Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jedna rura, dwie głębokości

Treść

Ciągłe różnice zdań wśród przedstawicieli polskich władz i odmienna ocena zagrożeń oraz widoczne lekceważenie problemu tylko umocniły Niemców w przekonaniu, że nie muszą obawiać się polskich sprzeciwów, jeśli chodzi o inwestycję koncernu Nord Stream. Wiceminister Skarbu Państwa Mikołaj Budzanowski twierdzi co prawda, że Polska kategorycznie domaga się wkopania gazociągu w dno morskie w strefie, gdzie będzie on przecinać szlak morski prowadzący do zespołu portów Szczecin - Świnoujście, ale już dyrektor Urzędu Morskiego w Szczecinie Andrzej Borowiec jest zdania, że gazociąg na odcinku przecinającym tzw. północną trasę żeglugową nie będzie zagrażać statkom.
Zdaniem wielu ekspertów, tor wodny, gdzie na dnie Bałtyku ma zostać położona rura, ma obecnie 14-15 m głębokości. Jeżeli więc położymy rurę o średnicy 1,4 m i zachowamy wymagane 2 m przestrzeni pod kilem, to pozostanie nam 11,6-12,6 m głębokości, co automatycznie oznacza, iż uniemożliwi to wpływanie statkom o zanurzeniu powyżej 13,2 metra. Rura na dnie morza spowoduje - jak twierdzi polska strona - utrudnienia w przyszłym rozwoju obydwu polskich portów, ponieważ będzie tam potrzebna głębokość minimum 17 m, aby mogły swobodnie przepływać statki o zanurzeniu 15 metrów. Niemcy co prawda przyznają, że "zasadniczo należy zgodzić się ze stwierdzeniem, że przewidywany rurociąg zmniejszy obszar użytkowy głębokości wody dla żeglugi, co może doprowadzić do ograniczeń dla statków o większym zanurzeniu", ale jednocześnie radzą, aby rurociągi nanieść na mapy morskie, by każdy kapitan mógł zasięgnąć dokładnych informacji i wybrać najbardziej bezpieczną drogę dla swojego statku. Jednocześnie, po dość pokrętnej analizie, przekonują, że rejs statków o zanurzeniu do 13,2 m, takich jak zakłada przedstawiony obecnie stan rozbudowy polskiego portu, "będzie zasadniczo możliwy po ułożeniu rurociągu". Twierdzą, że w tych miejscach rury będą kładzione na głębokości od 18,1 m do 18,6 m. "W miejscu przecięcia zalecanej drogi wodnej z rurociągiem głębokość wody według urzędowych map morskich wynosi między 18,10 m a 18,60 m. Zostało to potwierdzone przez przedstawione obecnie badania spółki Nord Stream" - czytamy w zezwoleniu wydanym przez stronę niemiecką. I tutaj pojawia się zasadnicza różnica, ponieważ polska strona twierdzi, że rury będą położone na głębokości 14-15 m, natomiast niemiecka (badania - jak wynika z treści zezwolenia - zrobił sam Nord Stream) twierdzi, że woda w tym miejscu ma głębokość od 18,1 do 18,6 metra.
Czy rząd zrobił wszystko?
Przedstawiciele rządu Donalda Tuska niby krytykują budowę gazociągu, ale w ich działaniach trudno doszukać się konsekwencji. Jak wynika z treści zezwolenia niemieckiego, strona polska została zaproszona na konsultacje w sprawie budowy Gazociągu Północnego 17 czerwca 2009 roku w Stralsundzie. Jednak w tym terminie nie pojawił się żaden przedstawiciel polskiej strony. Niemcy założyli, że skoro nikt nie zgłosił w tym czasie żadnych zastrzeżeń, to sprawa jest załatwiona. W rozmowie z "Naszym Dziennikiem" dyrektor polskiego oddziału Green Peace Robert Cyglicki przyznaje, że jest niemal pewne, iż jeśli dojdzie do sporu, to strona niemiecka użyje argumentu, że skoro nie przyjeżdżamy na konsultacje, to oznacza, iż tak naprawdę nie interesuje nas ten problem. Jak wynika z treści niemieckiego zezwolenia, jeszcze w roku 2007 Polska pod rządami PiS wykazywała duże zainteresowanie uczestnictwem w konsultacjach na temat budowy gazociągu. Zmieniło się to radykalnie wraz ze zmianą rządu.
