Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kapitulacja na całego

Treść

Rząd szykuje się do kolejnej kapitulacji na forum Unii Europejskiej. Na rozpoczynającym się dzisiaj w Brukseli szczycie w sprawie unijnej konstytucji reprezentujący Polskę premier Marek Belka zamierza zrezygnować z nicejskiego systemu głosowania w Radzie Europejskiej na rzecz niekorzystnej dla nas podwójnej większości. - To przesądzi o pozycji naszego kraju na lata. Rząd nie ma mandatu do podejmowania takich decyzji. Cofnijcie się! - wzywała wczoraj w Sejmie jednym głosem cała opozycja. Przy okazji okazało się, że wraz z wprowadzeniem tzw. artykułów niemieckich do unijnej konstytucji pojawiła się obawa, iż jest ono równoznaczne ze sformalizowaniem zapisu o rzekomo nadal utrzymującym się podziale Niemiec. To z kolei, jak twierdzi część parlamentarzystów, sugeruje przynależność do Niemiec naszych ziem zachodnich i północnych. Tych obaw strona rządowa nie potrafiła wczoraj rozwiać.
Rząd szykuje się do kolejnej kapitulacji w sprawie pozycji Polski w Unii Europejskiej, nie bacząc na uchwałę Sejmu, która nakazuje mu bronić traktatu z Nicei. Na rozpoczynającym się dzisiaj w Brukseli szczycie w sprawie europejskiej konstytucji premier Marek Belka zamierza ostatecznie odstąpić od obrony zapisów traktatu nicejskiego, przyjmując podyktowaną przez Niemcy zasadę podwójnej większości podczas głosowania w Radzie Europejskiej.
- Jest zgoda na podwójną większość, ale utrzymują się duże różnice w szczegółach - powiedział wczoraj wiceminister spraw zagranicznych Jan Truszczyński, który w imieniu rządu referował posłom stanowisko, jakie premier Marek Belka i minister Włodzimierz Cimoszewicz zamierzają zająć podczas dwudniowych negocjacji 25 państw członkowskich. Akceptując podwójną większość co do zasady, rząd domaga się dodatkowego "mechanizmu zabezpieczającego", który pozwoliłby blokować niekorzystne dla naszego kraju decyzje. Nie poinformował jednak posłów, jaką konkretnie koncepcję podwójnej większości rząd zamierza przyjąć ani jak ma wyglądać mechanizm budowania mniejszości blokującej.
Nieoficjalnie wiadomo, że w grę wchodzi podwyższenie progów: Rada podejmowałaby decyzje większością 55 proc. państw, które zamieszkuje 65 proc. ludności Unii (w propozycji Konwentu oba progi są o 5 proc. niższe). Mniejszość zdolna do zablokowania decyzji składałaby się z 4 państw, zamieszkałych przez 20 proc. ludności UE. Oznacza to, że głos Polski, którą zamieszkuje ok. 8 proc. obywateli UE, stanowiłby mniej niż 25 proc. mniejszości blokującej. Tymczasem traktat nicejski daje Polsce 27 głosów w Radzie (wszystkich jest 125). Nasz udział w mniejszości blokującej jest w tym wypadku wyższy, wynosi bowiem ponad 30 proc. Przed poprzednim szczytem w Brukseli w grudniu ubiegłego roku Sejm zobowiązał rząd do obrony systemu nicejskiego, który był podstawą przyjęcia traktatu akcesyjnego w referendum. Premier Belka twierdzi jednak, że "od przyjęcia uchwały wiele się zmieniło".
- Przestrzegamy - nie podpiszcie czegoś, co Polska odrzuci! To byłoby samobójstwo polityczne! - zareagował lider PO Jan Rokita. Według niego, rząd szuka sposobu, aby ulec i jednocześnie zachować honor. Kazimierz Ujazdowski (PiS) podkreślił, że zastąpienie dobrego instrumentu uczestnictwa w Unii, jakim jest system nicejski, przez tzw. mechanizm zabezpieczający, który sprowadza się do ograniczonego weta, skazuje Polskę na izolację w Unii. - Zmiana systemu nicejskiego to zmiana traktatu ateńskiego. Czy z Polską prowadzono jego renegocjację? - dopytywał Jan Łączny z Samoobrony. Według wszystkich partii opozycyjnych, rząd Belki, który nie uzyskał wotum zaufania parlamentu, nie posiada tym samym mandatu do podejmowania decyzji, które na lata przesądzą o pozycji Polski w ramach Wspólnoty, tym bardziej że wybory do Parlamentu Europejskiego wygrała opozycja. Marek Kotlinowski (LPR) zgłosił wniosek o odrzucenie informacji rządu i przeprowadzenie głosowania jeszcze przed wyjazdem premiera do Brukseli. Zaapelował też, aby premier nie parafował konstytucji, a przynajmniej wstrzymał się z tym do czasu, aż Trybunał Konstytucyjny rozpatrzy skargę opozycji na niezgodność traktatu akcesyjnego z Konstytucją RP. - Jeśli traktat jest niezgodny z ustawą zasadniczą, to konstytucja Unii tym bardziej - twierdzi szef klubu LPR. Niestety, w tej fazie tylko prezydent ma prawo poddać unijną konstytucję pod osąd Trybunału Konstytucyjnego, jednak najwyraźniej nie kwapi się, aby z tej możliwości skorzystać. Charakterystyczne jest, że ani Belka, ani Cimoszewicz nie pofatygowali się do Izby, aby wysłuchać stanowiska Sejmu w tej fundamentalnej sprawie.

