Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jestem na "czarnej liście" Sikorskiego

Treść

Z Jerzym Czartoryskim, prezesem zarządu Kongresu Polonii Kanadyjskiej - okręg w Ottawie, członkiem Polskiego Instytutu Naukowego w Kanadzie, rozmawia Wojciech Wybranowski W specjalnie wydanym oświadczeniu, które wywołało olbrzymie wzburzenie w środowiskach Polonii, nie tylko w Kanadzie i USA, ale również w Europie, napisał Pan, że Kongres Polonii Kanadyjskiej został przez polską dyplomację poinformowany, iż znajduje się Pan na liście osób, z którymi minister Sikorski zakazał dyplomatom się kontaktować... - Tak. Nie wiem, co jest powodem takiej decyzji ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. To jest tak niefortunne i tak dziwne, że trudno mi to komentować. Rozeszło się to rzeczywiście natychmiast po świecie. Uważamy, że jest to skandal, który nie wiadomo po co i na co został wywołany. Czy ja kogoś zamordowałem? Czy ja kogoś okradłem? Druga osoba, sekretarz generalny zarządu głównego KPK pan Stanisław Godzisz też znalazł się na owej "czarnej liście". Minister Sikorski oficjalnie zaprzecza, by taka "czarna lista" istniała. - Myślę, że sprawa wydała się tylko i wyłącznie przez nieuwagę ambasadora Polski w Kanadzie, który "wygadał się" w związku z przyjazdem ministra Sikorskiego do Ottawy. Jest zwyczaj, że jak przyjeżdża wyższy urzędnik z Polski, to spotyka się z przedstawicielami Polonii, w tym tak dużego skupiska Polaków, jakie jest w Ottawie. W takich sytuacjach albo ja szedłem na spotkanie, albo ktoś wydelegowany. Tymczasem tym razem zaproszono prezesa z Toronto i powiedziano, że nikogo z Ottawy nie zapraszają, bo jesteśmy na "czarnej liście". I wtedy dopiero się dowiedzieliśmy. Kto tak powiedział? - Ambasador Piotr Ogrodziński. Użyto określenia "czarna lista"? - Nie. Chodziło o pewne wskazówki dotyczące osób, które stały się persona non grata zgodnie z wytycznymi ministerstwa. Mówię o "czarnej liście", bo takie określenie stało się w środowiskach Polonii powszechne. Ambasador powiedział, że jestem na liście osób, które nie zostaną zaproszone na spotkanie z ministrem, z którymi nie wolno się kontaktować. Niepokojące sygnały po wyborach parlamentarnych dochodziły do nas już wcześniej. Może już wówczas istniała lub była przygotowywana taka lista. Co bardzo charakterystyczne, nikt z polskiej ambasady nie pojawił się na uroczystej akademii z okazji 11 listopada, robionej przez różne organizacje polonijne, ale pod patronatem Kongresu Polonii Kanadyjskiej. Nie pojawił się pan ambasador, choć jak co roku został zaproszony. Już po fakcie wysłał krótką notkę, w której przepraszał za nieobecność. Ale mógł przecież kogoś wydelegować. Była jakaś reakcja polskiej dyplomacji na wydane przez Pana oświadczenie? - Panie redaktorze, 25 stycznia, a więc dwa tygodnie przed tym, nim sam dowiedziałem się, że jestem na tej - nazwijmy to umownie - "czarnej liście", napisałem list do ambasadora z pytaniami o całą sprawę. Dlaczego? Bo już zacząłem dostawać informacje, że taka lista istnieje. Napisałem z prośbą o odpowiedź, czy taka lista istnieje i kto na niej jest, bo pytają o to członkowie polonijnej społeczności, a ja nie umiem na to odpowiedzieć. Na ten list nigdy nie dostałem żadnej odpowiedzi. Gdyby wtedy pan ambasador odpowiedział, to można wówczas było całą sprawę uciszyć i inaczej by się wszystko potoczyło. Nie byłoby takiego oburzenia w środowisku Polonii. Ale być może im na tym nie zależy. Nie wiem. Po publikacjach "Naszego Dziennika" na temat listy przedstawicieli Polonii, które dla Sikorskiego stały się osobami persona non grata, resort spraw zagranicznych zapewniał, że "zalecenie" unikania kontaktów dotyczy tylko pana Jana Kobylańskiego i członków USOPAŁ. Tak też pisze w odpowiedzi na interpelację senatora prof. Bendera. - Cóż, jak widać dotyczy również działaczy Kongresu Polonii Kanadyjskiej. Jak wiadomo, Kanada nie leży w Ameryce Łacińskiej, nie mogę więc być członkiem USOPAŁ, a jednak dotknęły mnie takie restrykcje. Być może dlatego, że jako zaproszony gość byłem na zjeździe Unii Stowarzyszeń i Organizacji Polonijnych w Punta del Este w listopadzie. Z Kanady w zjeździe uczestniczyło pięć osób; Kongres Polonii Kanadyjskiej współpracuje ze wszystkimi organizacjami polonijnymi, które - naszym zdaniem - działają dla dobra Polski i Polonii. Za taką organizację uważamy również USOPAŁ. To nie ulega wątpliwości dla mnie