Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Klasztor to nie dom wypoczynkowy, schronisko dla emerytów czy Akademia Umiejętności. Fragmenty komentarza o. Karola van Oost OSB do "Reguły" św. Benedykta

Treść

Całą postać moralną św. Benedykta znajdujemy w jego Regule, jest ona bowiem dojrzałym owocem doświadczenia naszego Ojca, przeszłości monastycznej, a równocześnie całej duchowości Ojców, całej tradycji. Bo św. Benedykt jest przede wszystkim człowiekiem tradycji, odnosi się do niej z głębokim szacunkiem. Nie ma u niego cienia pychy ani zarozumia­łości, jakoby coś oryginalnego stworzył, obcą mu była zupełnie troska o sławę inicjatora życia monastycznego. Testament swój pisze u schyłku życia, opierając się stale na zdaniach starszych. W Regule mamy około 130 tekstów ze Starego i Nowego Testamentu; nie zawsze są one dosłowne, ale często cytowa­ne z pamięci, tym samym świadczą, że św. nasz Ojciec żył Pismem Świętym. Znał również dokładnie prawie całą ówczesną literaturę duchową: św. Ambrożego, św. Augustyna, św. Bazylego, św. Hieronima, Cezariusza, Kasjana, Makariusza, żywoty mnichów Egiptu (Vitae Patrum) i żywoty niektórych męczenników. Posiadał wielką wiedzę i wielkie doświadczenie.

I mógłby tu ktoś postawić zarzut, że jeżeli św. Benedykt stale opiera się na Piśmie Świętym, na Ojcach, to jego Regule brak jest oryginalności. Jednak tak nie jest. Święty Benedykt reasumuje całą doktrynę pięciu wieków i tak stwarza swe arcydzieło — Regułę.

Prolog

Idea główna Prologu to wielkie wezwanie do służby Bożej. Święty Benedykt używa w nim mnóstwa cytatów, by poprzeć swą naukę wezwania samymi słowami Pana Boga.

Reguły Makariusza, Cezariusza, Bazylego mają charakter nieosobowy, zaczynają się od razu od wskazówek i przepisów. Święty Benedykt zaś od samego początku występuje jako Ojciec — to Ojciec miłujący mówi do swych synów. Widzimy tu ogromne serce św. Benedykta.

Obraz syntetyczny życia zakonnego

Słuchaj, o synu, przykazań mistrza…, abyś przez trud posłuszeństwa do tego powrócił, od któregoś był przez gnuśność nieposłuszeństwa odstąpił.

Dla św. Benedykta życie zakonne to duchowe dążenie do Boga, a pierwszy odruch duszy, która chce wrócić do Boga — to trud posłuszeństwa. Święty Benedykt więc od początku opiera swą doktrynę na powrocie do Boga przez posłuszeństwo. Przedstawia to, co powinno być jedynym przedmiotem naszego poszukiwania — Bóg. Całe więc nasze życie musi być na wskroś nad­przyrodzone: jestem w klasztorze, by szukać Boga. Quaesivit te facies mea, faciem tuam, Domine requiram (zob. Ps 26,8). Czasem to męka, takie szukanie. Bóg się ukrywa, bo nasz rozum nie posiada o Nim jasnych pojęć i stąd Deus absconditus jest tajemnicą dla nas. On udziela się nam w sakramentach świętych, w Piśmie Świętym, w łasce, w obowiązkach. Prócz tego Bóg nas pociąga w osobistym powołaniu, w specjalnej zażyłości z każdą duszą. I to jest wielka tajemnica — osobiście znaleźć Boga i znaleźć Go też jako cały dom, cały monaster.

Znamienne jest w tym pierwszym zdaniu Prologu crescendo myśli: Słuchaj–nakłoń ucho–chętnie przyjmij–czynem wypełniaj.

Napomnienie łaskawego Ojca…

Mistrz, który się zwraca do nas, to pius pater, ojciec dobry, wyrozumiały, a upomnienie, jakiego udziela, jest wynikiem jego doświadczenia i miłości ku nam. Ojciec ten kocha, ale i wymaga posłuszeństwa. W czasach św. Benedykta pater familias był jed­nocześnie panem swojej rodziny, swojej służby, nawet jej sędzią z prawem nagrody i kary.

