Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Klasyczna forma "medytacji" to powtarzające się wzywanie imienia Jezus w sercu opróżnionym z obrazów i trosk

Treść

Medytacja nie jest wyłącznie intelektualnym wysiłkiem zmierzającym do opanowania pewnych „pojęć o Bogu” ani nawet do wtłoczenia w nasz umysł tajemnic wiary katolickiej. Pojęciowa wiedza o prawdach religijnych zajmuje w naszym życiu określone miejsce, i jest to miejsce ważne. Studia odgrywają istotną rolę w życiu modlitwy. Życie duchowe potrzebuje bowiem mocnych podstaw intelektualnych. Życiu medytacji winno zatem zawsze towarzyszyć studium teologii. Jednak sama medytacja nie jest ani „studiowaniem”, ani żadnym innym czysto intelektualnym zajęciem. Celem medytacji nie jest zdobycie czy pogłębienie obiektywnej i spekulatywnej wiedzy o Bogu, a także prawdy przez Niego objawionej.

W medytacji nie dążymy do zdobycia wiedzy o Bogu, jakby był On przedmiotem takim, jak inne, a zatem jakby podlegał naszemu badaniu i mógł być opisywany za pomocą ściśle naukowych pojęć. Dążymy do poznania samego Boga, ponad poziomem wszystkich przedmiotów, które stworzył, a które jawią się nam jako odrębne „rzeczy”, „określone” i „oddzielone” wyraźnymi grani­cami. Nieskończony Bóg nie ma granic i nasz umysł nie może nakładać ograniczeń ani na Niego samego, ani na Jego miłość. Jego obecność jest zatem „uchwytna” w powszechnej świadomości miłującej wiary, „urzeczywistnia się”, lecz nie może być – jak próbka pod mikroskopem – dokładnie i naukowo poznana. Jego obecność nie może być zweryfikowana, jak weryfikuje się doświadczenie w laboratorium. A jednak może ona być urzeczywistniana duchowo tak długo, jak długo nie usiłujemy jej sprawdzić. Gdy tylko próbujemy sprawdzić duchową obecność jako przedmiot ścisłej wiedzy, Bóg wymyka się nam.

Powracając do klasycznych fragmentów z pism św. Jana od Krzyża dotyczących „ciemnej nocy” kontemplacji, zauważamy, że jego nauka o wierze często bywa błędnie rozumiana. Niektórym wydaje się, że św. Jan twierdzi jedynie, że jeśli odwrócimy się od rzeczy zmysłowych i widzialnych, dojdziemy do oglądania rzeczy niewidzialnych. To jest neoplatonizm, a nie nauka św. Jana od Krzyża. Wprost przeciwnie, uczy on, że:

[…] musi dusza być w ciemnościach nie tylko w tej części, która się odnosi do stworzeń, do rzeczy doczesnych, to jest w części niższej, zmysłowej […], lecz musi pozwolić się oślepić i zaciemnić w tej także części, która się odnosi do Boga i do rzeczy duchowych, to jest w części wyższej, rozumowej.

[…] Musi iść jak ślepiec trzymając się ciemnej wiary jako przewodniczki i światła, nie opierając się na żadnej rzeczy, którą poznaje, smakuje, czuje czy wyobraża sobie. Wszystko to bowiem są mroki, które ją oszukują, wiara zaś jest pewniejsza niż wszystko, co można zrozumieć, spróbować, odczuć czy wyobrazić sobie.

Jeżeli więc co do tych rzeczy nie oślepi się tak, aby pozostawać zupełnie w ciemnościach, nie dojdzie do tego, co jest wyższe, a czego uczy wiara.

Jednak również ta ciemność nie jest wyłącznie negatywna. Przynosi ze sobą oświecenie, które wymyka się badaniom i kontroli rozumu. „Co do Boga bowiem, to któż Mu zabroni, by w duszy tak oderwanej, unicestwionej i ogołoconej uczynił, co zechce?”

