Kazali strzelać do ludzi
Treść
Wojskowe śmigłowce strzelające do manifestujących, ciała zmarłych w szpitalu oraz reakcje żołnierzy, którzy mimo rozkazu nie chcieli strzelać do protestujących robotników - o tych faktach zeznał świadek podczas wczorajszej rozprawy w procesie Grudnia '70.
Uczestnik protestów grudniowych marynarz Wiktor Orzeszko zeznał na wczorajszej rozprawie, że 17 grudnia 1970 r. widział w Gdyni helikoptery wojskowe, z których zrzucano na manifestantów ładunki gazowe i świece dymne. Dostrzegł również ogniki strzałów z broni pokładowej. Z kolei w szpitalu, dokąd zawiózł postrzeloną dziewczynę, widział kilka ciał ofiar tłumienia protestów. Orzeszko powiedział także o reakcji swego kolegi - żołnierza z obsady transportera wojskowego, z którym wcześniej służył w wojsku. - Kazali nam strzelać do ludzi, ale my nie będziemy tego robić - powiedział do niego. Świadek podkreślił, że żaden z demonstrantów nie przejawiał agresji wobec żołnierzy. Co więcej, wołali oni: "Wojsko z nami".
W grudniu 1970 r. podczas tłumienia w miastach Wybrzeża robotniczych protestów przeciwko drastycznym podwyżkom cen żywności (Gdańsku, Gdyni, Szczecinie, Elblągu) zginęły, według oficjalnych danych, 44 osoby, a ponad 1160 odniosło rany. O użyciu broni zdecydował ówczesny pierwszy sekretarz PZPR Władysław Gomułka. Zostało to zaakceptowane przez ścisłe władze partii komunistycznej, łącznie z gen. Wojciechem Jaruzelskim. Proces w tej sprawie ruszył dopiero w 2001 roku. Na ławie oskarżonych zasiada obecnie siedem osób. Oprócz Jaruzelskiego są to m.in. jego zastępca gen. Tadeusz Tuczapski oraz wicepremier Stanisław Kociołek. Grozi im dożywotnie więzienie.
ZB
"Nasz Dziennik" 2006-03-15
Autor: ab