… abyś przez trud posłuszeństwa…

Posłuszeństwo ułatwia życie, ale dla na­szej skalanej grzechem natury jest niemałym trudem. Wydaje się nam nie­raz, że w nieposłuszeństwie okazujemy wielką energię, samodzielność, a oto św. Benedykt nieposłuszeństwo nazywa gnuśnością i tchórzostwem.

Do ciebie się teraz mowa moja zwraca… — do ciebie, któryś jest uległy a mocny w posłuszeństwie, któryś się wyrzekł własnej woli i chcesz służyć Chrystusowi, prawdziwemu Królowi (Christo vero Regi militaturus).

Porównanie służby Bogu do służby wojskowej znajdziemy później u św. Ignacego. Zauważyć tu również trzeba, że dopiero Pius XI wprowadził oficjum Chrystusa Króla, choć myśl ta istniała już w VI w. Święty Benedykt używa określeń wojskowych (militaturus), bo mnich, jak żołnierz, ma służyć i jako żołnierz ma też posiadać swoją zbroję.

Zachęta do modlitwy

Naprzód, cokolwiek dobrego zaczynasz, proś usilną modlitwą, aby On sam tego dokonał…

Święty Benedykt rozumie, że sami o własnych siłach nie dojdziemy do Boga, dlatego mówi: „usilną modlitwą proś”. Przez modlitwę przyjdzie łaska, bo sama dobra wola człowiekowi nie wystarczy. Święty Benedykt uderza tu w doktrynę pelagiańską. Bowiem Pelagiusz, mnich-gyrowaga, twierdził, że człowiek z natury swej jest dobry i że do czynów dobrych wystarczy mu dobra wola, zewnętrzna pomoc prawa, nauka i przykład Chrystusa Pana. Otóż to nie jest prawdą, bo Bóg w nas ciągle interweniuje. A jeśli łasce Jego okażemy doskonałą wierność, wtedy Go znajdziemy. W razie naszej niewierności Bóg będzie postępował z nami nie jako Ojciec, ale jako Sędzia.

Dialog między Bogiem a duszą

Powstańmyż tedy nareszcie na pobudkę Pisma, które mówi: Godzina jest już, abyśmy ze snu powstali (Rz 13,11).

Zaczynajmy naszą pracę ciągle na nowo, coraz lepiej, głębiej.

A otworzywszy oczy nasze na boskie światło…

Lumen deificum quod facit Deum: jest to wiara, życie nadprzyrodzone, które ułatwia nam poznanie Boga.

Dzisiaj, jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych (Ps 94,8).

Ten głos i nas co dzień napomina, mamy bowiem to samo oficjum, co i św. Benedykt. Bóg nie czeka do jutra, łaska uczynkowa przechodzi. Święty Benedykt wymaga stałej uwagi od swego ucznia, a nie znosi rozproszenia, niedbalstwa. Silniej wyrazi to jeszcze, mówiąc o pierwszym stopniu pokory: oblivionem omnino fugiat. Mnich winien unikać zapomnienia, to nie wymówka: „ach, przepraszam, zapomniałem!…”.

I Pan szukając w mnóstwie ludu… robotnika swego, znów mówi…

Oto drugi apel: ojciec rodziny szuka swych robotników i chce z każdym zaw­rzeć umowę.

Który jest człowiek, co chce żywota i pragnie oglądać dni dobre?

Bóg, niby wielki dyplomata, przedstawia od razu przy umowie dobro i siłą naszej własnej korzyści pociąga nas ku sobie. Na nasze: „Panie, oto ja” — podaje nam warunki wzięte z Psalmu 33.

Bóg nas zachęca, przedstawia całe piękno wiecznego życia i obiecuje, że jeśli te warunki wykonamy, oczy Jego będą nad nami i uszy Jego będą gotowe do słuchania naszych próśb. Wtedy zaistnieje między duszą a Bogiem tak wielka zażyłość, że nim Mnie wzywać będziecie, rzeknę: Oto jestem (Iz 58,9). Kto łączy się z Panem, jest z Nim jedno (Qui adhaeret Domino unus spiritus est, zob. 1 Kor 6,17).

