Jestem cały ,,wypełniony" Pismem Świętym
Treść
Operowanie Pismem Świętym, nauką z niego płynąca, są dla mnie bardzo ważne i mogę powiedzieć, że jeszcze nie strzeliłem żadnej poważnej gafy. Kazania czy książki, „występki” w prasie czy telewizji, na ogół nie spotkały się z krytyką…
Na początku było Słowo…
A to Słowo było zapisywane może rychło na początku w rozmaitych alfabetach, w rozmaity sposób, na rozmaitym materiale, a doszło do tego, że wreszcie my jako chrześcijanie, katolicy jesteśmy pod urokiem, pod wpływem, pod kierownictwem słowa, zapisanego, jak ufamy, objawionego w Piśmie Świętym. W tych księgach Pisma Świętego, które mówią o tym, że Bóg jest, że Bóg się objawił, że Bóg kocha, że Bóg zesłał swojego Syna, że dla tych wszystkich, którzy weszli na drogę, tę Jezusa Chrystusa, nie lękali się krzyża, a którym zależy na szczęściu i wieczności i będą korzystali z nauk, które to Słowo głosi – jest nadzieja na szczęśliwą wieczność.
W skrócie pięknie, ładnie, teoretycznie wszystko w porządku. W praktyce nie tak łatwo. Osobiście ze Słowem Bożym we wczesnej młodości raczej spotykałem się tylko w kościele, tyle co ksiądz czytał – to były czytania ustalone na cały Rok Kościelny, nie było jak dzisiaj roku A, B i C.
Poznawałem Słowo Boże na lekcjach religii, które nie opierały się bezpośrednio o Biblię. Dzisiaj więcej na lekcji religii korzysta się z Pisma Świętego i z niego wydobywa się treści katechizmowe. A przedtem było jeszcze troszkę inaczej, treści katechizmowe czy dogmatyczne były ilustrowane tekstami z Pisma Świętego. W każdym razie dobre przedstawianie tego, z przejęciem, z wiarą głęboką przynosiło te same owoce.
Dzisiaj z całą pewnością sięganie do Pisma ma sens bardzo głęboki. Dopiero właściwie chyba w szkole średniej nasz ksiądz katecheta, Konrad Piotrowski – spod którego ręki w Siedlcach wyszło chyba około 205 księży, bo był katechetą od 1905 do 1952 roku – wiecznie mówił o Piśmie Świętym, ale też troszkę oglądowo.
A tak na serio wszedłem w Pismo Święte w seminarium duchownym. Tam rzeczywiście – przedmiot wykładowy, zaciekawienie, łączenie sobie pewnych faktów, gdzie Abraham, gdzie Izaak, a gdzie Mojżesz, a gdzie Prorocy, a gdzie Królowie. Zaczęło się to wszystko układać w jedną całość od strony historycznej, a potem przekazy, co oni mówili, co o nich mówiono, co inni pisali i mówili o nich, i co z tego wynika dla Nowego Testamentu. Bo już było wiadomo, że jest Stary i Nowy Testament, czyli 72 księgi, i co wypływa z nich dla nas wszystkich.
A kiedy wstąpiłem do zakonu benedyktynów, wtedy zacząłem postępować według naszej starej tradycji, że mnich to człowiek czytający Regułę, która prawie cała jest utkana ze słów Pisma Świętego. Według tego, że należy poświęcić każdego dnia mniej więcej pół godziny lekturze duchowej, biblijnej i pół godziny rozważaniu, medytacji nad tym. O tym jeszcze coś powiemy dalej. To jest w charakterze życia monastycznego pozbawionego rozmaitych średniowiecznych ramek, które jest oparte o czytanie Pisma, o medytację, rozważanie, próbę wprowadzenia tych treści w życie. Życie to już nie musi być na pustyni, może być w mieście, może być w klasztorze dużym, małym. A nieraz pustelnicy też doskonale sobie radzą, jeśli odczytują należycie sens Pisma. Dlatego dzisiaj Pismo Święte stało się swojego rodzaju obowiązkiem. Ale nie koniecznym obowiązkiem, „bo się musi”, tylko z wyboru, żeby być człowiekiem powołanym przez Pana Boga, zakonnikiem i kapłanem, który o swoim powołaniu mówi.
Kapłan jest też apostołem – u mnicha to jest raczej apostolstwo i świadectwo bierne, dla zapotrzebowania Kościoła. Sam mówię, że jestem cały „wypełniony” Pismem Świętym, aczkolwiek nie jestem biblistą, mam słabą pamięć, więc nie umiem tylu cytatów na pamięć, nieraz muszę sobie szukać, ale się orientuję.
Operowanie Pismem Świętym, nauką z niego płynąca, są dla mnie bardzo ważne i mogę powiedzieć, że jeszcze nie strzeliłem żadnej poważnej gafy. Kazania czy książki, „występki” w prasie czy telewizji, na ogół nie spotkały się z krytyką, żebym coś źle zinterpretował czy zbyt pobieżnie, albo zbyt głęboko. Ponieważ, gdy jest zbyt naukowo, to jest dobre na studia, ale przy przekazie dla normalnego człowieka musi być troszkę prościej. Żeby zrozumiał, o co chodzi. Dobrze, żeby ludzie, którzy studiują Pismo Święte, wiedzą więcej, znają się na terminach technicznych – umieli to wszystko przekonwertować na język prywatny normalnego człowieka, który sobie z tym poradzi i będzie zachęcony do czytania Pisma Świętego.
Papież Jan Paweł II mówił, że całe pokolenia naszych przodków wychowały się na biblijkach rozmaitych, które były opisaniem, opowiadaniem – a dzisiaj się mówi, że tata, mama nie bardzo się znają na Piśmie Świętym. Jednak babcie potrafiły opowiadać doskonale o Izaaku, o Abrahamie i o Beniaminie, o prorokach i o Salomonie, o Dawidzie to, czego je nauczono, bo miały wtedy dobrą pamięć – mniej liczono na pismo, a więcej na głowę.
Jesteśmy religią Księgi, wierzymy bardzo w to, że nasze księgi natchnione pochodzące od Pana Boga są w pewnym sensie księgami tak samymi z siebie. A wszystkie inne książki to są tylko komentarze, sytuacje, które są zapisane w beletrystyce, w poezji, historii, są jak gdyby takim odzwierciedleniem, rozwinięciem tego, co jest w Biblii. Bo człowiek niezależnie od uwarunkowań historycznych, poziomu intelektualnego, poziomu rozwoju cywilizacyjnego, w duszy swojej potrzebuje Boga, ma skłonności do zła i cieszy się, jeśli go ktoś wesprze. Cieszy się, że może podlegać komuś, właśnie Bogu Samemu Najwyższemu, kochającemu, bo jeśli w życiu podlega nieznanym siłom zła w przyrodzie, mechanice – to już wolę mieć Pana Boga, tego z Pisma, tego ze Słowa.
Fragment książki Ojca Leona słów kilka
Leon Knabit OSB – ur. 26 grudnia 1929 roku w Bielsku Podlaskim, benedyktyn, w latach 2001-2002 przeor opactwa w Tyńcu, publicysta i autor książek. Jego blog został nagrodzony statuetką Blog Roku 2011 w kategorii „Profesjonalne”. W 2009 r. został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Żródło: cspb.pl, 24
Autor: mj