Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kaddafi odrzuca ofertę Ankary

Treść

Libijscy rebelianci najprawdopodobniej przemycają z sąsiedniej Tunezji broń do walki z reżimem Muammara Kaddafiego - informują brytyjskie media. Powstańcy czynią tak, ponieważ skarżą się na braki w uzbrojeniu, a nie mogą liczyć na żadną oficjalną pomoc w tej sprawie. Do rozstrzygnięcia bratobójczych starć w Libii droga jednak daleka. Dyktator odrzuca bowiem wszelkie propozycje ustąpienia. Wczoraj rzecznik rządu libijskiego Musa Ibrahim oficjalnie potwierdził, że pułkownik nie bierze pod uwagę możliwości jakichkolwiek negocjacji na temat odejścia, nawet w kontekście oferty Turcji, która wyraziła gotowość udzielenia mu gwarancji azylu.
Broń do walki z armią Kaddafiego rebelianci przemycają przez dość dobrze pilnowaną przez żołnierzy dyktatora granicę z Tunezją. Odnotowano liczne przypadki strzelania do osób przekraczających tę granicę. Rebelianci starają się więc organizować w małe grupy i przemycać broń drobnymi partiami. Z drugiej strony walczący z nieustabilizowaną sytuacją wewnętrzną nowy rząd w Tunezji nie zamierza wyrazić otwartego poparcia dla działań bojowników i oficjalnie przekazać im broni. Tunezyjscy strażnicy i celnicy mają obowiązek dokładnego sprawdzenia każdego samochodu udającego się na stronę libijską. Przemytnicy podkreślają, że pomimo oficjalnego zakazu wielu sąsiadów, którzy również przeżyli lata dyktatorskich rządów i doskonale ich rozumieją, w najmniejszym stopniu nie utrudnia im przewożenia karabinów, granatów i innej broni, a czasem wręcz spotykają się z sympatią i pomocą z ich strony. W ten sposób Libijczykom udaje się np. zdobyć karabiny AK-47.
Jednocześnie dowództwo rebeliantów apeluje do NATO o udzielenie wsparcia i dostarczenia przez teren Tunezji ciężkiego sprzętu bojowego i więcej broni, tak aby "uzbrojony mógł być każdy z powstańców". Taką opinię wyraził m.in. jeden z dowódców Ahbeel Dody, który podkreślił, że to właśnie ogromne braki w wyposażeniu militarnym po ich stronie tak mocno przedłużają obecną wojnę.
Pomimo tego rebeliantom udało się zrobić mały krok naprzód w przybliżaniu się do stolicy kraju i jednocześnie bastionu zwolenników Kaddafiego, Trypolisu, poprzez zdobycie miasta Zlitan. Następnym ich celem jest odbicie leżącej około 12 km od Zlitanu, Misraty - ważnego miasta portowego, w którym szala zwycięstwa od kilku tygodni nie może się przechylić na żadną ze stron. Od Trypolisu dzieli ich obecnie 160 kilometrów.
Do Kaddafiego nie przemawiają także apele ze strony społeczności międzynarodowej o dobrowolne zrzeczenie się władzy w zamian za udzielenie azylu i innych gwarancji. Taką ofertę złożyła w ostatnich dniach Turcja. Dyktator daje jednak do zrozumienia, że lepiej, aby takie miasta, jak Misrata, wykrwawiły się w bratobójczej walce, niż żeby on poszedł na jakiekolwiek ustępstwa. Rzecznik władz reżimowych Musa Ibrahim odrzucił jednoznacznie turecką propozycję. - Odrzucamy wszelki dialog na temat odejścia Muammara Kaddafiego. Nikt nie ma prawa domagania się odejścia przywódcy. Nikt nie może tu przyjść z planem przewidującym jego odejście - powiedział Ibrahim. Dodał, że według niego, taka sugestia jest niemoralna, nielegalna i nie ma najmniejszego sensu. Także sam Kaddafi potwierdził podczas spotkania z prezesem Międzynarodowej Federacji Szachowej Kirsanem Iljumzinowem, że nie ma zamiaru opuszczać kraju.
Łukasz Sianożęcki
Nasz Dziennik 2011-06-14

Autor: jc