Kim był bóg dla poganina?
Treść
Co jest naprawdę istotą religii greckiej? Istnieje historyjka, która według mnie lepiej niż cokolwiek innego odzwierciedla sens tego, co najważniejsze. Mianowicie niedaleko Aten leżało nieduże miasto Plateje.
Włodzimierz Zatorski OSB: W kulturze chrześcijańskiej funkcjonuje negatywny stereotyp pogaństwa, wynikający z utożsamienia religii pogańskich z bałwochwalstwem. Jaki był stosunek pogan do bogów?
Prof. Anna Świderkówna: Może warto zacząć od stwierdzenia, że błąd popełniamy już wtedy, gdy mówimy, że poganie wierzyli w wielu bogów. Politeizm w ogóle, a politeizm starożytny zwłaszcza (na temat politeizmu współczesnego nie umiem nic powiedzieć), cechuje się tym, że cały świat jest jakby przeniknięty przez boskie siły, że na każdym kroku spotykamy boskość w najróżniejszych postaciach. Trudno nawet powiedzieć, że to była wiara. Chodziło tu nie tyle o wiarę, ile raczej o głębokie przekonanie. Oczywiście boskość wyrażała się także w różnego typu bóstwach, ale na tym nie koniec. Po prostu człowiek na każdym kroku spotykał się z jakąś boską siłą. Wynikało to zwyczajnie stąd, że mnóstwa rzeczy w przyrodzie nie rozumiano, i z tego rodziło się poczucie, że istnieje tajemnicza, boska rzeczywistość.
Nie znam zbyt wielu religii pogańskich. Wiem tylko, że jeśli chodzi na przykład o Grecję starożytną, to nie jesteśmy nawet pewni, czy możemy mówić o religii, czy może raczej o religiach greckich. Tak czy inaczej, była to religia bez dogmatów, bez wyznania wiary i przez bardzo długi czas także bez ksiąg świętych. A te, które się w końcu pojawiły, są całkiem szczególnego typu.
Co jest naprawdę istotą religii greckiej? Istnieje historyjka, która według mnie lepiej niż cokolwiek innego odzwierciedla sens tego, co najważniejsze. Mianowicie niedaleko Aten leżało nieduże miasto Plateje. W nim był zwyczaj związany ze świętem ku czci Zeusa, jednym zresztą z bardzo licznych świąt poświęconych temu bogu. Ważną jego częścią była procesja, w której prowadzono wóz przybrany jak wóz weselny, a w nim siedziała drewniana lalka w stroju panny młodej z tradycyjnym welonem, który zasłaniał jej twarz. W taki sam sposób pannę młodą przywożono do pana młodego, a ten, w momencie ślubu albo zaraz po nim, odsłaniał twarz swojej wybranki. I zdarzało się niekiedy, że dopiero wówczas widział ją po raz pierwszy. W Atenach małżeństwo było bowiem układane przez rodziców bez oglądania się na zgodę młodych. W innych miastach greckich bywało inaczej. W Platejach owa ubrana w strój weselny lalka odgrywała rolę dziewczyny, którą miał poślubić Zeus. Procesję kończyło uroczyste spalenie drewnianej lalki na jednym ze wzgórz okalających miasto.
Opowiadano też mit, który miał wyjaśniać powstanie owego obrzędu. Otóż Zeus był tak bardzo dręczony przez zazdrosną Herę, swą małżonkę, że w końcu, zbolały i nieszczęśliwy, przyszedł po poradę do pewnego chłopa z Platejów. Ten zaś poradził mu, żeby urządził fałszywy ślub z drewnianą panną młodą. To musi – stwierdził – poruszyć Herę, która na pewno przyjdzie sprawdzić, co się dzieje. Rzeczywiście tak też się stało. Zjawiła się wściekła Hera, zdarła welon z głowy panny młodej i zobaczyła, że to tylko lalka. Wówczas roześmiała się i pogodziła z Zeusem.
A zatem mamy tu opowieść o tym, jak człowiek nakłonił jednego boga, by ten oszukał innego… Czy to nie było bluźnierstwo?
To jest szersze pytanie. Zastanówmy się, co w starożytnej Grecji byłoby traktowane jako świętokradztwo czy bluźnierstwo. Co było uważane za czyn bezbożny? Na przykład, czy mogło nim być czyjeś oświadczenie: „Ta historia o Zeusie i Herze nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, została wymyślona, by wytłumaczyć powstanie tego dziwnego zwyczaju”. Otóż myśleć i mówić można było, co się komu podobało. Świętokradztwo popełniłby natomiast ten, kto próbowałby nie dopuścić do wyrobu takiej lalki, albo w jakiś inny sposób usiłowałby przeszkodzić w zorganizowaniu procesji. Jedynym czynem bezbożnym byłoby więc zakłócenie rytuału, to zaś, co się o tym myślało, a nawet mówiło, nie miało nic wspólnego z religią.
Religia w świecie greckim bardzo długo sprowadzała się do rytuału, do kultu. Mit był tylko próbą jego wyjaśnienia i nikt nie musiał weń wierzyć. Podobnie, nie zawsze dla nas zrozumiale, kształtował się stosunek do bogów. Już Homer w Odysei (VIII/VII wiek przed Chrystusem) opowiada z lekka drastyczną, choć bardzo zabawną historię o tym, jak piękna Afrodyta została przyłapana na zdradzie małżeńskiej przez swojego brzydkiego męża. I chociaż wielki komediopisarz grecki, Arystofanes
(V/IV wiek) bardzo często wyśmiewa różne mityczne wyobrażenia bogów, nie znaczy to jednak wcale, że śmieje się z tego, co jest naprawdę boskie.