i dla większości mieszkających tutaj Polaków, że pan Kobylański to niezwykle zasłużona osoba dla sprawy Polonii, szczególnie dla sprawy Polonii w Ameryce Południowej i dla Polski. Dla "Gazety Wyborczej" i ministra Sikorskiego, który nawet w swoim oświadczeniu powołuje się na publikacje tej gazety, USOPAŁ sprawia wrażenie wroga publicznego numer jeden... - Niektóre, podkreślam słowo "niektóre", wystąpienia via USOPAŁ formułowane są językiem, do którego można mieć zastrzeżenia. I można by powiedzieć, że gdyby ten język był łagodniejszy, byłby bardziej efektywny. Nawet podczas tego spotkania w Punta del Este sugerowałem, by kontrolowali formę, w jakiej wydają oświadczenia. Na ten temat mówiła też bardzo ładnie pani dr Urszula Krupa, eurodeputowana. I było to moje jedyne oświadczenie wygłoszone w Punta del Este. Na spotkaniu było wiele osób znanych, autorytetów, oraz szereg działaczy polonijnych, którzy może mają odmienne poglądy niż oficjalna linia rządowa, ale wszystkie wystąpienia były formułowane w sposób cywilizowany, kulturalny, merytoryczny. Spotkanie było na bardzo wysokim poziomie. Nie było tam - co sugerują niektóre media - żadnych wystąpień antyżydowskich, antysemickich. Nie obawia się Pan, że działania Radosława Sikorskiego podzielą Polonię? - Chodzi nam o to, by MSZ nie mieszało się w nasze sprawy polonijne. Mamy zamiar współpracować, ale nie tak, żeby urzędnicy nam narzucali, co nam wolno mówić, co nam wolno myśleć, z kim nam wolno rozmawiać. Próbował Pan dowiadywać się, dlaczego umieszczono Pana nazwisko na tej liście? Jakie są powody tego ostracyzmu dyplomatów polskich wobec niektórych przedstawicieli Kongresu Polonii Kanadyjskiej? - Liczę na to, że może "Naszemu Dziennikowi" uda się coś ustalić. Wiemy, że w tej chwili na tej liście są trzy osoby z Ameryki Południowej: Marian Kurzac, prezes "Iuventusu", najstarszej i chyba największej organizacji polonijnej w Brazylii, i ks. Jerzy Morkis, który jest znanym misjonarzem w Brazylii. Dostałem też list od człowieka z Nowego Jorku, który sugeruje, że też jest na tej liście, bo dyplomaci zupełnie nagle zaczęli go bojkotować. Ale nikt oficjalnie nie wie, jakie nazwiska zawiera ten mniej lub bardziej formalny spis przygotowany w polskim MSZ. Docierają do nas tylko nieoficjalne "przecieki". Przez pięć dni miałem okazję przebywać w gronie ludzi, wśród których był również o. Tadeusz Rydzyk. Rozmawiałem z nim parę razy dziennie. Zrobił na mnie tak sympatyczne, ciepłe wrażenie, że nie dziwię się, iż osoba o takiej charyzmie potrafiła stworzyć takie wielkie dzieło. I ja to głośno powiedziałem. Jeżeli ktoś publicznie wyraża się pozytywnie o o. Tadeuszu Rydzyku, to dla obecnych władz polskich, polityków najwyraźniej jest to przestępstwo nie do podarowania. Jeżeli się mówi pozytywnie o prof. Jerzym Robercie Nowaku, to tak samo automatycznie ląduje się na indeksie. Jaki będzie miało wpływ na Polonię takie dzielenie przez MSZ polonusów? - To jest trudne pytanie. Myślę, że w Kanadzie tylko utrudni to funkcjonowanie placówkom dyplomatycznym. Czy ktoś w Warszawie o tym pomyślał? Przecież Polonia kanadyjska jest bardzo silna, reprezentuje różne środowiska i Polska mogłaby ją wspaniale wykorzystać. Ale jeżeli się podkłada nogi i insynuuje nie wiadomo co i w jakim celu, to jest to niszczenie wszystkiego. Mamy przykłady innych krajów i innych mniejszości: Włosi czy Irlandczycy - oni tyle mogą sobie załatwić dzięki wsparciu organizacji emigrantów na tym kontynencie, a Polska zawala. Przecież mieszkający w Ameryce Północnej Polacy lobbowali za przyjęciem Polski do NATO, naciskali na kongresmanów, polityków. To jest głównie zasługa Kongresu Polonii Amerykańskiej i organizacji polonijnych. Proszę zwrócić uwagę, że pierwszy raz zaczęła się nagonka na Kobylańskiego, gdy poparł on Moskala. Moskala koniec końców zrehabilitowano, a Kobylański został "wrogiem publicznym". Minister Sikorski w liście do marszałka Senatu Bogdana Borusewicza zwraca się, by ten uniemożliwił senatorom RP spotkania z panem Kobylańskim i przedstawicielami USOPAŁ... - Nie wiem, jakie obecnie panują zwyczaje i prawa w Polsce. Ale tutaj wygląda to na jakiś dowcip na prima aprilis. Jak to może jakiś minister zabraniać, ograniczać senatorom możliwość kontaktów z Polonią? Nie potrafię tego skomentować i myślę, że nikt przy zdrowych zmysłach nie potrafi. Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-02-27

Autor: wa