Cóż nam może być słodszego nad ten głos Pana, wzywającego nas, bracia najmilsi?

Ten okrzyk radosny świadczy, że św. Benedykt, choć nie był uczuciowy, miał jednak serce. I świadczy także o tym, jak on blisko obcował ze swoim Bogiem.

Przepasawszy tedy biodra nasze wiarą i pełnieniem dobrych uczynków, idźmy za przewodem Ewangelii…

Ruszyć nam trzeba w drogę, niby żołnierzom pielgrzymom i przyodziać nasz wojskowy pątniczy strój: wiarę i dobre uczynki. Święty Benedykt wyraźnie tu żąda czynu, podczas gdy my tak często zadawalamy się tylko pięknie brzmiącymi hasłami i wzniosłymi teoriami.

I mówi dalej św. Benedykt:

Albowiem, jeśli chcemy w przybytku Jego królestwa mieszkać, nie inaczej, jeno przez dobre uczynki bieżąc, tam przyj­dziemy.

Trzeba czynu, trzeba iść nieustannie, trzeba biec! „Lecz zapytajmy tu Pana, kto zamieszka w nowym Jeruzalem?”. Pytanie i odpowiedź Pana Boga objęte są wersetami Psalmu 14.

Który złośliwego diabła…

Nie zapominajmy, że to wiek VI. Nieraz w Regule będzie mowa o szatanie. Kasjan, Ojcowie Pustyni mieli wiele do czynienia z szatanem, staczali z nim prawdziwe walki — to w linii ascezy starożytnej. Dziś szatan w subtelniejszy sposób atakuje człowieka; formy jego działalności są inne, znamy je dobrze: zmysłowość, duch buntu, obecne prądy polityczne, społeczne, kulturalne. Jak mamy z nim walczyć? — przede wszys­tkim gardzić pokusami. Allidere ad Christum (Ps 136,9) — zniweczyć je o Chrystusa.

Którzy bojąc się Pana, nie stają się pysznymi z dobrego zachowania się swego…

Prawdziwi słudzy Pana nie myślą o swych zasługach: Nie nam, Panie, nie nam, ale imieniu Twemu daj chwałę (Ps 113,9). Trzeba nam jednak uznać, że mamy tę oto zaletę i takie zdolności — to Bóg nam dał. Nie wolno nam ograniczać, umniejszać działalności Bożej — jeśli się nam coś udało, to dzięki Niemu, bo On jest sprawcą dobrego w nas. Podobnie pisze Kasjan: Nihil a semetipso se posse facere (Inst. XII,17). A u św. Pawła czytamy: Z łaski Bożej jestem to, com jest (1 Kor 15,10) i Kto się przechwala, niech się w Panu przechwala (2 Kor 10,17).

Tak nas pouczywszy, oczekuje Pan…

Pan Bóg, słowami Psalmu 14, odpowiedział na nasze pytania, a teraz czeka na reakcję z naszej strony, na nasze uczynki. Święty Benedykt wie, że człowiek jest taki ułomny, i dlatego mówi:

Przeto nam miłosiernie dni żywota przedłuża, byśmy poprawili się ze złości naszych.

A Pan Bóg, u Ez 33,11, wyraźnie ukazuje swe miłosierdzie, pragnąc nawrócenia naszego, nie śmierci: Nolo mortem peccatoris, sed convertatur et vivat. I Bóg, i św. Benedykt nie bawią się tylko w teorie, w piękne hasła, ale żądają ich urzeczywistnienia, żądają czynów!

Więc kiedyśmy, bracia, pytali Pana, kto by w przybytku Jego mieszkał, słyszeliśmy, czego się tam wymaga; a tę powinność wypełniwszy, dziedzicami królestwa Bożego zostaniemy.

