Kat Zamojszczyzny doczekał się wyroku
Treść
Po trwającym od lutego 2002 roku procesie Sąd Rejonowy w Lublinie skazał w środę Mieczysława W., byłego członka PPR i PZPR, oficera śledczego Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Zamościu, na 6 lat pozbawienia wolności. IPN oskarżył go o stosowanie bestialskich metod śledczych. Ogłoszenia wyroku dożył tylko jeden z maltretowanych żołnierzy Armii Krajowej.
Prokurator IPN postawił oskarżonemu 27 zarzutów dotyczących dręczenia fizycznego i psychicznego 23 żołnierzy AK, WiN i osób podejrzanych o kontakty z podziemiem niepodległościowym. Domagał się kary łącznej 8 lat pozbawienia wolności i 5 lat pozbawienia praw publicznych.
Jak stwierdził w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Krzysztof Tracz, materiał dowodowy zgromadzony przez prokuratora IPN nie budzi wątpliwości, że oskarżony dopuścił się zarzuconych mu czynów. Sędzia podkreślił ogrom krzywd wyrządzonych przesłuchiwanym oraz ich rodzinom przez byłego śledczego. Stalinowski śledczy maltretował przesłuchiwanych z wyjątkowym okrucieństwem, stosując do tego celu takie narzędzia, jak drewniana pała, pistolet czy agregat prądotwórczy, którym porażał badanych.
Sędzia wskazał, że spośród wielu pokrzywdzonych przez Mieczysława W. tylko jedna osoba dożyła chwili, gdy mogła zeznawać przed sądem. Zeznania Zygmunta Adamczuka brzmiały szczególnie dramatycznie, choć ze względu na upływ czasu nie potrafił on jednoznacznie rozpoznać w oskarżonym swojego kata. W 1946 r. Adamczuk miał 19 lat, a W. - 22. Sąd uznał jednak za wiarygodne zeznania pozostałych, nieżyjących już świadków, złożone przed prokuratorem w czasie śledztwa. Z powodu śmierci świadków ich zeznania zostały w toku przewodu sądowego odczytane i dołączone do materiału dowodowego.
Skład sędziowski nie dał wiary wyjaśnieniom składanym przez oskarżonego, który nie przyznawał się do bicia aresztowanych, a także twierdził, że nie był oficerem śledczym, lecz szeregowym funkcjonariuszem UB.
Sąd wymierzył Mieczysławowi W. karę w wysokości 6 lat pozbawienia wolności. Nie zasądził utraty praw publicznych, gdyż nie dopatrzył się w jego przestępczych działaniach niskich pobudek.
- Wyrok należy uznać za słuszny - skomentował dla "Naszego Dziennika" werdykt sądu prokurator Andrzej Witkowski, oskarżyciel z ramienia IPN. Prokurator nie podjął jeszcze decyzji, czy zwróci się do sądu o pisemne uzasadnienie wyroku, co jest warunkiem złożenia apelacji. - Mam na to 7 dni - zaznaczył.
W ciągu 2 lat, kiedy Mieczysław W. uchylał się od stanięcia przed sądem, zmarło 7 świadków oskarżenia. W sprawie tej bulwersujący jest fakt, że faktyczne rozpoczęcie procesu nastąpiło dopiero na początku 2004 r., po tymczasowym aresztowaniu Mieczysława W. i osadzeniu go na oddziale szpitalnym aresztu w Warszawie, skąd dowożony był na rozprawy do Zamościa.
W poczet orzeczonej kary pozbawienia wolności sąd zaliczył Mieczysławowi W. okres tymczasowego aresztowania. Wyrok nie jest prawomocny. Z powodu złego stanu zdrowia sąd uchylił skazanemu areszt do czasu uprawomocnienia się wyroku.
Adam Kruczek
Bez zawieszenia
Starsze pokolenie doskonale pamięta czarną noc stalinowskiego terroru i udział w nim przedstawicieli ówczesnych organów ścigania i sprawiedliwości. Z tego punktu widzenia wysokość kary więzienia orzeczona przez zamojski sąd nie jest satysfakcjonująca. Poczucie sprawiedliwości, drzemiące w sercach polskich patriotów, którzy przez wiele lat walczyli o wolność z niemieckim okupantem, by potem gnić w peerelowskich więzieniach, nie może być do końca zaspokojone. Z drugiej jednak strony, wydanie wyroku bez zawieszenia to swoisty akt odwagi ze strony wymiaru sprawiedliwości. Tego typu orzeczenia należą do rzadkości i każde z nich należy witać z zadowoleniem, że po tylu latach wielka krzywda wyrządzona osobom walczącym z komunistycznym jarzmem została chociaż w części zadośćuczyniona.
Zenon Baranowski
Nasz Dziennik 11-06-2004
Autor: DW