Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kazirodztwo, czyli o wolności bez odpowiedzialności

Treść

(M. MATUSZAK)

W ostatnich dniach zostaliśmy poruszeni jako społeczeństwo wypowiedziami dwojga osób ze statusem naukowca, a zarazem dwojga polityków w kwestii kazirodztwa.

Reakcja na te słowa nie może być obojętna – między innymi ze względu na kontekst. Oto bowiem po raz kolejny na scenę polityczną zostaje wniesiona z uporem tak zwana Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej.

Zadziwiająca determinacja

Na temat szkodliwości tej Konwencji można mówić wiele – i wiele na ten temat się mówi. Bardzo znaczące są m.in. wypowiedzi i ekspertyzy niezależnego stowarzyszenia prawników Ordo Iuris. Niemniej istnieje potężna polityczna presja, wręcz determinacja, na wprowadzenie tej ustawy.

W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że sednem Konwencji jest przekonanie opinii publicznej o tym, że wszelkie zło w rodzinie jest konsekwencją stereotypowego (czytaj chrześcijańskiego) ujęcia modelu rodziny. Chcąc zatem zwalczać to zło (przemoc i inne postacie patologii), należy zmienić monopol modelu małżeństwa. Należy wprowadzić pluralizm wielu modeli niestereotypowych.

Dlatego zapis z punktu 14. Konwencji mówi: „Strony podejmują działania konieczne do wprowadzenia do oficjalnych programów nauczania na wszystkich poziomach edukacji materiałów szkoleniowych […] dotyczących […] niestereotypowych ról przypisanych płciom”.

Pytanie, jakie w tym miejscu się pojawia, brzmi: co to jest niestereotypowa rola płciowa?

Taką rolą niestereotypową jest właśnie – jak przekonują bieżące wypowiedzi – „kazirodztwo”.

Ten temat został niedawno wywołany przez profesora Jana Hartmana z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który wezwał do dyskusji o „tabu kazirodztwa”. Co jest wręcz zaskakujące – niemal wszyscy pytani o to politycy potępili tę wypowiedź. Profesor polityk został usunięty nawet z takiego tworu jak partia pod nazwą Twój Ruch. Jednak temat podjęcia dyskusji o kazirodztwie nie jest nowy, a nawet nie jest oryginalny.

Zakaz kazirodztwa

Na konferencji naukowej „Nienormatywne praktyki rodzinne” na Uniwersytecie Warszawskim w maju 2012 roku zorganizowanej przez Koło Studentów Gender/Queer prof. Małgorzata Fuszara powiedziała m.in.: „Pytanie, które na Zachodzie się w tej chwili stawia, dotyczy innej takiej normy, która jest rzadko dyskutowana i uważana jest zwykle za niepodważalną, to znaczy zakaz kazirodztwa. I on jest w tej chwili dyskutowany w Wielkiej Brytanii i w Niemczech. […] Przede wszystkim podważa się sens utrzymywania zakazu kazirodztwa w kontekście rodzeństwa. I pytanie o to, czy w dzisiejszych czasach rzeczywiście taki jest sens utrzymywania zakazu małżeństwa między rodzeństwem. Z jednej strony mówi się, że ten podstawowy powód, dla którego takie zakazy zwykle obowiązują, czyli obawa o zdrowie dalszych generacji, po pierwsze, daje się wyeliminować. Po drugie, jest problemem nie tylko takich związków, a po trzecie, w tej chwili podważa się jakby w ogóle sensowność takiego argumentu, ponieważ tu znowu musielibyśmy się odwoływać do tego, że tylko pewna norma potomstwa ma decydować o tym, w jakie związki ludzie między sobą mogą wchodzić, a przecież takich norm nie można z góry jakby ustalać i odbierać innym osobom tutaj możliwości istnienia”.

Wypowiedź została zarejestrowana na wideo, jest dostępna w internecie http://vimeo.com/channels/npr/page:1 (od minuty 6.00).

Ważne jest dość wyraziście podkreślone przez prof. Fuszarę odrzucenie normy możliwości posiadania potomstwa jako istotnej dla sensu życia płciowego. Mówiąc banalnie, ważny i decydujący staje się przyjemnościowy sens życia płciowego, a nie otwarcie na dar życia. To ma swoje konsekwencje. Oznacza bowiem, że każdy związek dający przyjemność kontaktu seksualnego winien być uznany (rozważany) jako możliwy do przyjęcia – zatem związek homoseksualny, kazirodczy, ale także pedofilski czy zoofilski.

Interesująca jest kwestia, która w ustach prof. Fuszary wywołała jej uśmiech odnotowany na zapisie wideo: „Mówi się, że ten podstawowy powód, dla którego takie zakazy zwykle obowiązują, czyli obawa o zdrowie dalszych generacji, po pierwsze, daje się wyeliminować”. Sposobem eliminacji efektów źle poczętych dalszych generacji są metody eugeniczne. Metody te niekoniecznie w świecie cywilizowanym budzą uśmiech.