Krótka konkluzja św. Benedykta. Niestety, co za kolosalna przepaść w naszym życiu, między teorią a praktyką. Słowa: erimus haeredes regni caelorum („dziedzicami królestwa Bożego zostaniemy”) dodane są prawdopodobnie przez jakiegoś kopistę, zadziwionego pozornym urwaniem myśli w zdaniu poprzednim: sed si compleamus habitatoris officium.

Konkluzja osobista

Tak wiec serca i ciała nasze przygotować nam trzeba do boju.

Święty Benedykt nie boi się powiedzieć, że życie zakonne to walka, do której trzeba przygotować i ciało, i duszę. Zachęca więc, dodaje odwagi, rzuca swym synom okrzyk: sursum corda! I znów wraca do posłuszeństwa świętym nakazom, sanctae praeceptorum oboedientiae, bo wie, że to klucz wszelkiego postępu duchownego i zakonnego życia. Tak wiec Prolog zaczyna się i kończy posłuszeństwem.

Słaba nasza natura nie podoła sama walce, dlatego „prośmy Pana, by nas łaską swoją wspierać raczył” — ut gratiae suae iubeat (Prolog,41). Ciekawa myśl, jakby to Bóg dawał rozkaz swej łasce. „Tedy póki czas mamy…”— dum adhuc vacat (43) — trzeba nam korzystać z czasu!

Konkluzja społeczna

Mamy tedy urządzić szkołę służby Pańskiej.

Oto św. Benedykt określa nam w końcu formę naszego życia zakonnego: dominici schola servitii. Prowadzimy wspólne życie, dlatego zakładamy wspólną szkołę służby Pańskiej. Klasztor to nie dom wypoczynkowy, schronisko dla emerytów czy Akademia Umiejętności. Klasztor to miejsce, gdzie dusza ma szukać i poznać swego Boga, to jej wieczny nowicjat. Mnisi w nim stale pozostają małoletnimi, muszą ciągle prosić o pozwolenie, oczekiwać wszystkiego od przełożonych. Trzeba im do końca życia pozostać w szkole, a św. Benedykt wie, że w niej nie zawsze jest przyjemnie, i dlatego mówi jakby: Spodziewamy się, że nasz program szkolny nie będzie za ciężki. On jak ojciec przewiduje wszystkie trudności i uspokaja: nihil asperum, nihil grave nos constituturos speramus. W porównaniu z naszą Regułą inne, jak np. Pachomiusza, Cezariusza, irlandzkie, były bardziej surowe, ostre (posty, biczowania, leżenia krzyżem).

Święty Benedykt przewiduje jednak, że dla niektórych dusz początki mogą być trudne: „Lecz gdyby się nawet w czymś i nieco surowiej postąpiło” (47) — jak on zna naturę ludzką! Wszyscy my chorujemy na „otyłość moralną”, to nasze impedimenta — bagaże, które nam przeszkadzają w marszu do Boga.

A droga jest wąska — non est nisi angusto initio incipienda; a wejście jest ciasne — quam angusta porta… quae ducit ad vitam (zob. Mt 7,14). Przy tym wszystkim zaś egoizm nasz jest taki wielki! I on to właśnie jest jedyną przyczyną naszego cierpienia, bo to, co nam najwięcej dokucza, to nie umartwienie ani krzyż, ale nasze własne „ja”. Bóg, nasz Pan i pierwszy Kie­rownik, wymaga, byśmy impedimenta nasze — egoizm — porzucili, inaczej nie dojdziemy do Niego. O, gdybyśmy zrozumieli, że Bóg chce pracować nad naszą duszą. Bóg chce, tylko my Jemu przeszkadzamy!

Znamienne dla św. Benedykta jest wyrażenie: dictante aequitatis ratione — wszystko w Regule podporządkowane jest mądremu prawu i wypływa ze słusznych przyczyn.

Gdy jednak przez postęp w zbożnym pożyciu i w wierze rozszerzy się serce…

Conversatio to sposób życia zakonnego, monastycznego, a conversio — to nawrócenie. Nasze votum to nie conversio, ale conversatio.