Tego nauczania św. Jana od Krzyża nie powinno się odsuwać na bok, traktując jako szczególną formę „karmelitańskiej duchowości”. Wywodzi się ona bezpośrednio z dawnej monastycznej i patrystycznej tradycji, od Ewagriusza z Pontu, Kasjana i Grzegorza z Nyssy, poprzez Grzegorza Wiel­kiego i następców Pseudo-Dionizego na Zachodzie. Święty Jan Chryzostom tak napisał w swoim dziele O niepojętości Boga:

Wzywajmy Go jako Boga, który nie daje się wyrazić, niepojętego, niewidzialnego i niepoznawalnego. Wyznajmy, że przekracza On zdolności ludzkiej mowy, że wymyka się wszelkim próbom ujęcia Go przez śmiertelny rozum, że aniołowie nie mogą Go przeniknąć, serafini zobaczyć w pełnej jasności, a cherubini w pełni zrozumieć, ponieważ jest niewidzialny dla zwierzchności i mocy, dla potęg i dla wszystkich bez wyjątku stworzeń. Tylko Syn i Duch Święty Go znają.

Święty Grzegorz z Nyssy tak oto opisuje „noc mistyczną”:

Noc oznacza kontemplację (theoria) rzeczy niewidzialnych na sposób Mojżesza, który wszedł w ciem­ność, gdzie znajdował się Bóg – ten Bóg, który z mroku czyni sobie zasłonę (Ps 18,12). Dusza otoczona Boską nocą szuka Tego, który jest ukryty w ciemności. Rzeczywiście posiada miłość Tego, którego szuka, ale Umiłowany nie daje się pochwycić jej myślom. […] Dlatego porzucając poszukiwanie poznaje Tego, którego pragnie poprzez sam fakt, że poznanie Go przekracza wszelkie rozumienie. Toteż mówi: „Pozostawiwszy za sobą wszystkie rzeczy stworzone i odrzuciwszy pomoc rozumu, jedynie dzięki wierze odnalazłam mego Umiłowanego. I nie pozwolę Mu odejść, trzymając Go w uchwycie wiary, dopóki nie wejdzie do mojej sypialni”. Sypialnią jest serce godne, by w nim zamieszkać, gdy zostało przywrócone do swego pierwotnego stanu.

Ewagriusz zaś twierdzi (w traktacie O modlitwie, który przez długi czas przypisywano św. Nilo­wi), że

tak jak światło, które ukazuje nam wszystko, nie potrzebuje innego światła, aby być widzialne, tak i Bóg, który pokazuje nam wszystkie rzeczy, nie potrzebuje światła, w którym moglibyśmy go oglądać, gdyż On sam ze swej istoty jest światłem.

A także:

Kiedy się modlisz, nie nadawaj w myślach kształtów temu, co Boskie, ani też nie pozwól, by twój umysł ukształtował się według jakiejś formy, ale jako niematerialny przystąp do tego, co niematerialne, a zrozumiesz. […] W czasie modlitwy, kiedy pragniesz ujrzeć oblicze Ojca, który jest w niebie, żadną miarą nie szukaj jakiegoś kształtu czy obrazu.

Powracając do mistyków nadreńskich, odnajdziemy charakterystyczne słowa Jana Taulera:

Wszystko w czym człowiek z radością znajduje wytchnienie, wszystko, co zatrzymuje jako należące do niego dobro, wszystko stanie się pokarmem dla robaków, z wyjątkiem całkowitego i prostego zatracenia się w czystym, niepoznawalnym, niewypowiedzianym i tajemniczym dobru, jakim jest Bóg, przez wyrzeczenie się samego siebie i wszystkiego, co może się pojawić w człowieku.

U Ruusbroecka natomiast czytamy:

Wewnętrzny człowiek skupia się czasem, zgodnie z dążeniem do rozkoszy, przez proste patrzenie, w rozkosznej miłości, nad wszelkim działaniem i cno­tą. Tu spotyka się z Bogiem bezpośrednio. Oświeca go proste światło z jedności Boga, to światło pokazuje mu ciemność, nagość i nicość. Zostaje objęty ciemnością, wpada w bezkres, jakby zabłądził. Nagość pozbawia go dostrzegania i rozróżniania rzeczy, zostaje przekształcony i przeniknięty prostą Jasnością. Nicość pozbawia go działania, zostaje po­konany działaniem niezgłębionej miłości Boga. […] Staje się jednym duchem z Nim.

