Katolicka edukacja w Chinach?
Treść
Walka o kształt edukacji w katolickich szkołach w diecezji Hongkongu trwała od czasu, gdy przeszedł on pod jurysdykcję Chin. Władze, nie kryjąc swoich zamiarów, stopniowo realizowały proces przejmowania kontroli nad katolickimi szkołami w diecezji. Październikowy wyrok Sądu Najwyższego praktycznie pozbawia Kościół realnego wpływu na kształt nauczania w około 200 szkołach katolickich.
Sąd Najwyższy odrzucił apelację strony kościelnej dotyczącą ustanawiania szkolnych organów kontroli, niezależnych od właściciela, tym samym pozwalając na kontrolę nauczania przez chiński reżim. Społeczność międzynarodowa szerzej poznała sprawę po trzydniowym proteście głodowym, jaki podjął ks. kard. Joseph Zena Ze-kiun. - Cała diecezja jest bardzo rozczarowana decyzją sądu, ponieważ tradycyjna struktura szkół prowadzonych przez Kościół jest niszczona, a szkoła - oparta na nowych normach prawnych - będzie stopniowo zmieniać charakter - powiedział "Naszemu Dziennikowi" kleryk Carlos Cheung z salezjańskiego seminarium w Hongkongu. Celem komunistów miało być rzekomo uniezależnienie szkół od finansowania z zewnątrz. Jednak w praktyce będzie się to wiązało z uzależnieniem szkół od reżimu komunistycznego rządu.
Decyzja sądu jest ostateczna, co oznacza, że ustawa z 2004 roku (Amended Education Ordinance 2004) weszła w życie. Dotychczas organizacje kościelne finansujące katolickie szkoły wybierały członków zarządu placówek i mogły nauczać zgodnie ze swoją wizją i misją Kościoła. Obecnie będą mogły nominować jedynie część osób w zarządzie. I chociaż strona rządowa pozostawiła 60 proc. nominacji dla Kościoła, to - jak mówi emerytowany ks. kard. Zen Ze-kiun - nie ma żadnych gwarancji ani mechanizmów zabezpieczających przed wpływami reżimu komunistów. - Jedyne, co możemy zrobić, to znaleźć właściwe osoby, które rozumieją znaczenie wychowania, formacji i edukacji katolickiej, i same są dobrymi katolikami, ale będzie to trudne... Poza tym praca ta jest wolontariatem i wymaga też zaangażowania - wyjaśnia seminarzysta.
- Chiński rząd nie ukrywał swoich zamiarów wobec katolickich szkół, publicznie informując o chęci przeprowadzenia w sektorze edukacji "rewolucyjnych zmian" - informował kilka lat temu ówczesny przewodniczący komisji edukacji Leung Kam-chung. Zwracał też uwagę, że największymi "przeszkodami" w przeprowadzeniu skutecznych reform są "organizmy sponsorujące", a więc również Kościół. Już w 2003 roku rząd podjął próbę wprowadzenia norm, które uderzały w prawa stowarzyszeń, co spotkało się z oporem społeczeństwa Hongkongu. Jednak następna dobrze przygotowana kampania propagandowa doprowadziła do wdrożenia w 2004 roku zaproponowanego dwa lata wcześniej prawa o systemie edukacji AEO, tym samym uruchamiając mechanizm prowadzący do przejęcia kontroli nad szkołami. Kiedy społeczeństwo się obudziło, było już za późno, by ratować katolickie placówki. Wobec zaistniałej sytuacji Kościół zdołał jedynie wywalczyć tzw. okres przejściowy przed wejściem prawa w życie, które zaplanowano na 2010 rok. Kolejne miesiące to czas procesów i odwoływania się od negatywnych decyzji sądów kolejnych instancji, aż do ostatecznego wyroku z 14 października.
Decyzja rządu Chin wiąże się przede wszystkim ze stopniowym pozbawianiem Kościoła wpływu na kształt edukacji. Ksiądz kardynał Zen Ze-kiun podkreślił, że diecezja Hongkongu będzie kontynuowała swoje działania w obszarze obowiązującego, narzuconego prawa, chociaż Kościół nie będzie mógł już tak jak wcześniej prowadzić szkół według swojej wizji. Pesymistycznie jednak stwierdził: "Być może przyjdzie dzień, że szkoły nie będziemy już mogli nazywać katolicką".
Agnieszka Gracz
Nasz Dziennik Piątek, 18 listopada 2011, Nr 268 (4199)
Autor: au