Oto dusza umie już biec do Boga, wszystkie jej konflikty, trudności minęły, została tylko uległość Bogu i łasce. Krzyże wprawdzie są, ale ofiarowane Bogu stają się pobudką do coraz większej miłości.

…tak, że od Jego poddaństwa nigdy nie odstępując…

Święty Benedykt wymaga wytrwania w klasztorze aż do śmierci. Chwiejność, wahanie nie są w duchu benedyktyńskim. Naszym pierwszym ślubem jest stabilitas, stałość, a hasłem pokój — pax. Ciekawa rzecz, że słówko pax występuje w Regule dość rzadko, a jednak właśnie z niej wypływa pokój.

Uczestnictwo mamy w męce Chrystusowej…

Duchowość nasza jest chrystocentryczna. Chrystus jest i pozostanie centrum naszego życia. O tyle postępujemy, o ile łączymy się z Chrystusem.

…abyśmy i królestwa Jego zostali dziedzicami.

Zakończenie Prologu stanowi jakby rodzaj doksologii. Może to stąd właśnie powstał dodatek kopisty w jednym z poprzednich zdań.

Zakon to rodzina, która żyje, dlatego życie monastyczne nie jest sztywne, skamieniałe, ale może ulegać pewnym zmianom. W ciągu wieków konstytucje, kapituły, przełożeni niejedno zmienili w przepisach — a jednak duch benedyktyński zawsze pozostaje ten sam! Mnich, mimo tylu lat, jakie upłynęły od powstania Reguły, nie może pozostać obojętny na wezwania swego Ojca. Święty Benedykt nas kocha i chce, byśmy szli do Boga.

Z Prologu tchnie silne uczucie wiary i miłości — to mówi do nas Ojciec Święty i Wódz, który umie porwać dusze. Mówi mnich, wielki mistyk i wielki asceta, który nas pociąga, byśmy razem zdążali do wspólnego celu — do Boga.

Rozdział I — o różnych rodzajach mnichów

Święty Benedykt ogranicza już teren swej pracy. W Prologu wołał do wszystkich, teraz zwraca się tylko do tych, którzy chcą wstąpić do szkoły służby Pańskiej, swą Regułę pisze więc dla mnichów.

„Mnich”, monachus, pochodzi z gr. monachos, tj. monos — ‘sam’, ‘jeden’; monacho — to ‘żyć w odseparowaniu’, w osamotnieniu. W pierwszych wiekach chrześ­cijaństwa mnichami, monachoi czy monachontes, nazywano niekiedy ascetów, którzy siłą rzeczy żyli w pewnym odosobnieniu. Ta nazwa, „mnich”, została potem przeniesiona i na cenobitów. I długo jeszcze jedno znaczyło „być zakonnikiem” i „być mnichem”. Dopiero z czasem, gdy powstawać zaczęły nowe zakony i zgromadzenia, poświęcone specjalnym celom, nazwę mnichów zatrzymali tylko synowie św. Benedykta i św. Brunona.

Jak wiadomo, cztery są rodzaje mnichów.

Nie wszyscy byli jednak tego samego zdania. Święty Hieronim uznaje tylko trzy rodzaje zakonników: anachoretów, cenobitów i tzw. remnuoth. Podobnie trzy rodzaje wylicza Kasjan: cenobici, anachoreci i sarabaici, a św. Benedykt wylicza jeszcze czwarty rodzaj — gyrowagów.

Pierwszy jest cenobitów, czyli klasztornych…

Ponieważ św. Benedykt całą Regułę przeznacza dla cenobitów, tutaj podaje tylko krótką ich charakterystykę: cenobici wiodą koinos bios (życie wspólne) w klasztorze, wojując pod Regułą i opatem (sub regula vel abbate). Sama Reguła nie wystarczy; trzeba, by ją ktoś interpretował, i opat o tyle będzie ojcem, o ile będzie ją komentował w duchu św. Benedykta, a nie dowolnie.