Pani profesor jest w nowym rządzie pełnomocnikiem rządu ds. równego traktowania. Przywołanie jej wypowiedzi z 2012 roku spowodowało mocną reakcję. Opozycja jednoznacznie domaga się dymisji skompromitowanej minister. Ta natomiast odwołuje się do charakteru naukowego swojej wypowiedzi.

Tłumaczyła się w ostatnich dniach, odpowiadając na zarzuty lidera opozycyjnego Prawa i Sprawiedliwości: „Znam toczącą się debatę na ten temat w krajach Zachodu. Obowiązkiem naukowca jest posiadanie wiedzy na temat debat toczących się na ten temat. To jest podstawą tego zawodu. Również obowiązkiem polityków powinno być to. Sądzę, że Jarosław Kaczyński, jako osoba mająca związki z nauką, powinien to rozumieć”. Dodała, że za słowami oburzenia w sprawie kazirodztwa stoi… chęć cenzury nauki.

„To jest atak na wolność debaty naukowej, rodzaj cenzury. Próba narzucania przez polityków tego, czym nauka ma się zajmować, a czym ma się nie zajmować. […] Nie pozwolę politykom, by jakąkolwiek debatę naukową ograniczali, by cenzurowali debatę, jaką prowadzę na uniwersytecie”.

Problem jest zatem podwójnie ciekawy. Podstawową kwestią jest w ogóle sama dyskutowalność patologii i dewiacji. Ale problemem jest też zasłanianie się naukowością, etosem zawodowym, obowiązkiem poznawczym. O tym, czy misją uniwersytetu i ludzi uniwersytetu jest służyć prawdzie czy ideologii, wiedzą ci, którzy „mają związki z nauką”.

Zwolniona od odpowiedzialności

„Naukowcom” takim jak pani minister Fuszara może warto zatem przypomnieć pewne słowa: „Każdy uczony, jako obywatel, dla którego sprawy publiczne nie mogą być obojętne, powinien zabierać głos, szczególnie wtedy, gdy jego kompetencje potwierdzone tytułem naukowym profesora odnoszą się do problemu stanowiącego przedmiot publicznej debaty. Wyrażona przez uczonych opinia stanowić będzie wtedy ważny drogowskaz dla obywateli pozwalający wyrobić sobie właściwe zdanie na temat poruszanych publicznie spraw i związanych z nimi kontrowersji”. Słowa te pochodzą z dokumentu „Stanowisko Komisji do spraw Etyki w Nauce dotyczące publicznych wypowiedzi uczonych w sprawach ważnych dla społeczeństwa i państwa” z 12 listopada 2013 roku.

Wiadomo, że ten dokument powstał w innym kontekście i był adresowany do innej strony publicznych wypowiedzi. Kojarzony jest z krytyką uczonych z zespołu Antoniego Macierewicza wypowiadających się w sprawie przyczyn i przebiegu katastrofy smoleńskiej. Jednak Komitet formułuje zasady ogólne i podobno niezależne. Zatem czy w świetle tego stanowiska i zdania: „Wyrażona przez uczonych opinia stanowić będzie wtedy ważny drogowskaz dla obywateli pozwalający wyrobić sobie właściwe zdanie na temat poruszanych publicznie spraw i związanych z nimi kontrowersji”, pani minister ma prawo czuć się zwolniona od odpowiedzialności za słowa i sposób ich ekspresji? Trudno bowiem ze sposobu wypowiedzenia tych słów wyczuć element krytycyzmu. Trudno odnaleźć w tej wypowiedzi cokolwiek innego jak aprobatę dla światłych dyskusji na temat uznania kazirodztwa za niestereotypowe zachowanie konstruujące nowe normy i nowe modele instytucji małżeństwa. Po nominacji na urząd ministerialny Małgorzata Fuszara odwoływała się do swoich kompetencji naukowych: „Od lat zajmuję się rodziną – właśnie rodzinie była poświęcona moja habilitacja, badałam zmieniające się modele rodzin, rodziny migracyjne, sądy rodzinne, zajmuję się zagadnieniem władzy rodzicielskiej po rozwodach […] Sądzę, że to lepsza rekomendacja niż posiadanie męża i dziecka”. W chwili obecnej odcina się granicą wolności badań naukowych od przekonań i decyzji politycznych.

Może jest to charakterystyczne dla całej ideologii gender – nieistotne jest bycie kobietą czy mężczyzną, trzeba mieć orientację seksualną (płynną, dynamiczną). Nieistotne jest bycie naukowcem czy politykiem, ważna jest orientacja ideologiczna. Z pewnością też niekoniecznie stabilna…

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr
Autor jest teologiem moralistą, etykiem, wykładowcą na UAM w Poznaniu oraz w WSKSiM w Toruniu.
Nasz Dziennik, 11 października 2014

Autor: mj