Każdy podpisał co innego
Treść
Wysiłki w celu ustanowienia konstytucji dla Unii Europejskiej żywo przypominają budowę biblijnej wieży Babel. Znajdujemy się obecnie w końcowej fazie "pomieszania języków", co jak wiadomo, przekreśliło plany biblijnych budowniczych. Mimo tych niezachęcających doświadczeń rządy będą jednak próbowały usunąć rozbieżności w narodowych wersjach unijnej konstytucji. Opozycja domaga się, aby zrobiły to przed uruchomieniem procedury ratyfikacji dokumentu.
Opozycja nie zgadza się na uruchomienie procedury ratyfikacyjnej traktatu konstytucyjnego UE, dopóki dokument ten zawiera błędy w tłumaczeniu. - Stanowczo protestujemy przeciwko przesłaniu do Sejmu traktatu z błędami - powiedział wicemarszałek Kazimierz Ujazdowski (PiS), zaznaczając, że premier Marek Belka wystąpił już do Sejmu o wszczęcie postępowania ratyfikacyjnego, ale samego traktatu jeszcze nie przesłał. Ujazdowski zapowiedział, że PiS zamierza nie dopuścić do rozpoczęcia procedury, a jeśli zostanie ona rozpoczęta - będzie jej się sprzeciwiał na każdym etapie.
- Nie dopuszczam myśli, abyśmy mieli wszcząć procedurę ratyfikacji tekstu obciążonego błędami - powiedział Andrzej Grzyb (PSL). - Która treść dokumentu miałaby być w takim wypadku przedmiotem naszych rozważań - obecna z błędami, czy przyszła i niepewna? - pytał.
- Jaka Unia, taka konstytucja - skwitował problem Zygmunt Wrzodak (LPR), zaznaczając, że jeśli rząd świadomie prześle do Sejmu dokument z błędami, to znaczy, że świadomie zamierza szkodzić Polsce.
PiS wniosło do laski marszałkowskiej projekt uchwały wzywającej Radę Ministrów do usunięcia błędów w unijnej konstytucji w drodze tzw. procedury sprostowania treści traktatu międzynarodowego przewidzianej w prawie międzynarodowym (Konwencja Wiedeńska o Prawie Traktatów z 1969 r.). Prawdopodobnie poprze go cała opozycja. - Usunięcie błędów jest warunkiem podjęcia przez Sejm decyzji o wyborze trybu wyrażenia zgody na ratyfikację - uważają opozycyjni parlamentarzyści.
Traktat ustanawiający konstytucję Unii sporządzony został w 21 językach urzędowych UE, a następnie podpisany 29 października ub.r. w Rzymie przez przedstawicieli rządów państw członkowskich. Towarzyszył temu pośpiech wynikający z nacisków ze strony państw najbardziej zainteresowanych wejściem konstytucji w życie - Francji i Niemiec. Traktat został następnie opublikowany w Dzienniku Urzędowym UE we wszystkich równoprawnych wersjach językowych. I wtedy wybuchła bomba. Okazało się, że przy porównaniu poszczególnych wersji ujawniły się między nimi różnice. Jednym słowem - każdy podpisał w Rzymie co innego. W polskiej wersji dokumentu naliczono ok. 130 błędów, a podobnie rzecz wygląda w odniesieniu do pozostałych języków. Różnice pomiędzy treścią zapisów konstytucyjnych w poszczególnych krajach członkowskich w wielu wypadkach uniemożliwiają w praktyce zastosowanie tych norm prawnych. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że w czterech państwach doszło już do ratyfikacji dokumentu...
Teraz wszystko trzeba będzie odkręcić w trybie sprostowania treści traktatu międzynarodowego. Ponieważ niektóre pomyłki w tłumaczeniu rzutują na merytoryczną treść uprawnień poszczególnych państw, będą zapewne konieczne ponowne negocjacje. Konwencja Wiedeńska przewiduje, że najpierw należy ustalić, czy wszystkie państwa-sygnatariusze zgodnie zamierzają usunąć rozbieżności. Następnie muszą zostać sformułowane propozycje zmian w brzmieniu poszczególnych artykułów. Zostaną one przekazane depozytariuszowi traktatu, który odpowiada za uzgodnienia między stronami umowy międzynarodowej. Proces ten powinien być tym razem przeprowadzony starannie, by przyznane danemu państwu uprawnienia nie zostały w wyniku tej procedury umniejszone.
Małgorzata Goss
"Nasz Dziennik" 2005-03-10
Autor: ab