Kadafi schronił się w koszarach
Treść
Pozycja dyktatora Libii Muammara Kadafiego wydaje się słabnąć z każdym dniem. Naciski ze strony społeczności międzynarodowej oraz głosy potępienia z ust przedstawicieli organizacji obrony praw człowieka sprawiły, że obecnie pułkownika opuszczają także najbliżsi współpracownicy. Wczoraj swoje przyłączenie do opozycji zadeklarował minister spraw wewnętrznych Libii Abdel Fattah Younes al-Abidi, określany mianem "człowieka numer dwa" w rządzie Kadafiego. Jak donoszą media, brutalne tłumienie antyrządowych demonstracji mogło doprowadzić do śmierci nawet 1000 osób.
Sam przywódca schronił się wczoraj w wojskowych koszarach Bab al-Azizija w Trypolisie. Nad jego bezpieczeństwem czuwają cztery brygady sił bezpieczeństwa. To właśnie z tej bazy Kadafi wygłosił przemówienie, w którym oznajmił, że nie zamierza ustąpić, co z kolei wywołało wściekłość wśród manifestantów. Protesty te jednak zostały bardzo brutalnie spacyfikowane. W odpowiedzi na strzelanie do uczestników demonstracji ONZ potępiło Kadafiego, Liga Arabska zaś zawiesiła Libię w prawach członkowskich. Były przedstawiciel Libii przy Lidze Arabskiej Abdel Moneim al-Honi stwierdził nawet, że Kadafi jest "gorszy od obalonego dyktatora Iraku Saddama Husajna". Kolejny z ludzi pułkownika, który nie zamierza dłużej wspierać jego reżimu, wyraził nadzieję, że koniec jego panowania nastąpi w ciągu kilku najbliższych dni.
Jak podkreślają korespondenci, większość obywateli jest zdania, że oddziały pułkownika kontrolują zaledwie niewielką część kraju, w tym kilka strategicznych punktów w stolicy kraju, Trypolisie, oraz miejscowości na południu, w tym miasto Sabha. W związku z wypowiedzeniem dyktatorowi posłuszeństwa przez grupę oficerów ustały zamieszki w wielu miastach, wobec czego praktycznie cała wschodnia część państwa jest już w rękach manifestantów. Wczoraj napływały także niepotwierdzone informacje, że leżące na północnym zachodzie miasto Misurata znajduje się pod kontrolą opozycji, a na ulicach wiwatują ludzie z flagami z przekreślonym wizerunkiem Kadafiego.
Wcześniejsze starcia z oddziałami wojskowymi, według oficjalnych danych, spowodowały śmierć co najmniej 300 osób, lecz - jak stwierdził szef włoskiej dyplomacji Franco Frattini - bardziej prawdopodobną liczbą wydaje się tutaj 1000 ofiar śmiertelnych. Wobec odwrócenia się dużej części wojskowych od przywódcy reżimu Kadafi miał opłacać zagranicznych najemników, którzy strzelali do protestujących na ulicach Trypolisu ludzi.
W wywiadzie dla dziennika "Corriere della Sera" Frattini stwierdził, że sytuacja w kraju przeraziła setki tysięcy Libijczyków. W jego opinii, mogło w tym przypadku dojść do "exodusu na skalę biblijną". Włoskie MSZ prognozuje, że z Libii mogło uciec nawet 300 tysięcy obywateli. Swojego ministra poparł także premier Silvio Berlusconi, który - ponawiając apel o położenie kresu przemocy w Libii - ostrzegł przed ewentualnym wzrostem znaczenia islamskich fundamentalistów, który może nastąpić po obaleniu reżimu. - Ważne jest, aby nie było więcej przemocy, ale musimy także uważać na to, co się stanie po tym, jak zmienione zostaną te reżimy. Musimy uważać na to, aby nie było nieusprawiedliwionej przemocy i tendencji, które przyjmą antyzachodni dogmatyzm islamskiego fundamentalizmu - zauważył Berlusconi.
Francuski gigant naftowy Total zawiesił wszystkie swoje operacje w tym kraju i ewakuował pracowników. Ewakuację swoich obywateli rozpoczęło wiele innych państw, obok Francji uczyniły to także m.in.: USA, Chiny, Turcja, Rosja, Wielka Brytania, a także Polska. Wczoraj z Okęcia wystartował rządowy samolot, który miał przywieźć do kraju kolejnych 80 naszych rodaków. Sprawne przeprowadzenie akcji utrudnia fakt, iż wiele lotnisk na wschodzie kraju zostało zniszczonych w wyniku bombardowań, jakie przeprowadziło lotnictwo Kadafiego. Także wszystkie porty i terminale w kraju są tymczasowo zamknięte. Również Rada Bezpieczeństwa ONZ wypowiedziała się jednomyślnie, zwracając się do Libii, aby jej rząd odpowiedział na żądania obywateli, działając z ostrożnością i poszanowaniem praw człowieka. Zdaniem libijskich dyplomatów przy Organizacji Narodów Zjednoczonych, którzy jako pierwsi wypowiedzieli swoje posłuszeństwo reżimowi, taka deklaracja jest jednak "zbyt słaba".
Łukasz Sianożęcki
Nasz Dziennik 2011-02-24
Autor: jc