Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kijanowski: Byłem w grupie, ale nie dostawałem zleceń

Treść

Przed komisją śledczą wyjaśniającą nieprawidłowości w pracach organów wymiaru sprawiedliwości w sprawie uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika zeznawał były szef płockiej policji Ryszard Kijanowski, który został powołany do grupy policjantów prowadzących śledztwo bezpośrednio po porwaniu Olewnika. Na czele grupy stał Remigiusz M., a Kijanowski miał być jednym z dwóch jego zastępców, jednak - jak sam twierdził - nie dostawał od przełożonego zleceń.

Według Kijanowskiego, to szef grupy odpowiada za jej funkcjonowanie. - Na niego spadła cała odpowiedzialność za organizowanie pracy - mówił wczoraj. Z zeznań wynikało, iż mimo że formalnie pełnił w grupie ważną rolę, to w rzeczywistości wykonał niewiele czynności. - Nie mogłem włączać się w czynności, których kierownik mi nie zlecił - mówił.
Zdaniem wiceprzewodniczącego komisji Zbigniewa Wassermanna (PiS), Kijanowski powinien odgrywać ważną rolę, ponieważ był zastępcą szefa grupy i naczelnikiem w komendzie od spraw dochodzeniowo-śledczych, a więc był specjalistą. - Tymczasem z jego zeznań wynikało, że jest persona non grata. Nie miał żadnych zleceń wykonania czynności ani żadnych kompetencji, dlatego w krótkim czasie od powołania przestał w grupie funkcjonować - ocenił ten fragment zeznań dla "Naszego Dziennika" Wassermann po zakończeniu przesłuchania Kijanowskiego, dzisiaj emerytowanego policjanta. Sam Kijanowski potwierdził, że niektórzy policjanci z grupy, mimo powołania ich w jej szeregi, nie brali udziału w czynnościach. - Można odnieść wrażenie, że powołanie do tej grupy było tylko pewną formalnością, która nie przekładała się na realne kompetencje na rzecz śledztwa osób do niej powołanych. Można wyodrębnić nieograniczoną władzę kierownika grupy (Remigiusza M.), który nie powinien skupiać całego nadzoru nad czynnościami operacyjnymi i procesowymi, bo nie był specjalistą od postępowań procesowych - komentuje wiceprzewodniczący. - Ta grupa była królestwem M. - dodaje. Remigiusz M. miał szanse wyjaśnić swój udział i rolę w śledztwie przed komisją śledczą, jednak sam z tej możliwości zrezygnował i odmówił udziału w przesłuchaniu.
Po porwaniu Olewnika 27 października 2001 r. śledztwo przejęła Prokuratura Rejonowa w Sierpcu oraz policja z Komendy Miejskiej w Płocku wspomagana przez policjantów z Radomia. Grupą policyjną kierował od początku porwania do 2004 r. Remigiusz M.
Kiedy w połowie 2003 r. po rocznym milczeniu bandyci odezwali się do rodziny i nawiązali do sprawy okupu, ta natychmiast powiadomiła M. Policjant zapewniał, że wszystko jest pod kontrolą. Później okazało się, że w miejscu, gdzie złożono okup, policjantów nie było, przez co zmarnowana została okazja schwytania morderców. Śledczy lekceważyli nawet takie dowody, jak anonim ze stycznia 2003 r., w którym wskazywano imiennie bandytów i lokalizowano miejsce przetrzymywania Krzysztofa. Olewnika zamordowano we wrześniu 2003 roku.
Kijanowski potwierdził wczoraj, że przebywał na posesji Krzysztofa Olewnika po porwaniu i - jego zdaniem - wersja o uprowadzeniu była uprawdopodobniona przez ślady samochodów na posesji i ślady krwi na ścianach. Te ostatnie były rozmazane, by - według świadka - "zrobić większe wrażenie i wpłynąć na rodzinę".
Paweł Tunia
"Nasz Dziennik" 2009-07-15

Autor: wa