Kariera towarzysza generała
Treść
Z reżyserem i producentem filmowym Robertem Kaczmarkiem, współtwórcą - wraz z Grzegorzem Braunem - filmu "Towarzysz Generał", który w sobotę, 12 grudnia, pokaże TVP Historia, rozmawia Adam Kruczek
Film "Towarzysz Generał" to już nie tylko errata do biografii Wojciecha Jaruzelskiego, ale - ze względu na wagę tej postaci - istotna errata do powojennej historii Polski?
- Cóż, przez ostatnie 20 lat intensywnie pracowano nad nowym wizerunkiem Wojciecha Jaruzelskiego, a fakt, że w sondażach ok. 50 proc. ankietowanych pozytywnie ocenia tę postać, wystawia nie najlepsze świadectwo nam, Polakom. Niestety, zatupano, przemilczano prawdziwy obraz tego człowieka. Gdy w kolejne rocznice 13 grudnia odbywały się pod jego domem manifestacje, budowano wokół tego atmosferę nagonki, wmawiano, że właściwie największą ofiarą przemian jest ten "biedny" Jaruzelski, który siedzi w swojej "chałupce" i przeżywa gorycz ludzkiej niewdzięczności, a przecież rzekomo uchronił Polaków przed sowieckimi czołgami.
Prawda jest zupełnie inna.
- Nawet tę "chałupkę", w której mieszka, Jaruzelski zdobył w sposób wątpliwy, ale nie ma poczucia elementarnej przyzwoitości, by zwrócić willę prawowitym spadkobiercom. Prawdziwe problemy mają natomiast ludzie dociekający prawdy o Jaruzelskim, jak choćby jego biograf płk Lech Kowalski, autor książki "Generał ze skazą", osoba, bez której by nasz film nie powstał. Za swoje badania zapłacił wysoką cenę. Mieszka w bloku na osiedlu wojskowym i po wydaniu książki spotkał się ze zorganizowanym ostracyzmem, pluto mu pod nogi, nie obsługiwano w sklepiku osiedlowym itp. To pokazuje, że Jaruzelski nie jest tylko postacią historyczną, dziadkiem kurczowo trzymającym się swojej wersji historii, ale do dziś dysponuje poważnym zapleczem w aparacie wojskowym i lewicowych kręgach politycznych.
W jaki sposób wprowadzenie stanu wojennego zaważyło na karierze Jaruzelskiego?
- Jak zauważa prof. Andrzej Paczkowski, w sierpniu 1980 r. Jaruzelski był tylko jedną z około 15 istotnych postaci w ówczesnym aparacie władzy, a po 13 grudnia 1981 r. stał się jednowładcą. To był kolejny z jego koniunkturalnych wyborów w drodze na szczyty władzy. Myślę, że doskonale zdawał sobie sprawę, że jeśli nie wprowadzi stanu wojennego w Polsce, to zrobi to za niego ktoś inny. Chętnych do tego w otoczeniu Jaruzelskiego nie brakowało. Wymagał tego zarówno interes sowiecki, jak i własne interesy rządzących w Polsce komunistów.
Choć scenariusz wejścia Sowietów w świetle ujawnionych dokumentów okazał się bajką, apologeci Jaruzelskiego i on sam ciągle się tym argumentem bronią.
- Sowietom taka "bratnia pomoc" była zupełnie nie na rękę. Prowadzili działania militarne w Afganistanie, a wejście z zewnątrz do Polski mogło spowodować nieobliczalne skutki. Nie byłoby już wtedy rozmów z żołnierzami przy koksownikach... "Solidarność" musiał spacyfikować ktoś z wewnątrz kraju. Jaruzelski chętnie na to przystał. Próbował ubezpieczać się uzyskaniem od sowieckich generałów gwarancji wsparcia militarnego w razie niepowodzenia, ale mu odmówiono.
Film odsłania to, co Jaruzelski skrzętnie pomija lub marginalizuje, np. zwalczanie antykomunistycznego podziemia, związki z Informacją Wojskową, aktywny udział w czystce antysemickiej w ludowym Wojsku Polskim czy w inwazji na Czechosłowację. Czy udało się Panom dotrzeć do nowych, dotąd nieznanych materiałów?
- Nie, w filmie o Jaruzelskim nie ma informacji, które nie byłyby dotychczas znane, przynajmniej historykom. Zbieramy i porządkujemy kluczowe fakty i wątki z jego biografii politycznej, które dopiero zestawione i połączone w prostej chronologii pokazują drogę i karierę tego człowieka. A także jego miejsce dzisiaj.
