Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jeden optymistyczny skok

Treść

Cztery starty - cztery zwycięstwa - to dotychczasowy dorobek Janne Ahonena w konkursach Pucharu Świata w skokach narciarskich. Fin już na początku sezonu ma ogromną przewagę nad rywalami, drugiego w klasyfikacji generalnej Austriaka Martina Hoellwartha wyprzedza aż o 192 punkty. To nokaut. My nie mamy zbyt wielkich powodów do radości. Na szczęście nieco optymizmu wlał drugi niedzielny skok Adama Małysza.

Na Ahonena jeszcze nikt nie znalazł sposobu. Skacze kapitalnie, dopisuje mu szczęście - ale ono ponoć sprzyja najlepszym. Tak było w niedzielę, gdy wydawało się, że nic i nikt nie odbierze zwycięstwa Roarowi Ljoekelsoeyowi. Norweg stał na rozbiegu jako ostatni. Miał wielką przewagę po świetnym pierwszym skoku, wystarczyło, by drugi był niezły. Ale nagle zawiał wiatr, zawodnik trzy razy schodził z belki, wracał na nią, wreszcie ruszył. Nie mógł jednak nic zdziałać. Lądował blisko, spadł na czwarte miejsce. Wygrał Ahonen. Czwarty raz z rzędu.
Fin jest w wielkiej formie. Bardziej od niedzielnego sukcesu (który w żadnym stopniu niespodzianką nie był) wszystkich zaskoczył uśmiech na jego - zwykle kamiennej i niewzruszonej - twarzy. Ale ma się z czego cieszyć. Jest dopiero drugim zawodnikiem w historii, który zwyciężył w czterech pierwszych zawodach sezonu. Wcześniej sztuki tej dokonał Austriak Andreas Felder w sezonie 1984/1985. Co ciekawe, Felder od tego czasu przestał wygrywać, na najwyższy stopień podium wrócił dopiero po kilku miesiącach, w efekcie zajął drugie miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Zwyciężył legendarny Fin Matti Nykaenen, który triumfował dopiero w siódmym konkursie sezonu. A że czasem historia lubi się powtarzać...
Na razie jednak nic nie wskazuje na to, aby Ahonen miał złapać zadyszkę. Jest mocny, chyba jak nigdy, skacze z pasją, radością i wielką pewnością siebie. Kto wie, czy dziś jedynym zawodnikiem, który może się z nim równać, nie jest rewelacyjny Czech Jakub Janda. Postęp, jakiego dokonał w ciągu ostatnich miesięcy, jest niesamowity. Z zawodnika, który miał ogromne trudności z załapaniem się do czołowej trzydziestki, zmienił się nie do poznania. Skacze świetnie, wytrzymuje psychiczne obciążenia. Dodajmy, że najbliższe dwa konkursy odbędą się w czeskim Harrachovie.
Adam Małysz po kiepskich trzech pierwszych zawodach w czwartych wreszcie pokazał klasę. Drugi niedzielny skok naszego reprezentanta był już bardzo udany, daleki, dobry technicznie. Dał mu w efekcie siódme, najlepsze w sezonie, miejsce; pozwolił awansować na dwunastą lokatę w klasyfikacji generalnej PŚ. Czy to oznacza, że idzie ku lepszemu? Oby, ale poczekajmy do Harrachova.
Martwi to, że fatalnie skaczą pozostali nasi reprezentanci. Jeszcze żaden z nich nie zdołał zakwalifikować się do finałowej trzydziestki, żaden nie zdobył pucharowych punktów. A miało być lepiej niż w latach poprzednich. Na domiar złego katastrofalnie spisują się zawodnicy z kadry B. W zainaugurowanych w sobotę i niedzielę konkursach Pucharu Kontynentalnego (czyli takiej III ligi) raz udało się wejść do "30" Tomaszowi Stochowi (był 15.), raz Marcinowi Bachledzie (17.). Pozostałym sztuka ta się nie udała. Tomisław Tajner był 82. i 81. i to już komentarza nie wymaga.
Piotr Skrobisz

"Nasz Dziennik" 2004-12-07

Autor: kl