Doktryna o czystości serca i kontemplacji „pozbawionej obrazów” znajduje swoje podsumowanie w Filokalii:

Serce jest czyste wówczas, gdy – ofiarowując Bogu pamięć pozbawioną form i obrazów – zawsze jest gotowe przyjmować wyłącznie wrażenia, które od Niego pochodzą i poprzez które pragnie On mu się ukazać.

Jednym słowem Bóg jest obecny w sposób nie­widzialny u samej podstawy naszego istnienia. Nasza wiara i miłość docierają do Niego, lecz On ukry­wa się przed aroganckim spojrzeniem naszego dociekliwego umysłu, który dąży do zawładnięcia Nim i w dającym władzę akcie poznania stara się zagwarantować sobie trwałe Jego posiadanie. W rzeczywistości próba pochwycenia Boga jak przedmiotu, który nasz umysł może pojąć i zrozumieć, jest absurdalna i niemożliwa.

Wiedza, jaką jesteśmy w stanie zdobyć, jest po prostu wiedzą o Nim. Wskazuje na Niego poprzez analogie, które musimy przekroczyć, aby ku Niemu sięgnąć. Podobnie jak analogie, szukając poznania Boga musimy również przekroczyć samych siebie i zapomnieć o zwykłej relacji podmiot – przedmiot, która charakteryzuje nasze zwyczajne akty poznawcze. W rzeczywistości poznajemy Go w takim stopniu, w jakim uświadamiamy sobie, że On poznaje nas na wylot. „Posiadamy” Go w takiej mierze, w jakiej rozumiemy, że to On posiada nas w najskrytszych głębiach naszego istnienia. Medytacja lub „modlitwa serca” jest czynnym wysiłkiem, aby zachować otwarte serce, by On mógł nas oświecić i wypełnić urzeczywistnieniem naszej prawdziwej więzi z Nim. Dlatego klasyczna forma „medytacji” to powtarzające się wzywanie imienia Jezus w sercu opróżnionym z obrazów i trosk.

Stąd celem medytacji – w kontekście wiary chrześcijańskiej – nie jest osiągnięcie obiektywnej i pozornie „naukowej” wiedzy o Bogu, lecz poznanie Go poprzez uświadomienie sobie, że całą naszą istotę przenika Jego wiedza i miłość do nas. Paradoksalnie nasza wiedza o Bogu nie jest wiedzą o Nim jako o przedmiocie naszych badań, lecz o nas jako całkowicie zależnych od Jego zbawczej i miłosiernej wiedzy o nas. Naszą prawdziwą istotę i tożsamość w Chrystusie odnajdujemy w miarę, jak On poznaje nas. Poznajemy Go w sobie i przez siebie w takim stopniu, w jakim Jego prawda jest źródłem naszej istoty, a Jego miłosierna miłość stanowi rdzeń naszego życia i istnienia. Nie ma żadnej innej przyczyny naszego istnienia, prócz tej, abyśmy mogli być przez Niego, naszego Stwórcę i Odkupiciela, kochani i byśmy sami mogli kochać Jego. Poznanie Boga nie jest prawdziwe, jeśli nie zakłada silnego pochwycenia i intymnej osobistej akceptacji tej głębokiej więzi.

Jedynym celem medytacji jest pogłębienie świadomości tej podstawowej więzi stworzenia ze Stwórcą, grzesznika z Odkupicielem.