Film nie zamyka się w konwencji historycznego dokumentu?
- To nie jest film historyczny, ale całkowicie współczesny. Jeden z historyków pojawiających się w filmie "Towarzysz Generał" mówi, że Jaruzelski nieoficjalnie "zaklepywał" kandydaturę szefa sztabu generalnego Wojska Polskiego jeszcze na początku XXI wieku. Ta historia toczy się na naszych oczach. Myślę, że w 1989 r. ci, którzy usiedli do Okrągłego Stołu ze strony "solidarnościowej", dostali - używając porównania ze strukturami ekonomicznymi - miejsca w zarządzie spółki, natomiast rada nadzorcza pozostała niezmienna, a jej przewodniczącym był Wojciech Jaruzelski. Dla zrozumienia jego pozycji trzeba zdać sobie sprawę z tego, jak wielką rolę odgrywały służby przed 1989 r. i odgrywają dzisiaj, a z drugiej strony, do jakiego stopnia Jaruzelski osobiście kształtował całą ówczesną generalicję, poszczególne jej "zaciągi". Ci ludzie przecież nie wyparowali, a on jest dla nich absolutnym autorytetem, guru i gwarantem kariery. Obrona Jaruzelskiego przed sądem i w mediach to nie jest tylko obrona jego miejsca w historii, ale całej tej formacji i jej dzisiejszych wpływów.
Przez cały okres PRL Jaruzelski nieustannie wspinał się po stopniach hierarchii wojskowo-partyjnej. Każdy tzw. przełom jeszcze bardziej umacniał jego pozycję. Czym Pan to tłumaczy?
- Tajemnica tych awansów tkwi w jego relacjach z Moskwą. Kto w partii i wojsku miał "przełożenie na Moskwę", jak się wtedy mówiło, tym był mocniejszy. Stąd brały się zabiegi Jaruzelskiego, aby w Polsce jak najczęściej gościć sowieckich generałów, bo to oni tak naprawdę gwarantowali mu, jak to się dziś mówi - ścieżkę kariery.
Trzeba pamiętać, że to nie jest tak, że w PRL jakiekolwiek ciało administracyjne czy polityczne samo decydowało o obsadzie kluczowych stanowisk. Nawet sekretarze wojewódzcy musieli być akceptowani w Moskwie. Rezydentura GRU naprawdę tu istniała i działała. A jeśli chodzi o "przełomy", to przychylam się do tezy śp. prof. Pawła Wieczorkiewicza, który uważał, że wszystkie "wielkie" daty w historii PRL były tak naprawdę wydarzeniami prowokowanymi w celu zmiany ekipy władzy. Zawsze była to walka wewnątrz partii czy służb z wykorzystaniem nieświadomych istoty rzeczy ludzi z zewnątrz.
Jaruzelskiemu chyba bardzo zależało na tych awansach.
- W filmie dr Sławomir Cenckiewicz wskazuje, że aby zrozumieć tę postać, trzeba pamiętać, iż przez całe dorosłe życie Jaruzelski nie wyobrażał sobie sytuacji, w której z powodów zasadniczych mógłby postawić się poza grupą aktualnie sprawującą władzę. Jego wybory określa postawa karierowicza. Zawsze się dostosowuje, robi to, czego od niego żądają przełożeni na Kremlu.
Dzisiaj Jaruzelski swoje decyzje próbuje tłumaczyć wyborem "mniejszego zła".
- Tak, to takie sugerowanie, że gdyby nie ja, to przyszedłby ktoś jeszcze gorszy. Ale przecież za tymi wyborami szły konkretne, wymierne, osobiste profity i obiektywne szkody dla Polski. Przy swoim poziomie inteligencji Jaruzelski musiał mieć tego świadomość, zarówno we wczesnych latach 50., jak i później, choćby w latach 70., kiedy, jak komentuje to w filmie płk Lech Kowalski, znaczna część tzw. gierkowskich pożyczek szła za jego przyczyną na infrastrukturę tworzoną w celu ewentualnej przyszłej agresji sowieckiej na Europę Zachodnią. Musiał wiedzieć, że są to działania szkodliwe, a w perspektywie inwazji wręcz katastrofalne dla Polski.
Jedną z wciąż niewyjaśnionych spraw są związki Jaruzelskiego z Informacją Wojskową. Czy wiemy coś więcej o aktywności agenta "Wolskiego"?
- Archiwa zostały wyczyszczone, więc mamy o tym wiedzę poszlakową. To, co można powiedzieć bez narażania się na procesy, to tyle, że istnieją dokumenty świadczące o tym, że został zarejestrowany w sieci agenturalnej Informacji Wojskowej. Każdy inteligentny odbiorca tej informacji powinien domyślić się, o co chodzi.
