Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jest o co pytać

Treść

Na zaproszenie przewodniczącego Komisji Spraw Zagranicznych rosyjskiej Dumy odbędzie się dziś w Kaliningradzie wspólne posiedzenie trzech komisji - Bundestagu, polskiego Sejmu i rosyjskiego parlamentu. To pierwsze w historii spotkanie takiego gremium.
Szefem niemieckiej delegacji będzie przewodniczący komisji zagranicznej Bundestagu Ruprecht Polenz. To pierwsze w historii spotkanie takiego gremium. Inicjatywa wyszła od Rosjan. - Spotkanie będzie wspaniałą okazją, by wspólnie z kolegami z Polski i Rosji dyskutować o wielu kwestiach, takich jak: konflikt na Kaukazie, wzajemne relacje Rosji i Unii Europejskiej, europejskie bezpieczeństwo i stosunek Polski i Niemiec do Federacji Rosyjskiej - poinformował Polenz. W specjalnym komunikacie Niemcy przypominają, że po katastrofie polskiego samolotu w Smoleńsku w ubiegłym roku, w której zginęła duża część polskiej elity politycznej, nastąpiło zbliżenie pomiędzy Polską a Rosją. Niemiecka delegacja chce wykorzystać spotkanie również do rozmowy na temat sytuacji na Białorusi.
Czy polscy parlamentarzyści ośmielą się przy niemieckich i rosyjskich kolegach zadawać trudne pytania?
- Samo spotkanie tego typu powinno być uznane za naturalny element pracy posłów, ale jego wartość zależy jedynie od treści, czyli od tego, czy zostaną podjęte tematy ważne także z polskiego punktu widzenia - mówi poseł Bogusław Kowalski z sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Czy przewodniczący polskiej komisji Andrzej Halicki (PO) zechce rozmawiać nie tylko o Białorusi? - Takie fora można wykorzystać, aby reprezentować polski punkt widzenia i polskie oczekiwania. Dla Polski są przecież rzeczy ważniejsze od sytuacji na Białorusi, jak chociażby sprawa śledztwa dotyczącego katastrofy smoleńskiej i raportu MAK, który jest nieobiektywny i dla nas nie do zaakceptowania - przypomina Kowalski.
W relacjach polsko-rosyjskich są trudne tematy, np. kwestia poruszania się tirów na terytorium Federacji. - Odnoszę jednak wrażenie, że do takich konkretnych tematów nie dojdzie, bo przewodniczący polskiej Komisji Spraw Zagranicznych z PO Halicki nie uzgadniał z nami [członkami komisji - red.] spraw, o jakich ma zamiar rozmawiać. Uzgadniał je najprawdopodobniej z polskim MSZ, którego stanowisko - jak ogólnie wiadomo - jest chwiejne, żeby nie powiedzieć - niekonsekwentne - dodał poseł PiS.
Na pewno warto pytać Ruprechta Polenza, aby wyjaśnił polskim parlamentarzystom, dlaczego 10 lutego w Bundestagu zagłosował za przyjęciem uchwały, która obliguje niemiecki rząd do tego, aby 5 sierpnia ustanowił narodowym dniem pamięci ofiar niemieckich "wypędzonych". A może polscy posłowie ośmielą się zapytać niemieckiego chadeka, co miał na myśli jego partyjny kolega Klaus Broehmig, który z mównicy Bundestagu grzmiał, że ostatni rozdział drugiej wojny światowej ciągle nie został zamknięty.
Dobrze byłoby też dowiedzieć się, dlaczego wbrew zapisom polsko-niemieckiego traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy z 1991 roku, który m.in. gwarantuje budżetowe finansowanie języka polskiego jako języka ojczystego w Niemczech, politycy CDU coraz częściej twierdzą, że od nauki języka ojczystego (np. polskiego) dużo ważniejsza jest nauka dzieci cudzoziemców języka niemieckiego, bo będą lepiej zintegrowane. Julia Kloeckner, kandydatka CDU na urząd premiera w marcowych wyborach w Nadrenii-Palatynacie, mówi wprost, że jeżeli wygra wybory, to jej rząd nie zamierza finansować nauki języka ojczystego dla cudzoziemskich uczniów. A pieniądze zostaną przeznaczone na cele ważniejsze, czyli integrację. W ośmiopunktowym programie wyborczym CDU Nadrenia-Palatynat jest punkt zakładający skreślenie dotacji budżetowych na szkolnictwo innych ojczystych języków (niem. Muttersprache), które jeszcze w tej chwili w dużej mierze (choć ciągle niewystarczająco) są dofinansowywane przez land.
Waldemar Maszewski, Hamburg
Nasz Dziennik 2011-02-21

Autor: jc