Jak powiedzieliśmy wyżej, nauki o mistycznej „niewiedzy” – dzięki której osiągamy poznanie Boga „jako niewidzialnego”, bez „formy i kształtu”, ponad wszelkimi wyobrażeniami i oczywiście ponad wszelkimi pojęciami – nie należy rozumieć błędnie jako zwykłego przejścia od idei rzeczy materialnych do idei tego, co niematerialne. Mistyczne poznanie Boga, którego początkiem jest żywa wiara, nie jest wiedzą o istotach niematerialnych i niewidzialnych, różniących się od tego, co widzialne i materialne. Jeśli w pewnym sensie „nic” z tego, co możemy pojąć lub zrozumieć, nie może dać nam w pełni adekwatnego pojęcia Boga (a tylko odległą analogię), możemy zatem powiedzieć, że wyobrażenia i symbole, a nawet rzeczy materialne należące do znaków sakramentalnych, jak również dzieła sztuki, otrzymują pewną godność na swój własny sposób. Nie są już bowiem odrzucane na rzecz przedmiotów „niematerialnych”, uważanych za wyższe, które jakoby mogą sprawić, że „zobaczymy” Boga w sposób doskonalszy. Prze­ciwnie, jeśli uświadamiamy sobie, że wyobrażenia, symbole i dzieła sztuki to rzeczy materialne, wówczas posługujemy się nimi z większą wolnością i zmniejszamy ryzyko błędu właśnie dlatego, że zdajemy sobie sprawę z ograniczeń ich natury. Wiemy, że mogą one być jedynie środkiem do celu i nie czynimy z nich „idoli”. Najbardziej niebezpieczną pokusą współczesności jest podnoszenie idei i ideologii do roli „idoli” i oddawanie im czci ze względu na nie same.

Możemy więc powiedzieć, tylko na marginesie, że obraz, symbol, sztuka, rytuał i przede wszystkim sakramenty, słusznie i w sobie właściwy sposób wnoszą rzeczy materialne w życie modlitwy i medytacji, używając ich jako narzędzi głębszego wejścia w modlitwę. Denis de Rougement nazwał sztukę „przemyślną pułapką dla medytacji”. Nie należy zaniedbywać estetycznego aspektu życia modlitwy, zwłaszcza dzisiaj, kiedy w sztuce sakralnej z trudem wydobywamy się z ery brzydoty i spustoszenia, wynikającej po części z manichejskiej postawy wobec naturalnego piękna, po części zaś z powodu racjonalistycznego lekceważenia rzeczy zmysłowych. A więc, wszystko co zostało powiedziane wyżej w cytowanych pismach św. Jana od Krzyża i innych doktorów chrześcijańskiej mistyki o „ciemnej kontemplacji” i „nocy zmysłów” nie powinno być błędnie interpretowane w tym sensie, że ten, kto interesuje się życiem medytacji i modlitwy, powinien całkowicie wyrzec się kształtowania zmysłów, artystycznego smaku, wyobraźni i inteligencji. Wprost przeciwnie, takie kształtowanie z góry zostało założone. Nikt nie może wznieść się ponad to, czego nie osiągnął i zwy­kłe zrozumienie, że Bóg jest „ponad obrazami, symbolami i pojęciami” może przyjść do głowy tylko temu, kto przedtem dobrze używał tych rzeczy i kto ma gruntowną i dojrzałą „kulturę monastyczną”. Osiągnąwszy granicę symbolu i pojęcia wchodzi na wyższy poziom, na którym – przynajmniej czasowo – obywa się bez nich. Nawet jeśli te ludzkie i symboliczne pomoce przydatne w modlitwie tracą swoją użyteczność w wyższej for­mie kontemplacyjnej jedności z Bogiem, dalej odgrywają swoją rolę w zwykłym, codziennym życiu ludzi oddanych kontemplacji. Tworzą one bowiem część otoczenia i kulturalnej atmosfery, w której taki człowiek żyje.

Zadaniem obrazu, symbolu, poezji, muzyki, śpiewu, i rytuału (luźno związanego z tańcem sakralnym) jest otwarcie wewnętrznego „ja” człowie­ka oddającego się kontemplacji na całkowite ukierunkowanie zmysłów i ciała na Boga, co jest niezbędne dla modlitwy i medytacji. Ten, kto robi postępy w medytacji i próbuje zagłębić się w abstrakcyjnej modlitwie wewnętrznej, a równocześnie lekceważy zmysły i ciało, oraz dopuszcza, by wyobraźnia podążała własnymi ścieżkami, nie osiągnie żadnych rezultatów.

Fragment książki Thomasa Mertona OCSO Modlitwa kontemplacyjna. Skorzystaj również z innych publikacji tego autora:

Źródło: ps-po.pl, 28 sierpnia 2017

Autor: mj

Tagi: Medytacja