Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kijów ma receptę?

Treść

Kryzys finansowo-gospodarczy spośród byłych republik ZSRS najbardziej dotyka Ukrainę. Produkcja wszystkich sektorów gospodarki spadła - według danych Państwowego Komitetu Statystyki Ukrainy - aż o 34 procent. Zagraniczne zadłużenie ukraińskich banków komercyjnych sięga ponad 100 mld USD. Nic dziwnego, że Ukraińcy obawiają się nawet bankructwa swojego kraju i są coraz bardziej poirytowani kłótniami na szczytach władzy. Ale rząd twierdzi, że wie, jak walczyć z kryzysem.
Aby wyjaśnić rzeczywistą sytuację gospodarczą Ukrainy, "Nasz Dziennik" zwrócił się do służb prasowych ministerstwa gospodarki z szeregiem pytań dotyczących kryzysu. Po dwóch dniach zamiast konkretnych odpowiedzi otrzymaliśmy oficjalny dokument pt. "Antykryzysowa polityka rządu - realna droga przeciwdziałania kryzysowym zjawiskom w gospodarce Ukrainy".
Rząd w Kijowie winą za kryzys nad Dnieprem obarcza kryzys światowy. "Narodowy system gospodarczy Ukrainy jest zintegrowany z gospodarką światową i dlatego załamanie na rynkach zewnętrznych przeniosło się na wewnętrzne procesy na Ukrainie. Właśnie w wyniku rozszerzenia się recesji na świecie, spadku popytu i cen na światowych rynkach towarowych, które się nasiliły w II półroczu 2008 roku, zaczął się spadek wzrostu krajowej gospodarki" - stwierdzono w dokumencie. Ministerstwo podaje, że realny wzrost PKB w 2008 roku wyniósł na Ukrainie 2,1 proc., a dla porównania w 2007 roku było to prawie 8 procent. Produkcja przemysłowa wzrosła w 2008 roku o 3,1 proc., ale w 2007 roku - o 10,2 procent.
W Ukrainę uderza głównie spadek eksportu (tutejsza gospodarka w 75 proc. produkuje na eksport). Najwięcej zmniejszenie popytu na rynkach zagranicznych odczuła branża metalurgiczna (80 proc. produkcji na eksport), a w dodatku ceny wyrobów hutniczych w drugiej połowie 2008 roku spadły o 51,3 procent. Jednak dewaluacja hrywny (o prawie 24 proc.) sprzyjała zwiększeniu konkurencyjności ukraińskich produktów. Ministerstwo gospodarki utrzymuje, że w grudniu ubiegłego roku rządowi udało się nawet zwiększyć produkcję w niektórych branżach przemysłu. Co więcej, władze w Kijowie z optymizmem patrzą w przyszłość. Pobudzeniu gospodarki ma służyć m.in. uzdrowienie krajowego rynku finansowego i odrodzenie zaufania klientów do systemu bankowego. Recesji mają przeciwdziałać także dywersyfikacja eksportu, inwestycje w budownictwo mieszkaniowe i realizacja projektów związanych z Euro 2012.
Rządowy dokument krytykują jednak ekonomiści. Oleksandr Iwanczuk uważa diagnozę źródeł kryzysu za chybioną. - Jeśli obarczamy winą za kryzys na Ukrainie tylko kryzys światowy, to nigdy się z niego nie wydostaniemy. Kryzys na Ukrainie to przede wszystkim kryzys ustrojowy i systemowy. Cała gospodarka oligarchiczno-monopolistyczna funkcjonowała wyłącznie dzięki potencjałowi odziedziczonemu po ZSRS - twierdzi Iwanczuk, wskazując na wszechobecną korupcję, która dławi przedsiębiorstwa. - Nawet setki profesjonalnych programów nie mogą wyprowadzić Ukrainy z kryzysu, dopóki relacje polityczno-gospodarcze nie będą przejrzyste i władza nie zostanie oddzielona od biznesu. Zamiast ludzi rodowodem z Komsomołu i KGB do władzy muszą dojść uczciwi politycy. Kryzys może być pomocny przy odsunięciu od władzy dawnych elit - zaznaczył w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Oleksandr Iwanczuk.
Z kolei Oleksandr Morozow, były prezes największego banku ukraińskiego - Oszczadbanku, wskazuje, że obecny kryzys udowodnił, do czego doprowadziła "władza pieniądza nad światem". Politolog Andrij Jermołajew z kolei uważa, że dziś Ukraina musi wybierać między pogłębieniem obecnego chaosu, co grozi bankructwem państwa, a twardym kapitalizmem państwowym z autorytarną władzą.
Ukraińcy nie wierzą też w werbalne zawieszenie broni w wojnie między prezydentem Wiktorem Juszczenką a premier Julią Tymoszenko. Zdaniem analityków politycznych, to tylko gra, aby Ukraina otrzymała następne transze kredytu od Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który wymaga od władz w Kijowie zaprzestania wewnętrznych walk politycznych.
Eugeniusz Tuzow-Lubański, Kijów
"Nasz Dziennik" 2009-03-03

Autor: wa