Drugi potem rodzaj jest anachoretów…

„Anachoreta” pochodzi gr. anachoreo — ‘żyć na uboczu, samotnie’, ‘oddalić się’. Święty Benedykt nie odróżnia tu anachoretów żyjących na pustyni, czyli tzw. eremitów, jak to czyni św. Izydor. Życie pustelnicze istnieje również i dziś w Kościele, ale w swej zmitygowanej formie, np. u kartuzów, kamedułów. Mieszkają oni osobno w domkach o trzech izbach: oratorium, sypialnia i warsztat, ale schodzą się na wspólne oficjum, a niekiedy i na wspólny posiłek.

…którzy nie w pierwszym zapale zakonnej gorliwości…

Święty Benedykt nie lubi takich niedojrzałych porywów. Wiemy, że on sam zaczął swe nawrócenie od życia pustelniczego, znał je więc dobrze z własnego doświad­czenia. Wiedział, że takie życie dla dusz wybranych ma dużo uroku i ponęt, ale wiedział też, ile kryje w sobie niebezpieczeństw w postaci pokus, złudzeń, porywów wyobraźni. Dlatego mówi o anachoretach, jako o tych, którzy nie w pierwszym zapale zakonnej gorliwości, ale przez długą próbę w klasztorze nauczyli się być panami sytuacji. Oczywiście św. Benedykt nie ignoruje doniosłości życia pustelniczego, ale wie, że jest ono w swej doskonałości dostępne tylko dla wybranych, on zaś pisze Regułę dla szerokiego ogółu.

Powiedział ktoś, że mnich to jak wino — im starsze, tym lepsze. Czy więc św. Benedykt potępia ów „pierwszy zapał”, fervor novitius? Nie, bo dzięki niemu dusza się oczyszcza, chętnie przyjmuje uwagi, napomnienia. Ale ten fervor nie wystarczy do życia samotnego, przyszły pustelnik musi się dobrze wprzód doń przygotować w życiu wspólnym. Prawdziwi pustelnicy i za czasów św. Benedykta byli rzadkością, bo nawet tacy jak św. Antoni przyjmowali do siebie uczniów.

Nieraz spotyka się takie osoby — odludki, które o życiu pustelniczym myślą kategoriami nie nadprzyrodzonymi, lecz podoba im się ono dla „świętego” spokoju. Ale takie dusze i sam Bóg opuszcza. Podobnie i po klasztorach żyją często tacy pustelnicy — ułożą sobie wygodne gniazdko pod pozorem modlitwy, a właściwie dla spokoju, by się nie poświęcać i nie udzielać innym. Co za egoizm! Znany jest ten typ „starego kawalera” u zakonników i „starej panny” u zakonnic. My zaś jesteśmy cenobitami i mamy żyć razem!

Zaś trzeci, a wielce sprośny rodzaj mnichów, jest sarabaitów…

Słowo „sarabaita” pochodzi, być może, z aramejskiego sarab — ‘buntownik’, ‘oporny’. By zrozumieć, jak powstał ten rodzaj mnichów w Kościele, przypomnieć trzeba, że za czasów św. Benedykta nie było zwartego życia zakonnego, nie było ścisłej Reguły. Nie wszędzie też obowiązywał nowicjat, nie istniał stały formularz profesji. By zostać mnichem, wystarczyło przyjąć pewne zewnętrzne oznaki tego stanu, a więc ogolić głowę, przywdziać habit i żyć w pewnym odosobnieniu. Sarabaici zachowywali czystość, nawet pewien stopień ubóstwa, ale pomijali całkowicie posłuszeństwo. Dyktowali sobie sami regułę, interpretując po swojemu prawa Boże.

Dziś już wprawdzie nie ma sarabaitów, ale ich duch tkwi jeszcze po klasztorach. Oto sarabaitami są dziś ci, którzy nie chcą znosić trudności życia zakonnego, prowadzą zaś życie światowe, nie pozwalają się próbować, doświadczać, tworzą grupy zakonników o swoim zdaniu, swoich poglądach, niektóre przepisy Reguły przyjmują, a inne, trudniejsze, odrzucają. Są to naprawdę biedne dusze.

