Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kaddafi odbił Syrtę

Treść

W Libii trwają zacięte walki o rodzinne miasto dyktatora kraju, Syrtę. Wojska Mummara Kaddafiego, wykorzystując ciężki sprzęt wojskowy, wypchnęły wczoraj rebeliantów z tej miejscowości, zmuszając ich do wycofania się do Bin Dżawad. Do nasilenia działań wojskowych ze strony reżimu doszło w odpowiedzi na spotkanie liderów państw na konferencji poświęconej przyszłości Libii, która odbyła się wczoraj w Londynie. NATO zadecydowało także, że opóźni przejęcie pełnego dowództwa nad operacją w tym kraju o jeden dzień.
Prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Obama wczoraj jednoznacznie bronił swojej pierwszej decyzji o podjęciu interwencji zbrojnej, podkreślając jednocześnie, że zaangażowanie jego kraju w tę operację będzie ograniczone. Jak dodał, bezpośredni udział wojsk zachodnich w obaleniu Kaddafiego siłą nie jest dobrym pomysłem. Tak jednoznaczna w swoich ocenach nie była ambasador USA przy ONZ Susan Rice, która podkreśliła, że nie wyklucza, iż administracja prezydenta Baracka Obamy dostarczy broń Libijczykom walczącym o obalenie reżimu Muammara Kaddafiego. - Nie podjęliśmy jeszcze decyzji, lecz jej nie wykluczamy - stwierdziła Rice.
To właśnie dzięki nalotom wykonywanym przez siły koalicji na pozycje wojsk rządowych w ramach operacji "Świt Odysei" libijscy rebelianci mogli z powrotem odzyskać władzę w części miast na wschodzie kraju, a nawet ruszyć z ofensywą na zachód, w stronę Trypolisu. Zajęcie Syrty, rodzinnej miejscowości Kaddafiego, miało być punktem zwrotnym w obecnej wojnie i otworzyć opozycji drogę do stolicy i innych bastionów reżimu. W ręce opozycji trafiły nadmorskie miejscowości, takie jak: Ras Lanuf, Brega, Uqayla i wspomniane Bin Dżawad. Atak mający na celu zdobycie Syrty nie powiódł się, a wojska pułkownika Kaddafiego użyły ciężkiego sprzętu, aby wyprzeć powstańców z miasta. Według najnowszych doniesień wycofali się oni do miejscowości Nawfaliya leżącej 125 km od Syrty, tuż obok nadmorskiego Bin Dżawad.
Pytanie, czy bezpośrednie wspieranie rebeliantów okaże się skuteczne, budzi jednak sporo wątpliwości. Rzecznik Pentagonu Bill Gortney stwierdził, że nie są oni w stanie osiągnąć jakichś znaczących rezultatów militarnych ze względu na fakt, iż są kiepsko zorganizowani. Jak podkreślił, to właśnie dzięki akcjom sił USA i pozostałych krajów zachodnich opozycji udało się odzyskać kontrolę nad kilkoma ośrodkami na wschodzie kraju. Również NATO podkreśla, że nie działa w porozumieniu z rebeliantami, a naloty wcale nie mają na celu zapewnienia im "osłony" na czas działań militarnych.
Wczoraj także zadecydowano o przesunięciu o jeden dzień oficjalnego przejęcia dowództwa nad całością operacji przez NATO. Oznacza to, że Sojusz obejmie dowodzenie w czwartek o godz. 6.00 rano, czyli o godz. 8.00 czasu polskiego. Jak wyjaśniono, decyzję tę podjęto, aby mieć pewność, że wszystko zostało należycie przygotowane. Kolejnym krajem, który aktywnie wesprze Pakt Północnoatlantycki w działaniach militarnych, jest Szwecja. Sztokholm zamierza wysłać nad terytorium Libii osiem samolotów Gripen, które będą tam operować przez trzy miesiące. Była to decyzja rządu, która zapadła na nadzwyczajnym posiedzeniu. Musi ją jeszcze zatwierdzić parlament, ale większość posłów ją popiera. Szwedzi wyślą też nad Morze Śródziemne jeden samolot transportowy Hercules oraz jeden zwiadowczy. Maszyny mają być wykorzystane do kontroli zakazu lotów dla samolotów Kaddafiego, a nie do działań wojennych.
Łukasz Sianożęcki
Nasz Dziennik 2011-03-30

Autor: jc