Klaus nie składa broni

Treść
Prezydent Czech Vaclav Klaus nie podpisze traktatu lizbońskiego, dopóki jego kraj nie otrzyma gwarancji ograniczenia stosowania Karty Praw Podstawowych - takich samych, jakie otrzymały Wielka Brytania i Polska. W ten sposób chce uchronić mieszkańców zachodnich ziem przed roszczeniami obywateli Niemiec wysiedlonych po II wojnie światowej. Część komentatorów ocenia, że żądania Klausa to jedynie gra na zwłokę i oczekiwanie na dalszy rozwój sytuacji. Z prezydenckiej kancelarii płyną też sygnały, że głowa państwa czeskiego nie ma w ogóle zamiaru podpisywać traktatu.
- Spotkanie było otwarte i szczere. Prezydent Klaus przedstawił swoje oczekiwania, aby Republika Czeska otrzymała takie same rozwiązania jak Polska i Wielka Brytania, dotyczące stosowania Karty Praw Podstawowych - powiedział przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek, przebywający od wczoraj w Pradze. - Żądania prezydenta Czech Vaclava Klausa o wpisaniu dodatkowych punktów do traktatu lizbońskiego muszą być najpierw rozwiązane wewnątrz Republiki Czeskiej - zaznaczał wcześniej. Wizyta Jerzego Buzka wpisuje się w ciąg odwiedzin i telefonów ze strony unijnych urzędników, toteż nie wywołała żadnego zasadniczego przełomu w stanowisku Pragi. Jednocześnie jednak obserwatorzy dostrzegają, że przewodniczący z Polski wykazuje w tej kwestii potrzebny umiar, czym wyróżnia się na tle niektórych mało rozsądnych polityków europejskich, którzy próbują wymóc coś na prezydencie Klausie, co - jak pokazały wcześniejsze przykłady - jest wysoce nieskuteczne.
Zasadniczym problemem w tej kwestii wydaje się fakt, że - jak podkreślił czeski premier Jan Fisher - prezydent nie konsultował z rządem szczegółów swoich żądań. Także minister spraw zagranicznych Czech Jan Kohout zaznaczył, że nie zna on szczegółów prezydenckiej decyzji. Ponadto, jak podkreśla europoseł PiS Konrad Szymański, nieokreślony jest formalny status żądań prezydenta Klausa. - Przede wszystkim zostały one zgłoszone dość późno. Jednakże są to oczekiwania i obawy w stu procentach usprawiedliwione. Karta Praw Podstawowych przynosinieobliczalne konsekwencje dla kształtu prawa europejskiego, a w szczególności orzecznictwa. Dlatego każdy polityk, który patrzy na nią krytycznie, wykazuje się rozsądkiem - dodaje. Także czeskie media donosiły wcześniej, że prezydenckie żądania mają dotyczyć najprawdopodobniej zapisów w Karcie Praw Podstawowych. Głowie państwa chodzi o zagwarantowanie praw własności Czechów na zachodzie kraju, z którego zostali wysiedleni Niemcy po II wojnie światowej. Komentatorzy jednak stwierdzają, że realizacja takich żądań jest mało prawdopodobna, bo zapisy traktatu nie działają wstecz. Poseł Szymański precyzuje jednak te doniesienia. - Kwestia dekretów Benesza jest wciąż nierozwiązana. Szczególnie w oczach polityków niemieckich. Należy pamiętać, że od roku 2000 niemieccy politycy i prawnicy próbują sprawę wywłaszczeń powojennych postawić w kontekście praw człowieka i rozpoczęli już w tej sprawie kampanię przed komisją ONZ. Takie jej postawienie powoduje, że kwestia ta się nie przedawnia i może powrócić na wokandę instytucji europejskich, takich jak np. Europejski Trybunał Sprawiedliwości. Z tego też względu ostrożne postępowanie prezydenta Klausa w tej kwestii jest jak najbardziej uzasadnione - zaznacza deputowany.
Większość czeskich mediów jest negatywnie ustosunkowana do prezydenta, lecz niektóre z nich, mimo że zazwyczaj atakują Klausa w kwestii traktatu, okazują się tym razem wyjątkowo powściągliwe. Na przykład "Lidove Noviny", gazeta zazwyczaj bardzo krytyczna wobec Klausa, jeden ze swoich komentarzy zatytułowała następująco: "Dlaczego ten pośpiech?". W artykule dziennik krytykuje ogólnoeuropejski atak na prezydenta, którego nie sposób nie zauważyć. Gazeta pyta, dlaczego czeski prezydent ma coś podpisywać tylko dlatego, że życzą sobie tego europejskie potęgi. Toteż obok artykułów wzywających Klausa do ustąpienia z prezydenckiego fotela pojawiają się również takie, które bronią czeskiej racji stanu.
Państwa UE są niezadowolone z oczekiwań Pragi. Jako pierwsza czeskim żądaniom sprzeciwiła się Francja. Minister spraw zagranicznych Francji Bernard Kouchner stwierdził, że nikt nie zamierza zmieniać traktatu lizbońskiego, zwłaszcza że został on zatwierdzony przez czeską izbę poselską i Senat w takim brzmieniu, w jakim zatwierdziło go 27 państw członkowskich UE.
Łukasz Sianożęcki
"Nasz Dziennik" 2009-10-10
Autor: wa