Czwarty na koniec rodzaj jest tych mnichów, których nazywają gyrowagami…

Gyros to ‘kręcący się wokoło’. Zdawało by się, że nie może istnieć gorszy rodzaj zakonników nad sarabaitów, a jednak św. Benedykt na ostatnim miejscu wymienia gyrowagów: per omnia deteriores sarabaitis. Sarabaici mogli się jeszcze modlić i pracować, gdy tymczasem gyrowadzy stanowią kompletną nędzę moralną, tylko jeden ślub ubóstwa, a całe swe życie spędzają na włóczęgostwie od jednego klasztoru do drugiego, nie pracując, ale „własnym żądzom i obżarstwu dogadzając”. Nie prowadzili żadnego życia zakonnego: pod pozorem ubóstwa otrzymywali gościnne przyjęcie, a potem szli dalej. Święty Augustyn pisze o nich: hypocritae sub habitu monachorum, qui circumcelliones dicti sunt quia circum cellas vagantur (De opere mon., 36). Czasem mnisi ci stawali się gyrowagami ze szlachetnych pobudek, szukając sobie dobrego mistrza, ale takich było bardzo mało.

Wielką zasługą św. Benedykta jest to, że wymagał od swych mnichów stałości, która przedtem nie istniała, jak nie istniał też i prawdziwy nowicjat.

I dziś można być również gyrowagiem — chodzić, kręcić się po klasztorze bez potrzeby, pragnąc ciągłej zmiany w urzędach, obowiązkach, nie cenić sobie klauzury. Taki brak stałości w życiu monastycznym jest objawem wielkiego spłycenia wewnętrznego, powierzchowności i lekkomyślności.

Zaczem, zaniechawszy ich, przystąpmy z pomocą Pańską do urządzenia najmężniejszego rodzaju, cenobitów.

Cała Reguła będzie więc reakcją przeciw tym trzem rodzajom mnichów. Święty Benedykt pisze ją tylko dla cenobitów. Nasze śluby to także reakcja. Oboedientia, na której opiera się Reguła, to reakcja przeciw anachoretom, ponieważ oni nie praktykują posłuszeństwa; conversatio morum — to reakcja przeciw sarabaitom; stabilitas — reakcja przeciw gyrowagom. Ślubu ubóstwa i czystości u nas nie ma, bo mieszczą się one w ślubie conversatio morum.

Nasze życie benedyktyńskie winno podkreślać stale te trzy zasadnicze punkty: posłuszeństwo, życie klasztorne, stałość. Posłuszeństwo tworzy jakby sklepienie i podporę życia zakonnego. Do istoty zaś naszego benedyktyńskiego ducha należy szczególnie stałość, bo nie ma życia rodzinnego bez stałości. My mamy prawo, a nawet musimy, przywiązać się do naszego klasztoru, bo to nasz dom. Starajmy się kochać klauzurę.

Cenobici dla św. Benedykta to fortissimum genus. Życie wspólne przez szereg lat, dążenie do tego samego ideału, daje możność powstania społeczności zakonnej naprawdę solidnej, silnej. Bo gdzie jedność i jednomyślność — tam moc i potęga.

O autorze:

Karol Filip van Oost OSB (ur. 1899, zm. 1986), belgijski benedyktyn, mnich opactwa św. Andrzeja na przedmieściach Brugii (Zevenkerken), jako przeor wznowionego opactwa tynieckiego (1939–1951) odnowiciel życia benedyktyńskiego w Polsce. Pierwsze śluby zakonne złożył wobec bł. Kolumby Marmiona w 1918 r. Posłuszny woli przełożonych pełnił gorliwie rozmaite funkcje zarówno w rodzimym klasztorze, jak i poza jego murami (m.in. posługiwał jako: nauczyciel w szkole przyklasztornej, misjonarz, wizytator klasztorów żeńskich, dyrektor internatu, refektariusz). Był cenionym rekolekcjonistą i kaznodzieją. Dzieło jego życia stanowi tyniecka fundacja, której rozwój, po zakończeniu przełożeństwa, śledził z wielką troską. Odznaczał się głębokim wyczuciem życia wspólnego i charyzmatem duchowego ojcostwa.

Źródło: ps-po.pl, 17 listopada 2017

Autor: mj