Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kapitulacja czy unik?

Treść

Polska podpisze Deklarację Berlińską mimo braku odniesień do chrześcijańskich korzeni Europy - zapowiedział prezydent Lech Kaczyński w wywiadzie dla TVP, podsumowując dwudniowe rozmowy z kanclerz Niemiec Angelą Merkel. Oznacza to także zgodę na rozmowy o traktacie konstytucyjnym dla Unii Europejskiej na bazie starego dokumentu, odrzuconego wcześniej przez Francję i Holandię, który zmniejsza wpływ naszego kraju na decyzje podejmowane w UE. Wypowiedź prezydenta sygnalizuje też, że - jak zauważył w wypowiedzi dla "Naszego Dziennika" dr Mieczysław Ryba, historyk z KUL - obecne władze rezygnują z walki o utrzymanie chrześcijańskiej tożsamości zarówno naszego kraju, jak i Europy.



Kaczyński zapytany w wywiadzie dla TVP, czy Polska w związku z tym zrezygnuje z odniesień do Boga w Deklaracji Berlińskiej, odpowiedział, że nie jest to kwestią rezygnacji. - Moglibyśmy przyjąć założenie, że nie podpiszemy Deklaracji, ale nie sądzę, żeby to było rozsądne. My podtrzymujemy cały czas, że jest to rzecz, która być powinna - stwierdził. Tłumaczył, że w razie niepodpisania tego dokumentu bylibyśmy jedynym państwem, które tego nie zrobiło. - Nie widzę powodów, dla których mielibyśmy znaleźć się w takiej sytuacji, choć raz jeszcze podkreślam, że postawa państw, które nie chcą stwierdzić tego, co oczywiste, bardzo mnie dziwi - powiedział. Poinformował także, iż Angela Merkel "w żadnym wypadku nie mówiła o chrześcijaństwie jako prowokacyjnym sformułowaniu" oraz że kanclerz "ocenia w sposób realistyczny fakt, iż na tę deklarację muszą się zgodzić wszyscy". Jednak prezydent wyraźnie oświadczył, że Polska mimo wszystko podpisze Deklarację Berlińską, dokument, który zostanie przyjęty na szczycie w Berlinie z okazji 50-lecia podpisania Traktatów Rzymskich.
Według Mieczysława Ryby, oświadczenie prezydenta zmierza w kierunku odejścia od fundamentalnych wartości. - Po pierwsze dlatego, gdyż Deklaracja Berlińska rzeczywiście nie odnosi się do chrześcijaństwa, po drugie, Polska ma wyrazić zgodę, ażeby negocjacje co do przyszłego traktatu konstytucyjnego były na bazie starego, a pamiętajmy, że stary miał fundamentalne ułomności. Wreszcie po trzecie, jeśli podstawą jest stary traktat, to wszystko będzie zmierzało w kierunku osłabienia polskiego głosu, bo wiadomo, że traktat nicejski daje dobre wyjście bazowe, a traktat konstytucyjny to punkt negocjacyjny, który je obniża - powiedział nam historyk z KUL. Dodał, iż w wyniku obecnych negocjacji możemy najwyżej wynegocjować warunki nieco zbliżone do tych, jakie mamy zagwarantowane w dokumencie z Nicei, jeśli chodzi o siłę głosu.
Z wypowiedzi prezydenta wynika jednak, że nasze władze godzą się na warunki niemieckie. Lech Kaczyński stwierdził w wywiadzie, że najważniejszym efektem wizyty kanclerz RFN jest "zielone światło" dla prac nad przyszłym traktatem konstytucyjnym UE. Oświadczył, iż Polska zgodziła się, by obecny projekt był podstawą do dalszych rozmów o eurokonstytucji, choć zgłosił pewne zastrzeżenia. - Polska uważa, że Unia Europejska powinna być związkiem państw, ścisłym związkiem. Są to państwa niejako odrębne, a konstytucja europejska w niektórych miejscach ten status narusza - tłumaczył prezydent. Dodał, że "przedtem wychodziliśmy z założenia, że lepiej pisać tekst od nowa, ale oczywiście Polska absolutnie nie twierdzi, iż to oznacza, że ten tekst i tekst nowego traktatu to będą te same teksty".
Jednak według dr. Mieczysława Ryby, "prezydencja niemiecka osiąga pewne rzeczy w relacji z Polską, ze swojego interesu i punktu widzenia". - Natomiast Polska w zamian za to ani nie wynegocjowała przerwania rury bałtyckiej, ani nie wynegocjowała ostatecznie zapisu w Konstytucji Europejskiej o wspólnym bezpieczeństwie energetycznym, ani fundamentalnych dla nas spraw - stwierdził.
Doktor Ryba zwrócił też uwagę, że obecne władze wydają się rezygnować z dotychczas obranej drogi zachowania tożsamości zarówno naszego kraju, jak i Europy. Przypomniał niedawne nieporozumienia w związku z wypowiedzią ministra edukacji Romana Giertycha w Heidelbergu, która "poruszyła fundamentalne kwestie dla porządku moralnego w Europie". Chodziło o sprzeciw wobec aborcji i propagowania homoseksualizmu "stanowiących od strony moralnej pewien strumień degradacji życia społecznego na całym kontynencie". - Tu jednak nie było reakcji pozytywnej ze strony premiera czy prezydenta - zauważył historyk z KUL. Dodał, że "wydaje się, iż Polska w osobach tych najwyższych organów władzy nie ma intencji w tej chwili wejścia w obszar dyskusji aksjologicznej, czyli tej o fundamentach widzenia porządku społecznego, tylko uważa, że nie jest to istotna sprawa". - To napawa niepokojem, ponieważ cała misja Polski w UE w kontekście nauczania Jana Pawła II miała być misją cywilizacyjną, czyli próbą zawrócenia Europy w kierunku chrześcijaństwa. Wydaje się, że z tej próby rezygnujemy - stwierdził dr Ryba.
Kamila Pietrzak
"Nasz Dziennik" 2007-03-19

Autor: wa