Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kim straszy nową bombą, a świat myśli o sankcjach

Treść

Świat nie ochłonął jeszcze po poniedziałkowej eksplozji, a komunistyczny reżim już grozi odpaleniem rakiety z głowicą nuklearną
- Mamy nadzieję, że nie będziemy musieli użyć rakiety atomowej. Wszystko zależy od Stanów Zjednoczonych - taką wiadomość północnokoreańskie władze przekazały kanałami dyplomatycznymi do Chin. Kilka godzin wcześniej informację od Phenianu odebrała Korea Południowa. - Jesteśmy gotowi zrezygnować z naszego programu nuklearnego, jeśli Amerykanie wznowią z nami bezpośrednie negocjacje - poinformował anonimowy dyplomata.

Biały Dom wykluczył wczoraj powrót do rozmów dwustronnych i zapowiedział, że nie przestraszy się kolejnych gróźb. Naciska też na Radę Bezpieczeństwa ONZ, aby jak najszybciej przyjęła rezolucję nakładającą sankcje na Koreę Północną. Amerykański projekt mówi o zaostrzeniu już obowiązującego embarga na dostawy sprzętu i technologii wojskowych. Niewykluczone, że to element dyplomatycznej gry, która ma otwierać drogę do dalszych negocjacji. Dużo ostrzejsze kroki zaproponowała Japonia. Tokio chce, aby państwa ONZ nie wpuszczały północnokoreańskich samolotów i okrętów, nie wydawały wiz dyplomatom i wstrzymały import z tego kraju. Premier Japonii Shinzo Abe uspokajał jednocześnie, że nawet w obliczu atomowego zagrożenia jego kraj nie zmieni swojej polityki i nie zamierza się uzbroić w broń nuklearną.

Stali członkowie Rady Bezpieczeństwa (Rosja, Chiny, Francja, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone) są wyjątkowo zgodni, że sankcje trzeba wprowadzić, ale może dojść do sporu o ostateczne sformułowanie rezolucji. Jeśli będzie się opierała na rozdziale VII Karty Narodów Zjednoczonych, mówiącym o zagrożeniu dla pokoju, umożliwiałaby interwencję zbrojną. Jednak Chiny, które wyjątkowo ostro zareagowały na doniesienia o przeprowadzeniu przez Koreę Północną eksplozji nuklearnej, zapowiedziały, że opcji militarnej nie poprą. Również Korea Południowa apelowała wczoraj, aby takiego rozwiązania nie brać pod uwagę. Analitycy wojskowi podkreślają, że Seul jest w zasięgu północnokoreańskich dział i gdyby doszło do konfliktu, zginęłyby tysiące cywilów.

Naukowcy nie potwierdzili jeszcze, czy poniedziałkowa eksplozja w Korei Północnej była rzeczywiście próbą nuklearną. Ekspertów zastanawia dosyć słaba moc wybuchu, który, jak wynika z kilku niezależnych ekspertyz, nie przekroczył jednej kilotony. - Jeżeli Koreańczycy mieli nierówno skoncentrowany pluton, to mogła eksplodować tylko jego część - mówi "Rz" Tord Jonansson, dyrektor Departamentu Fizyki Nuklearnej uniwersytetu w Uppsali. Jego zdaniem dopiero wykrycie zwiększonego promieniowania będzie dowodem, że nie przeprowadzono eksplozji konwencjonalnej. Poziom radiacji przy granicy z Koreą Północną cały czas monitorują amerykańskie i japońskie samoloty.

- Paradoksalnie, przy słabej eksplozji skażenie powinno być łatwiej wykrywalne. Potężny podziemny wybuch stopiłby skały, blokując drogę na powierzchnię radioaktywnym cząsteczkom - mówi "Rz" dr Ben Stein z prestiżowego Rochester Institute of Technology.
WOJCIECH LORENZ, współpr. raf

"Rzeczpospolita" 2006-10-11

Autor: wa