając się w 72 proc. przeciwko narkotykom, francuskie społeczeństwo finansuje często stowarzyszenia propagujące ich konsumpcję. Największe z nich - SOS - Międzynarodowy Narkotyk, które otrzymuje rocznie 1,5 mln euro dotacji, nie jest w stanie rozliczyć się ze swoich wydatków. Zdaniem Serge'a Lebigota, przewodniczącego stowarzyszenia Francja bez Narkotyków, "potrzebna jest ścisła kontrola nad sposobem wykorzystywania państwowych pieniędzy i zorganizowanie tzw. stanów generalnych stowarzyszeń zajmujących się narkomanią". Problem jednak w tym - jak podkreśla Serge Lebigot, że "pewne stowarzyszenia nie mają interesu, by przestał istnieć problem narkomanii, bo mniej narkotyków oznacza mniejsze subwencje".
Franciszek L. Ćwik, Caen
"Nasz Dziennik" 2005-05-25
Autor: ab