Joseph Daul szantażuje przeciwników Lizbony
Treść
Tuż po wyborze Jerzego Buzka na przewodniczącego Parlamentu Europejskiego oraz informacji, że Litwa przyjęła ustawę blokującą homopropagandę w tym kraju, wiceprzewodniczący Grupy Zielonych Daniel Cohn-Bendit domagał się wystosowania oficjalnego listu protestacyjnego potępiającego Wilno. Z kolei wczoraj Joseph Daul, lider Europejskiej Partii Ludowej, największej frakcji w PE, proponował, aby kraj, który nie ratyfikuje traktatu lizbońskiego, został pozbawiony unijnego komisarza.
Michał Kamiński, m.in. ze względu na decyzję Edwarda McMillan-Scotta, który bez powodzenia kandydował na stanowisko wiceprzewodniczącego PE, został przewodniczącym grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. Jego brytyjski kontrkandydat Timothy Kirkhope podjął decyzję o rezygnacji z tej funkcji. W opinii Kamińskiego, wbrew obawom niektórych deputowanych nie doprowadzi to do rozbicia grupy. - To pierwszy Polak, który objął stanowisko przewodniczącego frakcji w PE. Paradoksalnie nasza porażka przyczyniła się do naszego sukcesu, gdyż przewodniczący frakcji ma o wiele większe kompetencje niż wiceprzewodniczący PE - przekonywał w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" eurodeputowany Ryszard Czarnecki.
Euroentuzjaści: Znikajcie
- Naszą ambicją jest płynne przejście do traktatu lizbońskiego - powiedział reprezentujący na forum PE szwedzką prezydencję premier Szwecji Fredrik Reinfeldt, wymieniając priorytety na najbliższe pół roku. - Chcę Europy pokornej wobec różnic - perorował, zapominając, iż chwilę wcześniej agitował za wprowadzeniem traktatu lizbońskiego, a więc likwidacją Europy narodów. W odpowiedzi na to irlandzki eurodeputowany Joe Higgins (Sinn Fein) oświadczył, że traktat lizboński jest sprzeczny z żywotnymi interesami Irlandii. W mocniejszych słowach zwrócił się do deputowanych Proinsias De Rossa z irlandzkiej Partii Pracy, który do zwolenników traktatu lizbońskiego powiedział: "Znikajcie stąd". Nieco bardziej umiarkowane stanowisko wyraził eurodeputowany Paweł Kowal (PiS). - Nie będę płakał, jeżeli traktat lizboński nie doczeka się ratyfikacji, wtedy trzeba się będzie porządnie zastanowić, co dalej. Ale nie mają też racji ci, którzy sądzą, że jeśli zostanie ratyfikowany, to będzie to koniec świata - skomentował. - Tak naprawdę w UE decyduje praktyka polityczna. Jeśli nie dopilnujemy polskich spraw, to i w ramach traktatu z Nicei możemy wiele zaprzepaścić - dodał.
Nie ma jak unijna "demokracja"
W jaki sposób niektóre kręgi pojmują funkcjonowanie organów unijnych i demokracji, najlepiej świadczy wypowiedź Josepha Daula, lidera Europejskiej Partii Ludowej, największej frakcji w PE. Daul zaproponował, aby kraj, którego prezydent nie podpisze ratyfikacji traktatu reformującego, został ukarany pozbawieniem go unijnego komisarza. Swoją wypowiedź skierował przede wszystkim do Czech. - Jaką macie pewność, że traktat z Lizbony wejdzie w życie, nawet jeśli Irlandczycy go ratyfikują?
- pytał. - Co zrobi nasz drogi prezydent Czech? - ironizował.
- Prawnie jest to niemożliwe - ocenił w rozmowie z nami czeski eurodeputowany Jan Zahradil z grupy Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy, który ze spokojem podszedł do tych rewelacji. - Każdy może krytykować, ale usiłowań wyciągnięcia prawnych konsekwencji z wypowiadanych poglądów i stanowiska politycznego demokracją bym nie nazwał - skonstatował. Również w opinii Pawła Kowala wypowiedź ta jest co najmniej dziwna. - Politycy, którzy są "wyznawcami" traktatu lizbońskiego, powinni się zastanowić. Nie istnieje żaden związek między posiadaniem komisarzy a ratyfikacją traktatu z Lizbony - stwierdził. W podobnym tonie wypowiadał się przewodniczący grupy Europa Wolności i Demokracji Nigel Farage. - Jesteście autorami niegodnej próby zmuszenia Irlandii do przyjęcia traktatu lizbońskiego
- oświadczył Farage, podkreślając, iż w instytucjach europejskich "chodzi tylko o władzę". - Mam nadzieję, że Irlandczycy pokażą państwu, gdzie państwa miejsce - skonstatował, zwracając się do zgromadzonych. Jako jedyny pozytywny aspekt czeskiej prezydencji wymienił przemówienie prezydenta Vaclava Klausa w Parlamencie Europejskim. - Wtedy ponad 200 osób z państwa wyszło z sali i za to państwu dziękuję - skomentował.
Homoseksualiści zapowiadają odwet
Zwolennicy aborcji i tzw. praw gejów są szczególnie liczni, głośni i słyszalni nawet wśród ugrupowań deklarujących się jako chadeckie. Daniel Cohn-Bendit, powołując się na zapisy traktatu lizbońskiego oraz Kartę Praw Podstawowych, usiłował wymusić na przewodniczącym PE Jerzym Buzku sformułowanie i wystosowanie oficjalnego listu protestacyjnego, potępiającego Litwę za odrzucenie weta prezydenta Valdasa Adamkusa do ustawy o "prawie do ochrony nieletnich przed szkodliwym wpływem dostępu do informacji publicznej". Przewodniczący odmówił ustosunkowania się do prośby francuskiego eurodeputowanego, stwierdzając, iż przeanalizuje sytuację i zdecyduje, czy podejmować jakiekolwiek kroki. - Buzek będzie poddawany takim próbom. To jest prowokacja i Cohn-Bendit z tego słynie. On już na początku chce zdefiniować Buzka i postawić go w trudnej sytuacji. Dzisiaj w Europie poprawność polityczna i problem homofobii służą do walki z przeciwnikami politycznymi. One nie mają nic wspólnego z upominaniem się o szacunek dla człowieka - ocenił Kowal. Kontrakcję w tej sprawie zapowiadają związani z lobby homoseksualnym deputowani oraz sami homoseksualiści.
Tymczasem przed budynkiem Parlamentu Europejskiego z inicjatywy EuroProLife, organizacji jednoczącej wszystkie europejskie organizacje stające w obronie życia, odbyła się manifestacja obrońców życia. Szacuje się, że w Europie umiera w ciągu godziny ponad 500 poczętych dzieci.
Anna Wiejak, Strasburg
"Nasz Dziennik" 2009-07-16
Autor: wa