Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jaruzelski ma nowego adwokata

Treść

Według Lecha Wałęsy, Wojciech Jaruzelski nie miał wpływu na decyzję władz komunistycznych o użyciu broni wobec robotników na Wybrzeżu w 1970 r., ponieważ wówczas rządziła partia. Były prezydent zeznawał wczoraj na procesie oskarżonych o sprawstwo kierownicze masakry robotników. Wałęsa dodał, że generał mógł "jakoś zareagować i nie zgodzić się z decyzją władzy partyjnej".



Były prezydent, pytany przez Sąd Okręgowy w Warszawie, czy posiada wiedzę o tym, kto wydał rozkaz o użyciu przez wojsko i milicję broni w 1970 r., zeznał, że gen. Jaruzelski, ówczesny szef MON, miał wtedy mało do powiedzenia, ponieważ wówczas rządził sekretarz partii. Dodał, że mógł on jednak sprzeciwić się decyzjom władz partyjnych. - Nie jest to nic, co by się kłóciło z zebranym materiałem; ocena zeznań świadka należy do sądu - powiedział dziennikarzom prokurator Bogdan Szegda. Podkreślił, że zeznania byłego prezydenta są ważne dla procesu, szczególnie w tym punkcie, gdzie Wałęsa podkreśla, iż generał mógł nie zgodzić się z decyzją władz partyjnych. Pozytywne dla Jaruzelskiego zeznania byłego prezydenta spotkały się z uznaniem obrońcy generała. - Zeznania pana prezydenta oceniam z punktu widzenia obrony generała znakomicie - powiedziała mecenas Irena Łozińska.
Wałęsa już przed rozprawą wyrażał się dobrze o byłym szefie MON. Stwierdził co prawda, że należy osądzić oskarżonych w tym procesie, "by nikt w przyszłości nie zrobił czegoś podobnego". Jednak zapytany o winę Jaruzelskiego, był bardzo powściągliwy, wyrażając się w podobny sposób jak na rozprawie. - W całym kompleksie jakąś tam winę ma, ale liczył się wtedy czynnik polityczny. On tam dużej decyzji nie miał - ocenił Wałęsa. Były prezydent przyznał dziennikarzom, że podał Jaruzelskiemu rękę na przywitanie - "jak kapral generałowi".
Wałęsa, który w 1970 r. był członkiem komitetu strajkowego Stoczni Gdańskiej, zeznał także, iż podczas demonstracji "udało mu się wejść" do komendy MO. Miał tam negocjować zwolnienie aresztowanych stoczniowców i wstrzymanie dalszych ataków manifestantów. - Komendant obiecał to i prosił mnie, bym zapanował nad tłumem - wyjaśniał Wałęsa, który przyznał, że udało mu się "uciszyć tłum". Gdy jednak MO zaatakowała manifestantów, w jego kierunku padły okrzyki "zdrajca". Gdy robotnicy obrzucili komendę milicji kamieniami, Wałęsa opuścił ją przez okno. Były prezydent przyznał, że podczas protestów doszło do rozbijania sklepów, ale dopuścili się tego "prowokatorzy, złodziejaszkowie", nie zaś stoczniowcy. - Składam to na konto prowokacji i niedoświadczonej młodzieży; to były skutki, a nie przyczyny - dodał.
Proces oskarżonych o przyczynienie się do śmierci ok. 40 robotników trwa już siedem lat. Prokurator Szegda ocenił jednak wczoraj, że mógłby się on skończyć na przełomie roku.
Protesty grudniowe miały miejsce od 14 do 22 grudnia 1970 roku. Śmierć poniosło wówczas 39 osób, a ponad 1,1 tys. zostało rannych. Przypomnijmy, że historycy IPN w niedawno opublikowanej książce stwierdzili, że Lech Wałęsa został pozyskany jako agent SB "Bolek" już 29 grudnia 1970 roku.
Zenon Baranowski
"Nasz Dziennik" 2008-07-31

Autor: wa