Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kadencja trwa nadal

Treść

Stu jeden głosów zabrakło wnioskodawcom z Prawa i Sprawiedliwości, by Sejm przyjął wczoraj uchwałę o samorozwiązaniu. Po głosowaniach Jarosław Kaczyński powiedział, że w obecnej sytuacji obowiązkiem PiS-u jest stworzenie większościowego rządu. Premier Kazimierz Marcinkiewicz potwierdził zamiar podjęcia działań w celu wzmocnienia pozycji rządu w parlamencie.

Wczorajsze przedpołudnie w Sejmie dalekie było od atmosfery kryzysu parlamentarnego. W czasie, gdy na sali posłowie dyskutowali nad rządową informacją bieżącą na temat matur, na korytarzach pojawiały się coraz bardziej zadziwiające wiadomości o współpracy PiS z PO. Najpierw była to informacja o tym, że partia Donalda Tuska otrzymała propozycję wejścia w koalicję rządową, w wyniku której miałaby mieć wicepremiera i siedem resortów.
Nikt oficjalnie tego nie potwierdził. Potwierdzono natomiast wymianę listów między Donaldem Tuskiem a Jarosławem Kaczyńskim. To ta informacja w rzeczywistości rozpoczęła intensywne spekulacje o możliwości powrotu do rozmów koalicyjnych dwóch największych partii w Sejmie.
Zarówno dziennikarze, jak i politycy nieznający treści pism przesłanych przez liderów największych partii, silili się na polityczne zgadywanki i analizy. Spekulacje szybko jednak rozwiał lider PO.
- List skierowany do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego ma prowadzić do dobrej współpracy, a nie do koalicji - zapewnił Tusk. Stanowczo podkreślił, że w piśmie nie ma ani słowa o wspólnym rządzeniu. - Zaproponowałem, abyśmy zastanowili się wspólnie, jak zacząć ze sobą normalnie rozmawiać na każdy temat - przekonywał lider PO. Tusk napisał w liście m.in.: "Nie przekreślając różnic, które uniemożliwiły nam współrządzenie, można przecież w wielu dla Polski istotnych kwestiach uzgadniać stanowiska, szukać porozumienia w innym trybie niż poprzez media czy mówienie z trybuny sejmowej".
- Oba listy dotyczą sposobu prowadzenia debaty politycznej - powiedział nam szef klubu PiS Przemysław Gosiewski.

Kaczyński: spór z PO merytoryczny
Było to widać w wystąpieniu przedstawiciela wnioskodawców, otwierającym popołudniową debatę nad projektem uchwały o skróceniu kadencji parlamentu - prezesa Kaczyńskiego. Szef PiS przypomniał, że w ciągu ostatniego dziesięciolecia takich przypadków w krajach europejskich było 30.
- Nie ma więc w tym rozwiązaniu nic szczególnego - przekonywał Kaczyński. Dodał, że w polskiej Konstytucji tak trudno jest zrobić ten krok, choć ustawodawca musiał zdawać sobie sprawę, że zdobycie takiej większości wymaga wspólnego działania formacji, które mają różne poglądy i sprzeczne interesy.
- Co może ich łączyć? To odpowiedzialność za państwo - mówił prezes PiS. Mówiąc o sporze z PO, Kaczyński podkreślił, że to spór merytoryczny. - Ten spór nie może prowadzić do wrogości czy nienawiści. Czas tę wojnę, która toczy się dzisiaj w Polsce, kończyć - dodał. Zdaniem prezesa PiS, "nie ma lepszego sposobu jej zakończenia niż przyjąć propozycję PiS".
W wystąpieniu potwierdził otrzymanie listu od Tuska. Nazwał go "bardzo ważnym i interesującym".
Nieco ostrzej wypowiedział się chwilę później w imieniu klubu Gosiewski. Bardzo ważna była deklaracja kończąca jego wystąpienie.
- Ostatnio okazało się, jak nietrwały jest pakt stabilizacyjny, i równie nietrwały może okazać się ten, który proponuje PO. PiS nie uchyla się przed powołaniem koalicji rządowej wspólnie z PO, ale, jeśli ta nie wykaże zainteresowania, to musi wiedzieć, że determinuje nas do stworzenia koalicji z mniejszymi partiami, stwarzając dla tego rozwiązania przyzwolenie moralne.
A właśnie swego rodzaju "pakt stabilizacyjny" zaproponował w swoim przemówieniu Tusk. - Skoncentrujmy nasz wysiłek na pakiecie ustaw, który w sposób radykalny i przełomowy zmieni sytuację na rynku pracy. Pracujmy do jesieni nad ustawami, a jestem gwarantem, że będziemy to robić. A jesienią zastanowimy się nad kolejnym krokiem. I jeśli nie będziemy do niego gotowi, zrobimy wybory - zarysował plan działania szef Platformy. Ustawy miałyby się głównie koncentrować na poprawie rynku pracy oraz zmianie ordynacji wyborczej tak, by wybory były łatwiejsze.
- Pochodzimy z tego samego miejsca, mamy bardzo podobny świat wartości, a nie potrafimy do siebie w kuluarach wyciągnąć ręki - zakończył Tusk. Trudno powiedzieć, w których kuluarach szef PO dostrzegł tę wrogość, bo grupki rozmawiających ze sobą posłów obu partii, jedzących razem posiłki czy żartujących widać w Sejmie nieustannie.

