Każdy chce pokazać się Beenhakkerowi
Treść
Choć polscy piłkarze nie będą dziś walczyli o punkty eliminacji przyszłorocznych mistrzostw Europy, mogą sobie zapewnić historyczny awans do tej imprezy. Stanie się tak, jeśli Portugalia i Serbia nie powiększą swego dorobku w wyjazdowych meczach z - odpowiednio - Kazachstanem i Azerbejdżanem. W tych eliminacjach wydarzyło się już wiele sensacji, ale taki scenariusz wydaje się jednak nierealny. Podopieczni Leo Beenhakkera zagrają dziś towarzysko - w Łodzi z Węgrami.
Z "bratankami" po raz 31.
Mecze w Węgrami to porządny kawał historii polskiej piłki nożnej. Dość powiedzieć, że nasi "bratankowie" byli pierwszym rywalem Biało-Czerwonej reprezentacji. Rzecz miała miejsce 18 grudnia 1921 roku, spotkanie w Budapeszcie zakończyło się minimalnym zwycięstwem gospodarzy 1:0. Później obie drużyny zmierzyły się ze sobą 29 razy. Ogólny bilans jest zdecydowanie lepszy dla Węgrów, którzy wygrali aż 19-krotnie (kilka razy naprawdę wysoko, 8:2, 6:0, 5:0), w siedmiu potyczkach padł remis. Polacy zwyciężyli zaledwie cztery razy, ale za to w najważniejszym w historii meczu obu drużyn: w finale igrzysk olimpijskich w Monachium w 1972 roku. Po dwóch trafieniach niezapomnianego Kazimierza Deyny nasi wygrali 2:1 i to był początek wspaniałej, legendarnej drużyny, która później zachwyciła futbolowy świat. Co ciekawe - od września 1987 r. "odwieczny" rywal nie znalazł na Polaków sposobu ani razu. Biało-Czerwoni wygrali cztery z sześciu ostatnich spotkań, w dwóch padł remis. 11 października 2003 roku po raz pierwszy w historii nasi pokonali Węgrów na ich terenie - w meczu eliminacji mistrzostw Europy padł wynik 2:1, a obie bramki zdobył Andrzej Niedzielan. Jak będzie dziś?
Towarzysko, ale na poważnie
Mimo że obie drużyny zagrają tylko towarzysko, obiecują, że nikt nogi nie cofnie. Ostrą walkę zapowiadają przede wszystkim Polacy, którzy będą chcieli udowodnić swą wartość Leo Beenhakkerowi. Holender na pewno sprawdzi bowiem dublerów bądź graczy, których dotąd nie powoływał w ogóle bądź bardzo rzadko. Mowa o Pawle Brożku i Marku Zieńczuku z Wisły Kraków, Tomaszu Kiełbowiczu z Legii Warszawa oraz Arkadiuszu Gołosiu i Tomaszu Zahorskim z Górnika Zabrze. Każdy z nich spisywał się ostatnio bardzo dobrze w lidze, teraz będzie mógł pokazać Beenhakkerowi, że warto na niego stawiać. Polacy wiedzą doskonale, w jakiej sytuacji znalazła się nasza narodowa drużyna. Szansa awansu na Euro 2008 jest przeogromna, wręcz nie sposób jej nie wykorzystać. A Holender, choć raczej przyzwyczaja się do graczy i lubi stawiać na zawodników sprawdzonych, przed nikim drzwi do kadry nie zamyka. Stąd na ostatnich treningach aż trzeszczały kości, nikt nie odstawiał nogi, walczył zażarcie. "Boss" patrzył na to z boku i analizował. Dziś w meczu w Węgrami (stadion Widzewa, początek o godz. 18.00) każdy zostawi na boisku serce.
Awans już dziś?
Powiedzmy sobie szczerze: taki scenariusz jest mało realny, ale możliwy. Polska już dziś może zostać finalistą Euro 2008. Biało-Czerwoni są liderem tabeli grupy A. Mają na koncie cztery punkty więcej od Finlandii (obie ekipy rozegrały po 12 spotkań) i Portugalii (mecz mniej) oraz siedem od Serbii (mecz mniej). Finlandia - podobnie jak my - dziś pauzuje, Portugalia zmierzy się w Ałmacie z Kazachstanem, a Serbia w Baku z Azerbejdżanem. Jeśli obaj nasi bezpośredni rywale przegrają - niezależnie od wszystkiego Polska zapewni sobie kwalifikację do mistrzostw. Nawet w przypadku porażek w czekających ją meczach z Belgią i Serbią zajmie co najmniej drugie miejsce w grupie, premiowane awansem.
Przegrane Portugalii i Serbii są jednak mało prawdopodobne. Dlatego z radością będziemy musieli poczekać zapewne do 17 listopada, kiedy to zmierzymy się w Chorzowie z Belgią. Trzy punkty w tym meczu dadzą nam upragniony awans bez pomocy kogokolwiek.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2007-10-17
Autor: wa