Czym więc dla poganina było bóstwo?
Przedmiotem kultu, ale i objawieniem boskiej rzeczywistości. Przy tym jedno jeszcze jest ważne. Przywykliśmy powtarzać za prorokami i psalmistami Starego Testamentu, że poganie to bałwochwalcy. Oznaczałoby to, że uprawiali idolatrię, to znaczy czcili nie samych bogów, a jedynie ich posągi. Tak na przykład w Psalmie 115 czytamy:
Ich bożki są ze srebra i złota,
dzieła rąk ludzkich.
Mają usta, ale nie mówią,
mają oczy, ale nie widzą.
Mają uszy, ale nie słyszą,
mają nozdrza, ale nie czują zapachu.
Mają ręce pozbawione dotyku,
nogi mają, ale nie chodzą,
gardło ich nie wydaje głosu (Ps 115,4–7).
Wiele podobnych tekstów znajdujemy też u proroka Jeremiasza…
Także u Izajasza i w innych księgach prorockich. Jednak najwięcej jest ich chyba w psalmach. Otóż cała rzecz polega na tym, że prorocy starali się cały kult pogański przedstawić jako idolatrię. To wyśmiewanie czasem mnie denerwuje. Oczywiście, byli wśród pogan tacy, którzy utożsamiali bóstwo z posągiem (zdarza się to zresztą również w naszych czasach!). Trzeba tu także dodać, że w pogańskiej świątyni posągów nie brakowało, lecz zawsze jeden stał w samym jej sercu, w świętym świętych. To właśnie ten bóg był panem tej świątyni i jej głównym mieszkańcem.
Czy możemy w tym upatrywać początków monoteizmu?
To trudne pytanie. Warto przytoczyć tutaj opinię Plutarcha, greckiego filozofa, który żył na przełomie I i II wieku po Chrystusie. Urodził się gdzieś koło roku 50 po Chrystusie (nie znamy dokładnych dat) w Cheronei, niedużym miasteczku w środkowej Grecji. Był też obywatelem rzymskim, chociaż sam nigdy o tym nie wspomina. Najwyraźniej nie przywiązywał do tego żadnej wagi. Przez dwadzieścia lat sprawował funkcje kapłana Apollona w wielkiej Wyroczni tego boga w Delfach. Był bardzo pobożnym poganinem. Długo studiował filozofię w Atenach, a później starał się wykorzystać swoją wiedzę filozoficzną do tego, żeby bronić greckich tradycji religijnych. Próbował pogodzić to, czego naprawdę pogodzić się nie dało, a mianowicie stary świat bogów z własną koncepcją bóstwa, niemal w pełni monoteistyczną.
On to właśnie narzekał, iż rzeźbiarze, nadając bogom piękne kształty ludzkie, mogą ich urodą wprowadzić w błąd zwykłych śmiertelników, którzy zaczną sobie wyobrażać, że bóg naprawdę ma ciało, i to ciało podobne do ludzkiego. Łatwo bowiem pomylić wizerunek z jego modelem, posąg boga z samym bogiem. Dlatego też – pisze Plutarch w swoich Moraliach – trzeba wyraźnie stwierdzić, że nadużywa boskiego imienia ten, kto mówi, że Lachares rozebrał z szat Atenę, podczas gdy on tylko zdjął szaty z jej posągu. Oczywiście, nie wszyscy poganie byli tak dobrymi filozofami.
Wśród Moraliów znajduje się też mały traktacik O literze „E”. Otóż kiedy pielgrzym zbliżał się do świątyni delfickiej, rzucała mu się w oczy wypisana na ścianie wielka litera „E” (greckie epsilon, czyli po prostu nasze duże „E”). Co to znaczyło? Jak pielgrzym powinien czytać tę literę? Plutarch mówi, że jako „ej”, a nie jako „e”. „Ej” znaczy (oczywiście po grecku) „jesteś”. To jest według naszego mędrca właściwe imię Boga i jedyny sposób, w jaki można godnie go powitać.
Jest to bowiem dokładne i wierne określenie Boga, jedyne odpowiednie i takie, które tylko Jemu jednemu odpowiada, po prostu stwierdzenie, że JEST. My sami tego o sobie powiedzieć nie możemy, bo nie mamy rzeczywistego udziału w istnieniu.
Myśl Plutarcha zdaje się być bliska biblijnemu imieniu Boga, JESTEM, KTÓRY JESTEM, które zostało objawione Mojżeszowi…
Właśnie! Objawienie to znajdujemy w trzecim rozdziale Księgi Wyjścia (Wj 3,14). Plutarch oczywiście nie miał zielonego pojęcia o tekście biblijnym. Dla niego znaczyło to przede wszystkim, że Bóg jest Bytem absolutnym. W tymże samym dziełku O literze „E” pojawia się także najwspanialsza, znana mi, definicja wieczności. Czytamy tam:
Jedyny, który JEST, sam wypełnia całe ZAWSZE jednym TERAZ (Plutarch, Moralia 392–393 B).
Wbrew naszym potocznym wyobrażeniom wieczność (u Plutarcha „zawsze”) nie jest czasem bez początku i końca. Wieczność to w ogóle nie jest czas, tylko jedno wielkie „teraz”. Muszę przyznać, że zaskakuje mnie tak głębokie zrozumienie tej prawdy u pogańskiego autora greckiego.
Plutarch zresztą często zadziwia nas w swoich dziełach filozoficzno
Autor: mj