Lepper: nie musimy być w rządzie
- Ta chęć pojednania PO i PiS w przededniu Wielkiego Tygodnia, to bardzo dobrze, ale obawiam się, że jutro już będzie inaczej - mówił potem Andrzej Lepper.
- Czas dzisiaj, aby wszyscy zaangażowali się w prace dla dobra Polaków - dodał, zarzucając prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, że mimo złożenia przysięgi nie podjął żadnych działań, by powstał rząd większościowy. Wcześniej Lepper zaznaczył, że koalicja PO z PiS powinna zostać skonsumowana. - My nie musimy być w rządzie - zaznaczył. Dodał, że "z przymusu nigdy nie wejdzie do żadnej koalicji". - A jeśli ta retoryka przymusu się nie zmieni, to my odmówimy rozmów - przestrzegł Lepper.
Jeszcze ostrzej mówił Wojciech Olejniczak (SLD), który krytykował i PiS, i PO za brak debat o stanie gospodarki. - Nie można trwać w tym parlamencie - powiedział, potwierdzając zdecydowane poparcie wniosku PiS.
- Atmosfera tej sytuacji w kraju powinna nas skłaniać do tego, by pamiętać o przysiędze na Konstytucję, że będziemy dbali o dobro Najjaśniejszej Rzeczypospolitej - mówił Roman Giertych (LPR). Krytykował PiS za to, że nie dotrzymuje obietnic odejścia od polityki liberalnej.
- Zarzut wobec nas, że czasem krytykowaliśmy PiS w czasie trwania paktu stabilizacyjnego, świadczy o niezrozumieniu demokracji - tłumaczył. Jego zdaniem, odchodzenie PiS od swojego programu świadczy o tym, że źle się czuł w "nie swoich butach", a Kaczyński chce wyborów, by społeczeństwo się w tym nie zorientowało.
- W głosowaniu nad wotum zaufania dawaliśmy PiS szansę i zapowiedzieliśmy, że ona będzie jedna - zakończył Giertych. Dodał, że nie ma do tej szansy powrotu. Zapewnił, że LPR jest za wcześniejszymi wyborami, ale nie w maju. I wniósł o odrzucenie projektu uchwały PiS w pierwszym czytaniu.
Zanim jeszcze doszło do głosowania, Sejm musiał się zmierzyć z wnioskiem LPR o odrzucenie projektu uchwały w pierwszym czytaniu. Dzięki wsparciu Samoobrony doszło jednak do końcowego głosowania. Wówczas oczywiście partia Andrzeja Leppera głosowała już inaczej. Do większości 307 głosów zabrakło wnioskodawcom 101 posłów. Po głosowaniach Jarosław Kaczyński powiedział, że w obecnej sytuacji obowiązkiem PiS-u jest stworzenie większościowego rządu. - W ciągu dwóch dni, w czasie statutowych spotkań władz PiS, podjęte zostaną odpowiednie decyzje w sprawie wzmocnienia pozycji rządu w parlamencie - wtórował mu premier Kazimierz Marcinkiewicz. Ale nie będzie to wsparcie Platformy. Kilkanaście minut później Donald Tusk potwierdził, że żadna propozycja dla PiS się nie pojawi prócz swego rodzaju "paktu stabilizacyjnego". Co więcej, podobną opinię wyraża Roman Giertych. Wydaje się więc, że bez stworzenia w Sejmie nowego klubu parlamentarnego powstanie większości popierającej rząd nie będzie możliwe.
Mikołaj Wójcik

"Nasz Dziennik" 2006-04-07

Autor: ab