Jarucka przed sądem
Treść
Przed Sądem Okręgowym w Warszawie rozpoczął się wczoraj proces Anny Jaruckiej, byłej asystentki ministra spraw zagranicznych Włodzimierza Cimoszewicza. Jest ona oskarżona m.in. o posługiwanie się sfałszowanym dokumentem, który miał ją uprawniać do zmiany oświadczenia majątkowego Cimoszewicza. Grozi jej do 5 lat więzienia.
Prokuratura sformułowała wobec Jaruckiej trzy zarzuty. Główny dotyczy właśnie posługiwania się sfałszowanym dokumentem. Inne obejmują składanie przed orlenowską komisją śledczą fałszywych zeznań dotyczących tego upoważnienia oraz ukrywania w swoim mieszkaniu dokumentów z Ministerstwa Spraw Zagranicznych. We wczorajszych wyjaśnieniach składanych przed sądem Jarucka nie przyznała się do stawianych jej zarzutów.
- Nigdy nie fałszowałam żadnego upoważnienia pana ministra, wykorzystując faksymile jego podpisu - powiedziała Jarucka, podtrzymując swoje wcześniejsze stwierdzenia, że w kwietniu 2002 r. szef MSZ upoważnił ją do dokonania zmian w jego oświadczeniu majątkowym. Według byłej asystentki, gdyby chciała dokonać fałszerstwa, to mogłaby wykorzystać jedną z kartek wystawianych przez ministra in blanco. Jej obrona przedstawiła w sądzie taką kartkę.
Jarucka zaprzeczyła również, że motywem jej postępowania była chęć zemsty, jak twierdzi prokuratura, za "niezałatwienie" dla niej i jej męża wyjazdu na placówkę dyplomatyczną do Włoch. Natomiast dokumenty z MSZ znalezione w jej domu przez ABW miała otrzymać od dziennikarki.
Cimoszewicz stwierdził w rozmowie z dziennikarzami, że zeznania jego byłej asystentki są nieprawdziwe, dodając, że miesza ona "fakty prawdziwe z nieprawdziwymi". Co do kartek in blanco tłumaczył, że takich podpisów złożył tysiące, a kartka przedstawiona przez obronę Jaruckiej może być kartką wysyłaną z życzeniami dla pracowników ministerstwa.
Jarucka w sierpniu 2005 r. powiedziała przed komisją śledczą, że trzy lata wcześniej, będąc asystentką ministra spraw zagranicznych, otrzymała od niego upoważnienie do poprawienia jego oświadczenia majątkowego za 2001 r. w ten sposób, że miała usunąć informacje o posiadanych przez polityka SLD akcjach PKN Orlen. Zeznania te doprowadziły do wycofania się Cimoszewicza w wyborów prezydenckich w 2005 roku.
Były marszałek Sejmu mówił, że jego oświadczenie nie było zmieniane, a brak zapisu o akcjach Orlenu wynikał z pomyłki. Prowadząca postępowanie w tej sprawie prokuratura uznała, że minister zataił posiadanie akcji nieumyślnie i umorzyła śledztwo.
Zenon Baranowski
"Nasz Dziennik" 2007-01-16
Autor: wa