Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jednak jest "żółta rewolucja"

Treść

Zapowiadana przez opozycję tzw. żółta rewolucja w Kirgizji coraz bardziej paraliżuje ten kraj. Przeciwnicy rządzącego od 15 lat prezydenta Askara Akajewa zarzucają jemu i jego administracji sfałszowanie wyników ostatnich wyborów i domagają się jego rezygnacji. Na ostrzeżenia władz opozycjoniści zareagowali natężeniem protestów w kraju i przejmowaniem budynków władz lokalnych.
Zapowiadana przez opozycję tzw. żółta rewolucja, inspirowana przez Zachód, a według niektórych doniesień także przez amerykańskiego spekulanta George'a Sorosa, mająca odsunąć od władzy prezydenta Akajewa, nasiliła się po drugiej turze wyborów parlamentarnych, które odbyły się 13 marca. Władze spodziewały się jej wybuchu już po pierwszej turze 27 lutego. Jednak przeciwnikom obecnych władz zapewne nie udało się podburzyć wystarczającej liczby osób. Niezadowolenie wybuchło po drugiej turze, gdy władze ogłosiły, że opozycja zdobyła tylko 10 miejsc w 75-osobowym, jednoizbowym zgromadzeniu. OBWE uznała, że wybory nie odpowiadały międzynarodowym standardom.
Na nastroje społeczne wpłynęły też rozpowszechnione po drugiej turze informacje, że prezydent obsadza członkami swojej rodziny stanowiska państwowe, oraz niedawna decyzja władz o likwidacji lokalnych szpitali publicznych. Z doniesień agencyjnych wynika, że zdecydowały się one utrzymać jedynie placówki medyczne w stolicy kraju.
W efekcie od czasu drugiej tury wyborów nie ustają demonstracje w kraju. Nie pomogły nawet ostrzeżenia prezydenta, że zorganizowanie kolejnej kolorowej rewolucji, na wzór ukraińskiej czy gruzińskiej, może doprowadzić do wojny domowej. Jak twierdzą agencje - ponad 10 tysięcy działaczy opozycji i jej zwolenników demonstrowało wczoraj na południu kraju, w mieście Dżalal-Abad. Domagali się oni unieważnienia wyników wyborów, oskarżając władze o ich sfałszowanie, a także dymisji prezydenta Askara Akajewa, rządzącego Kirgistanem przez 3 kadencje - od 1990 roku.
W Dżalal-Abadzie demonstranci zajęli wczoraj miejscową komendę policji, zmuszając funkcjonariuszy do ucieczki. Atakowani kamieniami policjanci schronili się na dachu budynku i oddali serię strzałów ostrzegawczych w powietrze. Zdaniem opozycji, wielu demonstrantów zostało rannych. Po pewnym czasie policja odzyskała kontrolę nad budynkiem. Dzień wcześniej w mieście Osz, także na południu kraju, demonstrowało ok. 6 tys. zwolenników opozycji. Manifestujący zajęli budynki administracji, zwołali zjazd i wybrali "ludowego gubernatora". Protesty odbywały się też w innych częściach kraju.
BM

"Nasz Dziennik" 2005-03-21

Autor: ab