Jedna wielka fikcja
Treść
Zdjęcie: Robert Sobkowicz/ Nasz Dziennik
Ze Zdzisławem Szramikiem, wiceprzewodniczącym Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, byłym członkiem Naczelnej Rady Lekarskiej, rozmawia Mariusz Kamieniecki
Kiedy premierem zostaje lekarz, była minister zdrowia, to mogłoby się wydawać, że środowisko lekarskie będzie usatysfakcjonowane, żeby nie powiedzieć – dumne. A jak jest teraz, kiedy premierem jest Ewa Kopacz?
- Faktycznie jest tak, że lekarz, który zostaje ministrem zdrowia, przestaje być lekarzem, a staje się urzędnikiem. Kiedy zostaje premierem, to tym bardziej przestaje być lekarzem, a staje się zakładnikiem systemu. Myślę, że w tej sentencji zawiera się cała prawda, że mierny minister nie może być dobrym premierem.
Wszyscy pamiętamy, że kierowanie przez Ewę Kopacz Ministerstwem Zdrowia skończyło się katastrofą, a jej urzędowanie na fotelu marszałka Sejmu tak naprawdę było blade, bezbarwne, słowem – nijakie. Ewa Kopacz doskonale sprawdziła się w roli marionetki premiera Tuska. Niewykluczone, że teraz będziemy mieć do czynienia z podobnym pociąganiem za sznurki, tyle tylko, że przez szefa Rady Europejskiej z Brukseli. Aktorzy pozostają ci sami, zmieniły się tylko ich role.
Po exposé premier, lekarza, byłej minister zdrowia można się było spodziewać czegoś więcej o programie ochrony zdrowia. Jednak nic takiego nie miało miejsca…
- Myślę, że hitem tego przemówienia były zapewnienia premier Kopacz, że pakiet kolejkowy i onkologiczny rozwiążą problemy i postawią tamę coraz dłuższym kolejkom pacjentów, co oczywiście jest pustosłowiem i totalną bzdurą. Bez zagwarantowania 6 proc. PKB na ochronę zdrowia problemów w tym obszarze nie da się rozwiązać. Prawdziwym powodem, można powiedzieć – praprzyczyną złej kondycji w ochronie zdrowia jest niedobór środków finansowych.
Inaczej mówiąc, niezrównoważenie zadań, które stoją przed ochroną zdrowia z nakładami finansowymi. To jest praprzyczyna wszystkich problemów, a cała reszta są to dodatkowe rzeczy, które nie znikną, jeżeli nie usunie się tej pierwszej, najważniejszej przyczyny, jaką jest brak pieniędzy.
Dlatego każde inne działanie, które nie uwzględnia tej praprzyczyny, jest działaniem pozorowanym i właściwie działaniem szkodliwym, bo opóźnia budowę prawdziwego, opartego na zdrowych zasadach organizacyjnych finansowania systemu. Każdy, kto nie uwzględni tego, o czym wspomniałem – czy to premier, czy minister – będzie oszustem i kuglarzem.
Wspomniał Pan o pakietach kolejkowym i onkologicznym. Jak tuż przed ich wprowadzeniem są one odbierane przez środowisko medyczne?
- Powiem wprost – jako jedna wielka fikcja. Nie mogą funkcjonować dobrze dwie cegły w murze, który cały jest chwiejny i zły. Zlikwidowanie kolejek w proponowany sposób to tylko pobożne życzenia. Wypisywanie specjalnych skierowań, które mają pozwolić ominąć kolejki, natychmiast spowoduje, że pacjenci zaczną domagać się od lekarzy wypisywania takich zielonych skierowań.
W ślad za tym kolejki utworzą się także wśród pacjentów z zielonymi skierowaniami i czeka nas kolejny paraliż i narzekania. Dlatego to, co się proponuje pacjentom, to nonsens. Potrzebna jest zmiana systemowa, gdzie wszystkie elementy będą działać spójnie. To, co usłyszeliśmy wczoraj z ust premier Ewy Kopacz, to PR w czystej postaci.
Przyzna Pan jednak, że kiedy przeciętny Polak – pacjent słyszy deklaracje o zwiększeniu liczby lekarzy i krótszych kolejkach do specjalistów, to budzi się w nim nadzieja, że może wreszcie coś zmieni się na lepsze…
- Tak na dobrą sprawę w ostatnich latach nic się nie poprawiło w ochronie zdrowia, choć podobnych deklaracji i obietnic było wiele. Tak jest i tym razem. Rzucanie na lewo i prawo zapewnień o poprawie nic przecież nie kosztuje, a obiecujący nie ponosi żadnych konsekwencji za niezrealizowanie złożonych zapowiedzi.
Poprzedni rząd nic nie zrobił i nie liczyłbym także na kontynuatorów wywodzących się bądź co bądź z tej samej ekipy partyjnej. Obietnice Ewy Kopacz to myślenie życzeniowe i zaklinanie rzeczywistości, że może coś uda się wyczarować w ochronie zdrowia. Ponadto powtórzę raz jeszcze to, o czym mówiłem już wielokrotnie, że najważniejsze decyzje dla ochrony zdrowia zapadają w Ministerstwie Finansów i kancelarii premiera, a co za tym idzie – resort zdrowia jest na dobrą sprawę zbędny.
Premier ma wszystkie sznurki w ręku i dowolnie może za nie pociągać, skoro jednak Ewa Kopacz nawet nie zapowiedziała konkretnych działań, konkretnych, tzn. takich, które dotykają prawdziwych problemów ochrony zdrowia, to nie ma szans i nie ma co się łudzić, że cokolwiek się zmieni na lepsze. To jest tak jak z chorobą: jeżeli leczy się tylko pewne pojedyncze objawy, to nie ma mowy, że wyleczy się chorobę. Trzeba leczyć i pokonać chorobę, to wówczas znikną wszystkie objawy. Natomiast, jeśli się tylko usiłuje maskować pewne objawy, to mamy taką, a nie inną sytuację w całej ochronie zdrowia.
Co oznacza pozostawienie Bartosza Arłukowicza na stanowisku ministra zdrowia?
- Jeżeli ministrem zdrowia w tzw. nowym rządzie zostaje człowiek, który sprawował tę funkcję w poprzedniej ekipie, dodajmy – minister, który miał najgorsze notowania spośród wszystkich członków rządu Donalda Tuska, to oznacza status quo, czyli kontynuację nieudolnej polityki w ochronie zdrowia.
Wszystko wskazuje na to, że nadal będziemy mieli do czynienia z polityką oszukiwania i kontynuacją tego, co bez cienia przesady można nazwać spektaklem, a nie rzeczywistym działaniem na rzecz poprawy sytuacji w ochronie zdrowia. Niczego dobrego jako pracownicy służby zdrowia i jako pacjenci po tym rządzie spodziewać się nie powinniśmy.
Dziękuję za rozmowę.
Mariusz Kamieniecki
Nasz Dziennik, 4 października 2014
Autor: mj