Katastrofa w górach
Treść
Wojskowy samolot rozbił się koło Andrychowa
Tylko dzięki doświadczeniu i umiejętnościom pilota nikt nie zginął we wczorajszej katastrofie wojskowego samolotu AN-2, który awaryjnie lądował w środku lasu w rejonie Przełęczy Kocierskiej koło Andrychowa.
Samolot rozbił się na zalesionym stoku Przełęczy kilka minut przed godz. 13. Stało się to zaledwie kilka minut po starcie z lotniska w Bielsku-Białej. AN-2, popularnie nazywany "antkiem", leciał do Dęblina. Na jego pokładzie znajdowało się 11 żołnierzy: 8 pilotów grupy pilotażowo-akrobacyjnej "Biało-Czerwone Iskry" i 3 członków załogi. Piloci uczestniczyli w weekend w II Międzynarodowym Pikniku Lotniczym Euroregionu Beskidy w Bielsku-Białej.
- Otrzymaliśmy zgłoszenie od turysty, który zbierał w górach grzyby. Mężczyzna relacjonował, że widział samolot, ale nagle przestał go słyszeć. Usłyszał za to huk upadku. Natychmiast na miejsce wysłane zostały jednostki - mówi st. bryg Antoni Okólski, komendant powiatowy PSP w Wadowicach.
Katastrofę widział Tomasz Babik, który wczoraj po południu pracował w ośrodku wypoczynkowym na Przełęczy Kocierskiej, niedaleko miejsca katastrofy. - Samolot dosłownie przeleciał nad naszymi głowami i kilkaset metrów dalej upadł. Słyszeliśmy huk połamanych drzew. Od razu tam pobiegliśmy. Żołnierze krzyczeli, że nic się nie stało - opowiadał.
Policjanci i strażacy na gorąco relacjonowali, że załoga samolotu miała spore szczęście. To już zasługa pilota, który umiejętnie posadził wielką maszynę w trudnym, górskim terenie.
- Szczęściem w nieszczęściu jest fakt, że ranny został tylko jeden żołnierz i odniósł tylko powierzchowne rany - mówi podinsp. Wiesław Zoń, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Żywcu.
Podczas lądowania nie doszło do eksplozji i - w następstwie - pożaru, choć było takie zagrożenie. Początkowo wydawało się, że doszło do wycieku kilkuset litrów paliwa lotniczego. W promieniu kilku kilometrów teren został otoczony przez strażaków i policjantów. Ostatecznie stwierdzono tylko niewielki wyciek.
Po południu dowództwo nad akcją przejęli od policjantów z Andrychowa i Żywca funkcjonariusze Żandarmerii Wojskowej. Na miejsce przyjechał prokurator wojskowy. Na razie nie są znane dokładne przyczyny wypadku. - Dopiero komisja ds. wypadków lotniczych dokładnie je ustali - mówili zdawkowo policjanci.
Rzecznik dowódcy sił powietrznych major Maciej Woźniak poinformował, że przyczyną wypadku była prawdopodobnie awaria silnika.
Z relacji osób, które zaraz po katastrofie rozmawiały z pilotem i członkami załogi, wynika, że samolot nagle stracił moc. Dlatego pilot rozpoczął poszukiwania awaryjnego miejsca lądowania.
(GM)
Informacja z serwisu www.wadowicki.iap.pl
Autor: Dziennik Polski