Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Kaczyński zwycięzcą

Treść

Ponad osiem milionów Polaków poparło w niedzielę prof. Lecha Kaczyńskiego. To trzy miliony więcej niż w pierwszej turze. Oznacza to, że uzyskał ośmioprocentową przewagę nad Donaldem Tuskiem. Wczoraj prezydent elekt odebrał z rąk przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej zaświadczenie o wyborze na najwyższy urząd w państwie. - Trzeba zakopać pewne rowy wyrosłe w ciągu szesnastu lat, ale bez rozliczenia nie może być pojednania, choć na to pojednanie przyszedł już czas - stwierdził tuż po ceremonii prof. Kaczyński.

Ogłoszenie oficjalnych wyników wyborów prezydenckich było już tylko formalnością. Pierwszy raz od wielu dni prof. Lech Kaczyński, co sam podkreślał, mógł dłużej pospać. Nawet najbliżsi sztabowcy mieli stanowczy zakaz zbyt wczesnego kontaktowania się z szefem. Na godzinę przed oficjalnym ogłoszeniem wyników do Kaczyńskiego zadzwonił z gratulacjami Donald Tusk. Ustalili, że prawdopodobnie jeszcze dziś powinni się spotkać, by porozmawiać o przyszłości kontaktów między PiS, PO, rządem, parlamentem i prezydentem. Kim w takiej konstelacji politycznej będzie Tusk? Mimo jego deklaracji coraz więcej wskazuje na to, że jednak marszałkiem Sejmu. Namawiają go do tego najbliżsi współpracownicy.
- Wówczas Grzegorz Schetyna umocniłby swoją pozycję w partii, bo Jan Rokita będzie zajęty rządem, Tusk - marszałkowaniem, a w terenie Schetyna i jego ludzie - powiedział nam jeden z polityków PO. Inne warianty politycy Platformy rozpatrywali wczoraj w nocy na nadzwyczajnym posiedzeniu Zarządu Krajowego PO. Zgodnie z nimi Tusk nie objąłby żadnej funkcji poza szefem partii i poświęciłby czas dalszemu konsolidowaniu Platformy, szefem klubu parlamentarnego zostałby Schetyna, a marszałkiem, jak chce PO, Bronisław Komorowski. Szanse na objęcie przez niego teki ministra obrony - wbrew temu, co napisała wczorajsza "Gazeta Wyborcza" - są raczej nikłe. Marcinkiewicz chce postawić tutaj na kogoś zaufanego, kto zrealizuje takie postulaty, jak np. likwidacja Wojskowych Służb Informacyjnych - twierdzą politycy PiS.
- Owszem, są już rozliczne ustalenia, ale akurat w MON nie ma nawet zgodności, czy my to weźmiemy, więc jak może być gotowy kandydat - dziwi się znany polityk Prawa i Sprawiedliwości. Anonimowo, bo zasada "personalia na końcu" jest nie tylko często powtarzana przez Kazimierza Marcinkiewicza, ale równie konsekwentnie egzekwowana przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego.
W szeregach PiS po niedzielnych wyborach dominuje raczej koncentracja na stworzeniu układu rządzącego. Platforma zmieniła nieco taktykę. O ile po porażce w wyborach parlamentarnych politycy tej partii po prostu obrazili się na potencjalnych koalicjantów za to, iż rzutem na taśmę pozbawili ich wygranej, a Rokitę - teki premiera, o tyle tym razem nie muszą już niczego udawać.
- Skończył się już czas kampanii wyborczej, trzeba mówić o realiach - powiedział Rokita, rzucając warunkami na lewo i prawo. Jego zdaniem, wygrana prof. Lecha Kaczyńskiego oznacza, że teraz Platformie należy się dużo więcej, niż gdyby prezydentem został Tusk. - Taka jest logika sytuacji - wyjaśnił Rokita, choć trudno w tym sformułowaniu doszukać się choćby śladów logicznego myślenia. Wynikałoby z niej, że najbardziej opłacalna jest przegrana, bo wtedy można żądać więcej.
W mediach niedowierzanie i konsternacja. Socjologowie i "specjaliści" od mediów od chwili ogłoszenia wstępnych wyników zajęli się zaprzeczaniem tezie o pomyłce ośrodków sondażowych, a także "straszeniem" Kaczyńskim i wychwalaniem Tuska.
- On jest wielkim wygranym tych wyborów, bo oto kandydat - liberał otrzymał w wyborach blisko 50 proc. głosów - mówił na antenie Polskiego Radia prof. Henryk Domański z Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk.
Uzasadnienie takich ocen jest oczywiste - skoro media postawiły na Tuska i Platformę Obywatelską, to nawet w chwili klęski należy mu pomagać. Logika Rokity na pewno będzie więc miała duże wsparcie w mediach, które będą głosiły tezę, że tylko rząd z silną PO daje gwarancje, iż Polska nie stanie się - jak to określiła prof. Lena Kolarska-Bobińska z Instytutu Spraw Publicznych - "państwem zaścianka".

Zakopać rowy
Spór Lech Kaczyński - Donald Tusk przez całą kampanię był przedstawiany jako pojedynek radykała z umiarkowanym kandydatem. Teraz, gdy wyborcy udowodnili, że to fałszywa opozycja, sztab prof. Kaczyńskiego od kilkudziesięciu godzin główny nacisk położył na wywiady dla zagranicznych mediów. A kredo swojej prezydentury Kaczyński wygłosił zaraz po tym, jak otrzymał od przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej Ferdynanda Rymarza zaświadczenie o ważnym wyborze na urząd prezydenta. - Trzeba zakopać pewne rowy wyrosłe w ciągu 16 lat, ale bez rozliczenia nie może być pojednania, choć na to pojednanie przyszedł już czas - stwierdził. Dodał, że poświęci swoją prezydenturę na przekonanie blisko 15 mln Polaków, którzy nie wzięli udziału w głosowaniu, że to był błąd.

Tworzenie programu
Duże znaczenie w tym procesie będzie miał program przyszłego rządu. Pierwszy z zespołów - od makroekonomii - rozpoczął swoje prace wczoraj. W jego skład weszło po pięciu przedstawicieli z każdego ugrupowania. Prawo i Sprawiedliwość reprezentują: Cezary Mech (współautor programu PiS, jeden z głównych kandydatów do objęcia stanowiska szefa komórki ds. finansów publicznych w Kancelarii Prezydenta), poseł Wojciech Jasiński, dr Stanisław Kluza (główny ekonomista Banku Gospodarki Żywnościowej), Marek Zuber (niezależny analityk finansowy) i Michał Krupiński. Z ramienia PO w pracach zespołu uczestniczą: Hanna Gronkiewicz-Waltz, Zbigniew Chlebowski i Stefan Kawalec. W skład zespołu weszli także Mirosława Boryczko (zastępca skarbnika Warszawy) i ekonomista Rafał Antczak.
- Chcemy w wyniku ustaleń tego zespołu mieć stuprocentową pewność, że podatki będą niższe, deficyt sektora finansów publicznych będzie konsekwentnie malał i zostanie skutecznie zapewniony wzrost gospodarczy - wyliczał Rokita.
- Od tego zespołu zależy tak naprawdę cały program gabinetu - dodał. Zarówno on, jak i Marcinkiewicz są "optymistycznie nastawieni". Z ich słów wynika jednak, że najbliższy tydzień może być wcale nie łatwiejszy niż negocjacje w trakcie kampanii prezydenckiej.
Mikołaj Wójcik

"Nasz Dziennik" 2005-10-25

Autor: ab