Myślenie mityczne
- 27 głosów w Radzie nie jest "mityczną bronią", która w każdej sytuacji może nas ochronić - przekonywał Truszczyński, podkreślając, że przy obu systemach głosowania trzeba "grać drużynowo". Przyznał jednak, że zasady nicejskie pozwalają na łatwiejsze zmontowanie koalicji blokującej niż te z konstytucji europejskiej. Zapewniał też, że rząd zabiega o wprowadzenie w preambule unijnej konstytucji sformułowania z preambuły polskiej ustawy zasadniczej. Andrzej Celiński, przemawiający w imieniu SdPl, wyjaśnił, że ta formuła "nie dzieli, lecz łączy", bo nie ma w niej odwołania do chrześcijaństwa, lecz do Boga. Poseł zaznaczył, że "jeśliby preambuła miała dzielić, to lepiej aby jej w ogóle nie było". Nawet jednak ta "kompromisowa" propozycja natrafia na zaciekły opór Francji. Oprócz niej istnieje koncepcja uchwalenia osobnej deklaracji, w której wprawdzie znalazłoby się odwołanie do chrześcijaństwa, ale państwa miałyby swobodę, czy deklarację przyjąć, czy też odrzucić. - Nie ma w preambule konstytucji UE miejsca na chrześcijaństwo, ale znalazło się miejsce na podziękowania dla Konwentu... Trzeba znać proporcje - zauważył z ironią Józef Zych (PSL). Posłowie nazwali te zabiegi "antychrześcijańską cenzurą".

Co kryją "artykuły niemieckie"?
Sporo emocji wzbudziły też tzw. artykuły niemieckie w unijnej konstytucji, czyli przepisy, które - wbrew zasadom równej konkurencji - pozwalają na przyznanie szczególnej pomocy publicznej przedsiębiorstwom z landów "dotkniętych podziałem Niemiec". Polska i Czechy zabiegają, aby usunąć te przywileje z traktatu lub objąć nimi także pozostałe kraje dotknięte skutkami komunizmu. Jak zauważył Antoni Macierewicz (RKN), problem jest jednak znacznie głębszy. - Dotychczas sądziliśmy, że ten artykuł dotyczy tylko byłej NRD. Tymczasem został on wprowadzony do prawa UE w latach 50., a zatem odnosił się do Niemiec Zachodnich, pozwalając tamtejszym przedsiębiorstwom na korzystanie z pomocy publicznej, jeśli np. utraciły swoje filie za żelazną kurtyną - stwierdzi szef RKN. Dzisiaj za sprawą tego artykułu do konstytucji UE wprowadzony został formalny zapis o rzekomo nadal utrzymującym się podziale Niemiec. To jest niezmiernie groźne dla Polski, ponieważ sugeruje przynależność do Niemiec naszych ziem zachodnich i północnych. - Ten artykuł musi być wykreślony! - dodał Macierewicz.
Minister Truszczyński nie potrafił rozwiać obaw w tej ujawnionej w ostatniej chwili sprawie, dlatego część opozycyjnych posłów skierowała list do premiera Belki, prosząc o stosowne wyjaśnienia.
Głosowanie nad informacją rządu zaplanowano na dzisiaj.
Małgorzata Goss

Rząd się zmieni, ale podpis zostanie
Na szczyt do Brukseli, decydujący o pozycji Polski w Unii Europejskiej, wybiera się premier, który nie uzyskał parlamentarnego wotum zaufania, a jeśli nawet przypadkiem je dostanie, zaraz potem wybory zmiotą bez śladu i Sejm, i rząd. Z kolei marszałek Sejmu, który pełni tę funkcję, choć toczy się jego proces lustracyjny, przekonuje publicznie, że "Belka dostał nominację od prezydenta", więc wszystko gra. Słowem, chwycili cugle władzy i nie puszczą. "Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy". Sytuacja jest naprawdę niebezpieczna, bo - trzeba zauważyć - wszystkie najwyższe funkcje w państwie pełni w tej chwili "postkomunistyczna trójka". Może i wyborów nie będzie?
Nawet jeśli ten postkomunistyczny come back szczęśliwie się skończy, coś jednak zostanie. A mianowicie papier z parafą pana Belki pod tekstem szkodliwej unijnej konstytucji. A będzie ona postawiona w naszym imieniu. MaG
Nasz Dziennik 17-06-2004

Autor: DW