Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jeśli przez nas nie promieniuje Bóg na świat... nie jesteśmy warci dosłownie nic...

Treść

Wy jesteście solą dla ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie
(Mt 5,13–16).

Wy jesteście solą dla ziemi – stwierdza Pan Jezus wobec uczniów. A zapisują to wszyscy trzej Synoptycy i – gdy mówimy o tej sprawie – chyba warto mieć przed oczami równocześnie wszystkie owe teksty. Bo każdy z nich wnosi coś do zrozumienia myśli Pańskiej.

Sól chroni od zepsucia, nadaje smak, solą posypywano składane ofiary, jest symbolem przyjaźni. Ale gdy zdarzy się, że sól zwietrzeje, straci swój smak, nie jest już przydatna do niczego, nadaje się dosłownie tylko do wyrzucenia.

Jezus porównuje sól do prawdziwie chrześcijańskiego ducha, do chrześcijańskiego życia uczniów. Jest to szczególnie wyraziste u św. Łukasza (por. Łk 14,25–35). Kto nie wyrzeka się wszystkiego, co nie jest Boże, nie może być uczniem. Albo konsekwencja w wyrzeczeniu, albo – sól zwietrzała. Zresztą pośrednio wskazuje na to samo i święty Mateusz, umieszczając naszą perykopę w czasie Kazania na Górze, tuż po 8 Błogosławieństwach.

Jesteście światłem świata – mówi również Pan do uczniów. A światło przecież jest na to, by świeciło ludziom, wskazywało drogę, umożliwiało prawidłowe działanie. Pomagało i było widoczne. Bóg jest światłością, a nie ma w Nim żadnej ciemności. Jeżeli mówimy, że mamy z Nim łączność, a chodzimy w ciemności, kłamiemy i nie postępujemy zgodnie z prawdą (1 J 1,5n).

Niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie. A przecież kiedy indziej mówił Pan, że jałmużnę trzeba dawać w skrytości, by lewica nie wiedziała, co czyni prawica, i żeby modlić się nie wystając na rogach ulic i nie zwracając na siebie uwagi strojem. Jakże więc teraz każe pełnić dobro tak, by ludzie to widzieli? Czy nie ma sprzeczności w tych pouczeniach?

Nie. Tamto były tylko próżne gesty, chęć zdobycia poklasku tłumów, a idzie nie o gesty, nie o pozory, ale o prawdziwe życie z wiary. A życie musi być widoczne. Zresztą ma ono być świadectwem. Świadectwem żyjącego w nas Boga, dowodem, że Bóg jest i jest taki wielki i potężny, że nawet my, nędzne ludzkie stworzenia, potrafimy być uczniami prawdomównymi, życzliwymi dla siebie, sprawiedliwymi, zachowującymi pokój. Świadectwem, że Bóg wart jest wysiłków, wart wyrzeczenia, które odmienia ludzi.

Ale jeśli nie dajemy tego świadectwa, jeśli przez nas nie promieniuje Bóg na świat… nie jesteśmy warci dosłownie nic. Nie mało, ale nic, dosłownie nic: jak zwietrzała sól, która nie służy już do niczego. I jeśli na świecie wciąż jeszcze jest tak mało chrześcijan, a nawet całkiem sporo ateistów, czy nie nasza w tym wina? Moja, twoja, nas wszystkich, którzy wierzymy w Boga, wyznajemy swoją wiarę ustami, ale nie chcemy jej pokazać światu? A świat bardziej spostrzega i rozumie czyny niż słowa.

Słusznie zresztą, bo i Pan powiedział, że nie ten, kto mówi: „Panie, Panie” (por. Mt 7,21), ale kto czyni wolę Ojca, ten jest Jego uczniem i przyjacielem: Albowiem miłość względem Boga polega na spełnianiu Jego przykazań (1 J 5,3).

Być solą i światłem świata, wielki to honor i godność. Ale wielka też odpowiedzialność. Drogowskaz, który zamiast wskazywać najlepszą i najkrótszą drogę – myli, wprowadza w błąd, gorszy jest od żadnego. I sól, która utraciła swój smak, powiększa tylko ilość śmieci.

A my mamy być solą dla świata i światłość nasza ma tak świecić przed ludźmi, by chwalili Ojca, który jest w niebie. Często to sobie przypominajmy. Nie z pychy. Ale właśnie dlatego, że jesteśmy tak bardzo słabi i tak łatwo zapominamy i o tej swojej wielkiej godności, i o swojej powinności. A pamiętajmy także i o łasce Pana, której nigdy nam nie brak; byleśmy tylko chcieli z nią pracować. A pracujmy z radością – Pan bowiem jest blisko.

Fragment z książki Marana Tha. Przyjdę niebawem. O autorce: Hieronima Jemielewska OSB – urodziła się w 1933 r. Jest inżynierem ogrodnictwa na SGGW w Warszawie oraz magistrem teologii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Pracę magisterską napisała pod kierunkiem ks. dra Kazimierza Romaniuka na temat: Problematyka wiary w jedenastym rozdziale Listu do Hebrajczyków i jej analogie w listach św. Pawła. W latach 1959–1965 zaangażowana była w prace wydawnicze benedyktynów w Tyńcu. Były to zarówno teksty posoborowych, polskich ksiąg liturgicznych, przygotowywane pod kierunkiem o. Franciszka Małaczyńskiego, jak i Biblia Tyniecka, której głównym redaktorem był o. Augustyn Jankowski. Od 1965 roku jest benedyktynką w Żarnowcu na Pomorzu. W latach 1981–1991 była ksienią Opactwa benedyktynek w Łomży. Obecnie opiekuje się biblioteką klasztoru żarnowieckiego.

Przeczytaj:

Źródło: ps-po.pl, 3 sierpnia 2018

Autor: mj