Tylko tyle?
- Moim zdaniem, w naszych dyskusjach o PRL przecenia się rolę agentury. Sądzę, że nie jest to klucz do zrozumienia i osądu tamtych ludzi i czasów. Przez ostatnie 20 lat udało się zepchnąć zainteresowanie opinii publicznej na ujawnianie tajnych współpracowników. Nie lekceważę tej sprawy, ale kwestia kapusiów w hierarchii ważności jest jednak drugorzędna. Tymczasem posłużyła do osłabienia, a nawet eliminacji z pola widzenia opinii publicznej rzeczy podstawowej - odpowiedzialności ludzi, dla których ten cały agenturalny dół pracował, czyli komunistycznych władz politycznych. To nie było tak, że np. sekretarz wydziału KC PZPR nie znał realiów PRL. Przecież to dla niego i takich jak on te służby i cała agentura zbierały informacje. Czy dzisiaj formułuje się zarzuty pod adresem np. członków Biura Politycznego KC PZPR albo sekretarzy wojewódzkich partii? Oni się świetnie mają właśnie dzięki temu, że zupełnie nie sięga się do sedna tej niegodziwości, którym było skomunizowanie społeczeństwa. To dlatego Urban i cała reszta może mieć dziś tak wspaniałe samopoczucie i żyć z rodzinami w dobrobycie. Oczywiście uważam, że ludzie powinni wiedzieć, kim był "Bolek", "Święty" czy inni, którzy donosili na kolegów, ale nie może to przesłonić "góry", dla której to robili. Lustracja bez dekomunizacji w ograniczonym stopniu oczyszcza Polskę z narośli PRL. Przypomnijmy pośmiertny sukces Gierka, którego mało kto już kojarzy z represyjnym systemem, na którego czele stał. Jakże fascynujący film można by nakręcić o Gierku.
Społeczne zapotrzebowanie na ambitną historyczno-dokumentalną twórczość filmową, jaką Pan uprawia, jest ogromne. A jednak tego rodzaju filmów powstaje jak na lekarstwo, na dodatek są emitowane o dziwnych porach. Czy trudno jest realizować tego rodzaju produkcję filmową?
- Zawsze były jakieś kłopoty, choć o zróżnicowanym natężeniu. Film o Jaruzelskim został zamówiony wtedy, gdy dyrektorem TVP Historia był Artur Dmochowski. Telewizja Polska to taka Polska w pigułce, gdzie krzyżują się wszelkiego rodzaju interesy. Dlatego dużo zależy od tego, czy we właściwym momencie spotka się tam urzędnika, którego w produkcji filmowej interesują wartości takie jak prawda czy Ojczyzna. Na szczęście zdarzają się i tacy. Przy okazji chciałbym polecić na TVP Historia trzy odcinki cyklu dokumentalnego "Historia III RP". W niedługim czasie powinno się tam znaleźć kolejnych osiem odcinków. Nie trzeba się logować, wystarczy wejść na stronę TVP Historia i poszukać działu "Cykle dokumentalne".
Film o Jaruzelskim ma bardzo zdecydowaną, demaskatorską wymowę. Czy nie próbowano wpłynąć na Pana w celu jej złagodzenia?
- Dużo by o tym mówić, ale może lepiej nie... Powiem tylko, że sugerowano, abym zmienił tytuł z "Towarzysz Generał" na "Generał".
Wraz z Grzegorzem Braunem wyreżyserował Pan już filmy m.in. o dwóch prezydentach - Wałęsie i Jaruzelskim. Gdyby tak dorzucić do tego dorobku filmy o Bierucie i Kwaśniewskim, to - przynajmniej jeśli chodzi o prezydentów - można byłoby zamknąć pewną epokę...
- (śmiech) Jeśli TVP przetrwa, to kto wie...
Dziękuję za rozmowę.
Robert Kaczmarek - reżyser, scenarzysta i producent filmowy. Absolwent Instytutu Socjologii Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego i Wydziału Reżyserii PWSFTviT w Łodzi. Od 1990 r. wyprodukował kilkadziesiąt filmów dokumentalnych, z których większość reżyserował. Autor i współautor takich filmów, jak m.in.: "Towarzysz Generał" (2009), "TW Bolek" (2008), "Defilada zwycięzców" (2007), "Pielgrzymki do Ojczyzny Jana Pawła II" oraz kilkunastu filmów z cyklu "Errata do biografii", którego był producentem.
"Nasz Dziennik" 2009-12-09
Autor: wa