Ostatni dzwonek na odwołanie
Jak dowiedzieliśmy się w niemieckim Federalnym Urzędzie Żeglugi i Hydrografii (BSH) w Hamburgu, polska strona może się teoretycznie odwołać od decyzji wydanej w zezwoleniu na budowę gazociągu dla Nord Stream, ale w zasadzie nawet odwołanie nie wstrzyma tej inwestycji, jedynie może doprowadzić do dodatkowego rozpatrzenia danej skargi jeszcze raz przez BSH w Hamburgu. W rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Kathleen Retzlaff z Wydziału Regulacji Morskiej niemieckiego Federalnego Urzędu Żeglugi i Hydrografii (BSH) w Hamburgu poinformowała, że termin złożenia przez polską stronę jakiejkolwiek skargi lub odwołania upływa 14 lutego bieżącego roku. Jak dotąd żadna skarga nie wpłynęła.
Może z Litwą?
Nie jest jeszcze za późno, by Polska i Litwa mogły wspólnie powstrzymać budowę Gazociągu Północnego - uważa kandydat na litewskiego szefa dyplomacji Audronis Ażubalis. We wczorajszym wywiadzie dla polskiego radia Znad Wilii zaznaczył, że przewodniczący sejmów obu krajów powinni wystosować skargę do Komisji Europejskiej oraz prośbę o przeprowadzenie niezależnych badań środowiska i wyjaśnienie zagrożeń dla Morza Bałtyckiego związanych z budową gazociągu. Ażubalis podkreślił, że obecnie aż jedna trzecia Bałtyku to z ekologicznego punktu widzenia morze martwe. W jego opinii, po zbudowaniu Gazociągu Północnego sytuacja może się tylko pogorszyć.
Rzecznik prasowy Nord Stream Steffen Ebert potwierdził, że budowa gazociągu rusza na wiosnę tego roku. Zaprzeczył doniesieniom o jakichkolwiek trudnościach finansowych rosyjsko-niemieckiego konsorcjum. W sumie projekt ma być finansowany przez 27 banków z różnych państw. Kilka dni wcześniej od Steffena Eberta uzyskaliśmy informację, że niemiecki rząd wyjątkowo hojnie pomaga konsorcjum, ponieważ udzielił mu gwarancji kredytowych na łączną kwotę 2,6 mld euro. - Mamy zgodę na rządowe gwarancje kredytowe, które są podzielone na dwie transze, to znaczy po pierwsze - niemiecki rząd udzielił nam gwarancji na kredyt w wysokości 1,6 mld euro z banku Hermes, a po drugie - uzyskamy 1 mld na tak zwane niezwiązane kredyty finansowe - poinformował nas Steffen Ebert, dodając, że są to kwoty, na które gwarancje daje niemiecki rząd federalny.
Gazociąg Północny mają tworzyć dwie nitki położone na dnie Bałtyku o długości 1220 km i przepustowości po 27,5 mld m sześc. gazu rocznie. Rury mają się zaczynać w okolicy rosyjskiego Wyborga, a kończyć w rejonie niemieckiego Greiswaldu. Według planów, pierwsza nitka powinna być oddana do eksploatacji w końcu 2011 roku, a druga - w 2012 roku. Koszt projektu jest szacowany na prawie 7,5 mld euro. Akcjonariuszami budującego rurę konsorcjum Nord Stream są: rosyjski Gazprom (51 proc.), niemieckie E.ON-Ruhrgas i BASF-Wintershall (po 20 proc.) oraz holenderski Gasunie (9 proc.)
Waldemar Maszewski, Hamburg
Współpraca Wojciech Kobryń
Nasz Dziennik 2010-02-02

Autor: jc