Jeszcze jedenaście Czarnobyli
Treść
Polska jest otoczona państwami posiadającymi elektrownie atomowe. W Czechach jest sześć czynnych reaktorów, na Słowacji - dziewięć, na Ukrainie - piętnaście. Niemcy mają ich aż szesnaście. Rosja buduje w obwodzie kaliningradzkim Elektrownię Bałtycką. Jej pierwszy blok o mocy 1000 MW ma być włączony do sieci energetycznej w 2015 roku, a następny w 2020 roku. Miasteczko Neman, przy którym powstanie siłownia, leży na granicy z Litwą - 75 kilometrów od Polski.
Po katastrofalnych skutkach ataku tsunami dla japońskiej energetyki jądrowej na świecie odważniej wybrzmiewają głosy na rzecz wycofywania się z atomu. Kanclerz Angela Merkel poparła wprawdzie przedłużenie eksploatacji niemieckich elektrowni atomowych o średnio 12 lat, jednak podkreśla, że celem jej rządu jest jak najszybszy rozwój energetyki opartej na źródłach odnawialnych.
Zupełnie inaczej podchodzi do tego Rosja. Nie tylko buduje kolejne siłownie u siebie i za granicą, ale chce wykorzystać rezerwę Zachodu, aby sprzedawać więcej własnej energii różnego typu.
W Związku Sowieckim, w Obnińsku w pobliżu Kaługi, powstała pierwsza na świecie cywilna elektrownia atomowa o mikroskopijnej jak na obecne możliwości mocy 5 megawatów (zamknięta w roku 2002). Obecnie Federacja Rosyjska posiada łącznie 33 czynne reaktory, a 6 jest w budowie. Energia nuklearna stanowi 16 proc. łącznej produkcji energii w Rosji.
Stan tych siłowni jest bardzo zróżnicowany. Są wśród nich nowoczesne konstrukcje na poziomie współczesnych rozwiązań zachodnich, ale pozostaje 11 reaktorów typu RBMK, które zgodnie z międzynarodowymi zaleceniami powinny zostać zamknięte. Wady tej konstrukcji doprowadziły do największej katastrofy związanej z energią atomową w dziejach - wybuchu jednego z bloków elektrowni czarnobylskiej 26 kwietnia 1986 roku. Dziś mija 25 lat od tej tragedii.
Ludzkość poznała i w pewnym sensie ujarzmiła atom w tragicznym XX wieku. Ta wiedza podzieliła też ponure doświadczenia swojego czasu. Prace naukowe Marii Skłodowskiej-Curie, Alberta Einsteina czy Ernesta Rutherforda znalazły przede wszystkim zastosowania wojskowe, po raz pierwszy, i jak na razie jedyny, użyte nad Hiroszimą i Nagasaki. Później jednak zimna wojna i wyścig zbrojeń pomiędzy dwoma światowymi blokami odbywały się w cieniu zagrożenia kolejną wojną, tym razem już atomową, której konsekwencją mogła być zagłada ludzkości.
Cywilne wykorzystywanie zjawisk rozszczepienia jąder atomowych i promieniotwórczości funkcjonowało, ale wciąż budzi kontrowersje. Nie tylko mało racjonalnych grup tzw. ekologów, ale i poważnych polityków zaniepokojonych planami Iranu i Korei Północnej w tej dziedzinie. Z drugiej strony z niewielkimi ilościami materiałów radioaktywnych stykamy się na co dzień, choćby przy prześwietleniu promieniami Roentgena. Bez technik diagnostycznych i terapeutycznych wykorzystujących promieniotwórczość trudno sobie wyobrazić współczesną medycynę.
Ze znacznie większymi ilościami promieniotwórczych izotopów spotykamy się w energetyce. Polska jest otoczona państwami, które mają elektrownie atomowe. W Czechach jest 6 czynnych reaktorów, na Słowacji - 9, na Ukrainie - 15. Niemcy mają ich 16, ale 7 z nich zostanie prawdopodobnie wkrótce zamkniętych. Rosja buduje w obwodzie kaliningradzkim Elektrownię Bałtycką. Jej pierwszy blok o mocy 1000 MW ma być włączony do sieci energetycznej w 2015 roku, a następny, identyczny, w 2020 roku. Miasteczko Neman, przy którym powstanie siłownia, leży na granicy z Litwą - 75 kilometrów od Polski.
Rosja swoją technologię eksportuje do wielu krajów. Państwowy Atomstrojeksport buduje elektrownie jądrowe w Chinach, w hinduskim Kudankulam, wkrótce powstaną też one w Bangladeszu. W sierpniu ubiegłego roku Rosjanie dokończyli budowę bloku w mieście Buszehr w Iranie, z której wycofał się Siemens z powodu sankcji gospodarczych.
Ewakuacja? Chyba w czołgu
Problemem rosyjskiej energetyki jądrowej nie są jednak te nowe konstrukcje, które swoim poziomem nie odbiegają od zachodnich, ale 11 starych reaktorów o technologii czarnobylskiej. Najbliższa z nich znajduje się w okolicach Smoleńska w mieście Diesnogorsk.
Z daleka sprawia wrażenie bardzo nowoczesnego obiektu. Zwraca uwagę szczelny system ochrony, wszędzie jest mnóstwo zasieków i kamer. W punktach przyjęcia dostawców ochroniarze trzymają wycelowane we wchodzących kałasznikowy.
Obraz zaplecza wielkich bloków jest już inny. Niektóre obiekty techniczne dają obraz zupełnej ruiny, przejazd po drogach opisywanych jako ewakuacyjne wymaga chyba posiadania czołgu, a wrażenia, że cofnęliśmy się do czasów sowieckich, dopełniają socrealistyczne mozaiki na budynku administracyjnym. To samo dotyczy miasta wybudowanego w latach 1974-1989. Szare, ponure, przytłaczające blokowisko, które dziś ożywiają plakaty z wizerunkami Władimira Putina, Dmitrija Miedwiediewa i lokalnych prominentów. Przy wjazdach posterunki policji, która na radiowozach ma ciągle napisane "milicja", i dyskretne liczniki Geigera. Na szczęście nic nie wykrywają i możemy opuścić tę cywilizacyjną, kulturową i duchową pustynię.
Rosja nie będzie - wzorem części Europy - wycofywać się z atomu. Słowa premiera Władimira Putina wkrótce po awarii w Fukushimie o przyspieszeniu rozwoju energetyki opartej na złożach ropy i gazu interpretowano jako zapowiedź takiego kursu. Jednak po środowym wystąpieniu w Dumie nie ma już wątpliwości. - Słyszeliście zapewne, że rząd Niemiec chce sukcesywnie zamykać elektrownie atomowe. W innych państwach Europy też jest taka tendencja. Potrzeby w zakresie zasobów energetycznych będą wzrastać, potrzebne będą nowe projekty infrastrukturalne. I my to będziemy rozwijać - mówił Putin. A więc ten gaz i ropa przeznaczone mają być dla Europy, która wycofuje się z energii jądrowej. Co do własnych siłowni, to Władimir Putin pytany przez jedną z deputowanych oświadczył, że nie może być mowy o żadnym zagrożeniu na wzór japoński, Rosatom działa sprawnie i ma działać nadal.
Piotr Falkowski, Diesnogorsk
Nasz Dziennik 2011-04-26
Autor: jc