Jeszcze trudno w to uwierzyć
Treść
Przed wyjazdem na mistrzostwa Europy trener naszych siatkarek Andrzej Niemczyk marzył o trzecim miejscu. Pozycja Włoszek i Rosjanek wydawała się bowiem niezagrożona i - zdaniem nie tylko polskiego szkoleniowca - te właśnie zespoły miały między sobą rozstrzygnąć walkę o tytuł. Kolejność dalszych lokat była już niewiadomą. Tymczasem podczas turnieju rozgrywanego w tureckich Antalyi i Ankarze działy się rzeczy niesamowite. Bo oto okazało się, że wszelakie przewidywania i prognozy nijak się mają do rzeczywistości. Że faworytki zawodzą, a na ich niemocy korzystają inni. Że finał będzie miał przebieg zaskakujący, a dla nas tak cudowny.
- Postawiliśmy za cel zajęcie miejsca od 3. do 6. Najbardziej obawiam się o mentalne nastawienie zawodniczek. Fizycznie są dobrze przygotowane. O tym, że grać potrafią, same wiedzą najlepiej - mówił przed wyjazdem na mistrzostwa Andrzej Niemczyk. I potrafiły. Przyznać jednak trzeba sprawiedliwie, iż naszym nieco pomogło szczęście. Bo jeszcze w fazie grupowej, po pokonaniu Holandii 3:2, Ukrainy 3:1 i Bułgarii 3:2 oraz po porażce z Włochami 1:3 wydawało się, że Polki muszą odpaść z rywalizacji, że tylko sportowy cud może dać im awans do półfinałów. Bo Biało-Czerwone nie tylko musiały w swym ostatnim występie pokonać Czeszki, ale i liczyć na porażki Holenderek z Ukrainkami bądź Włoszek z Bułgarkami. O ile ten pierwszy wynik był możliwy, o tyle dwa pozostałe praktycznie nie. Mało kto wierzył w niepowodzenie Holenderek i te pewnie wygrały 3:0. Później grały Włoszki i chyba nikt nie sądził, iż mogą polec, a jednak tak się stało. Reprezentantki Bułgarii wspięły się na wyżyny, pokonały mistrzynie świata 3:2 i... Polki nie zmarnowały okazji. Spokojnie wypunktowały Czeszki 3:1 i znalazły się w najlepszej czwórce mistrzostw! Obok Holenderek, Turczynek i Niemek.
I właśnie z tymi ostatnimi przyszło walczyć naszym paniom o awans do finału. Pojedynek był wspaniały, pełen niesamowitych zwrotów akcji, emocji i dramatów. Polki w pewnym momencie złapały zadyszkę i wydawało się, że muszę polec. Ale miały w sobie coś z wielkiego wojownika i jeszcze raz się podniosły. Po kapitalnym pięciosetowym meczu wygrały 3:2 i awansowały do niedzielnego finału.
W nim spotkały się z gospodyniami turnieju, Turczynkami. Miały więc przeciwko sobie nie tylko drugą rewelację imprezy, ale i fanatycznie dopingującą swe ulubienice publiczność. Polki jednak nic sobie z tego nie robiły. Zagrały jak na mistrzynie przystało. Pięknie i skutecznie, zabójczo do rywalek. Po najkrótszym w historii finale zdeklasowały Turczynki, wygrywając 3:0, pozwalając im zdobyć zaledwie 48 małych punktów. Głośne i kolorowe trybuny z każdą minutą cichły i pokorniały. To był niezapomniany widok.
I tak polskie siatkarki zostały mistrzyniami Europy. Osiągnęły sukces, którego nikt się nie spodziewał, ale uczyniły to jak najbardziej zasłużenie. Że w pewnym momencie sprzyjało im szczęście? Ono sprzyja najlepszym! Po złote medale sięgnął niedoceniany, ale kapitalny zespół wielkich indywidualności (niesamowita Małgorzata Glinka została okrzyknięta najlepszą zawodniczką turnieju), połączony osobowością znakomitego, żądnego zwycięstw trenera. Zasługą Andrzeja Niemczyka było też - a może przede wszystkim - stworzenie fantastycznej atmosfery, w której aż chciało się grać i wygrywać. Najlepiej obrazują to słowa rozgrywającej mistrzowskiej drużyny, Magdaleny Śliwy: - Trener podszedł nas z innej strony, psychicznej. Na jedną krzyknął, drugą przytulił i pochwalił. Z tym że ten drugi sposób stosował częściej. Gdy w trudnych chwilach brał czas, mówił nam o sprawach niezwiązanych ze sportem w ogóle. Opowiadał też dowcipy w czasie przerwy...
Jedną z najlepszych zawodniczek polskiej drużyny była Małgorzata Niemczyk-Wolska, córka trenera, która na jego specjalną prośbę po ośmiu latach powróciła do reprezentacji. I to w jakim stylu! - To był cudowny powrót i dobrze się stało, że posłuchałam taty i raz jeszcze znalazłam się w kadrze. Nie dotarło jeszcze do mnie, że Polska zdobyła złoty medal - przyznała szczęśliwa Niemczyk-Wolska. Podobnie jak jej koleżanki, którym w fakt, że są najlepsze w Europie, jeszcze dziś trudno uwierzyć.
Wywalczone w niedzielę mistrzostwo Starego Kontynentu jest największym sukcesem polskiej żeńskiej siatkówki w historii tej imprezy. Wcześniej nasze panie po cztery razy zdobyły medal srebrny (1950, 1951, 1963 i 1967) i brązowy (1949, 1955, 1958, 1971). Łatwo obliczyć, że od ostatniego minęły długie 22 lata.
Piotr Skrobisz
Mistrzynie Europy: rozgrywające - Magdalena Śliwa (Montechiavo Jesi), Izabela Bełcik (Gedania Gdańsk), atakujące - Joanna Mirek (Nafta Gaz Piła), Małgorzata Niemczyk-Wolska (Samorodek Chabarowsk), środkowe - Agata Mróz (BKS Stal Bielsko-Biała), Katarzyna Skowrońska (Danter Poznań), Maria Liktoras (Winiary Kalisz), Anna Podolec (BKS Stal Bielsko-Biała), przyjmujące - Małgorzata Glinka (Asystel Novara), Dorota Świeniewicz (Despar Perugia), Aleksandra Przybysz (BKS Stal Bielsko-Biała), libero - Dominika Leśniewicz (Adriana Gazeta Pomorska Bydgoszcz).
Nasz Dziennik 30-09-2003
Autor: DW