Jakie będą rolnicze dopłaty?
Treść
Dotychczasowy system naliczania dopłat bezpośrednich dla rolników z  państw unijnych musi zostać zmieniony. Co do tego nie ma praktycznie  wątpliwości w żadnym z krajów. Ale różnice, i to poważne, dotyczą już  kwestii szczegółowych, przede wszystkim wysokości dopłat i sposobu ich  naliczania. Nowe kraje UE chciałyby otrzymywać tyle samo pieniędzy, co  farmerzy w starej Piętnastce. Ale druga strona nie chce się na to  zgodzić, a najbardziej protestują dwa największe kraje - Niemcy i  Francja.
Polska od początku dyskusji nad reformą WPR opowiada  się za tym, aby stawki dopłat bezpośrednich były równe w całej Unii  Europejskiej. Jak wyjaśnia minister Marek Sawicki, jednakowa byłaby  podstawowa stawka, a oprócz tego rolnicy z krajów, gdzie warunki do  uprawy ziemi i hodowli zwierząt są bardzo trudne (klimat, ukształtowanie  terenu), otrzymywaliby dodatkowe wsparcie. Najważniejsze byłoby jednak  to, że cały system byłby prostszy od obecnego, bo o przyznaniu pomocy w  konkretnej wysokości dla rolnika decydowałoby tylko kilka czynników, a  nie ponad sto różnych wskaźników jak to jest teraz. Ponadto, co jest  ważne w sytuacji Polski, znikłyby też niekorzystne dla naszych rolników  referencyjne historyczne wielkości plonów, na podstawie których  przyznawana jest Polsce kwota pieniędzy na dopłaty. A ponieważ te  wielkości są niższe od rzeczywistych plonów, to także powoduje obniżenie  dopłat.
Paryż i Berlin na "nie"
Jednak przeciwko  naszej propozycji wystąpiły zdecydowanie Niemcy i Francja. Początkowo  Berlin i Paryż nawet przychylnie odnosiły się do postulatów Warszawy w  kwestii dopłat, przyznając, że nowe kraje członkowskie są pod tym  względem dyskryminowane. Ale gdy przyszło już do podejmowania decyzji,  dwaj najwięksi producenci rolni w UE i tym samym najwięksi beneficjenci  unijnej pomocy dla rolnictwa powiedzieli zdecydowane "nie" wyrównywaniu  dopłat bezpośrednich. I nikt tam nie ukrywał specjalnie, że chodzi po  prostu o interesy ekonomiczne i polityczne. Wszak w dobie kryzysu, który  spowodował również spadek dochodów właścicieli gospodarstw rolnych, ani  Angela Merkel, ani Nicolas Sarkozy nie mogą sobie pozwolić na utratę  poparcia farmerów. A jest to bardzo wpływowa i solidarna grupa, gotowa  do organizowania głośnych i dużych manifestacji w obronie swoich  interesów. Producenci żywności z Francji i Niemiec boją się zaś, że gdy  np. polski rolnik otrzyma wyższe dopłaty, będzie produkował jeszcze  lepszą i bardziej konkurencyjną cenowo żywność, wypierając ich z rynku.  Nasz kraj jest i tak bardzo dużym dostawcą mięsa, owoców, warzyw,  nabiału i innych produktów spożywczych na rynki unijne, a nasza pozycja  mogłaby wtedy jeszcze bardziej wzrosnąć. - Komisja Europejska musi  zachować regionalne zróżnicowanie dopłat - twierdzą Niemcy i Francuzi.  Dopuszczają pewne modyfikacje, ale w ograniczonym zakresie. Paryż i  Berlin uważają, że nie da się zrównać dopłat, bo byłoby to krzywdzące  dla ich farmerów. Oba kraje przekonują, że np. w Polsce są niższe koszty  pracy na wsi, rolnicy ponoszą też mniejsze wydatki np. na dostosowanie  swoich gospodarstw do norm ochrony środowiska i dobrostanu zwierząt. -  Ten drugi argument nie jest do końca prawdziwy, bo rolnicy z nowych  krajów członkowskich, w tym i z Polski, muszą te standardy wprowadzać  szybciej niż farmerzy zachodni, którzy mieli na to nawet po kilkanaście  lat. My wszystko musimy wykonać i za to zapłacić w ciągu kilku lat -  mówi Marek Pogorzelczyk, doradca rolny.
Za polskiej prezydencji
Na  razie nie wiadomo, jakie jest stanowisko Brukseli, ale za miesiąc KE ma  przedstawić ogólne propozycje zmian w WPR. Minister Marek Sawicki jest  przekonany, że na listopadowym szczycie rolnym UE nie zostanie pokazany  dokument, który rozstrzygnie definitywnie najważniejsze kwestie. Zdaniem  ministra, unijny komisarz rolnictwa Dacian Ciolos przedstawi kilka  możliwych wariantów reformy WPR i związanej z tym kwestii dopłat  bezpośrednich. I jednym z tych wariantów będzie propozycja polska, a  innym na pewno projekt forsowany przez Francję i Niemcy. 
Ostateczne  decyzje w sprawie unijnej Wspólnej Polityki Rolnej mają zapaść w drugiej  połowie 2011 roku, gdy akurat Polska obejmie przewodnictwo w UE. I  będzie to w zasadzie najważniejszy temat naszej prezydencji. Wtedy też  Komisja Europejska ma przedstawić projekty konkretnych dyrektyw i  rozporządzeń, które określą np. wysokość dopłat bezpośrednich i sposób  ich naliczania. Ale projekty Brukseli ujrzą światło dzienne w takiej  formie, w jakiej je wynegocjują rządy. Wiele będzie więc zależało od  sprawności naszej dyplomacji i umiejętności obrony naszych narodowych  interesów. 
Można oczekiwać, że i tak dojdzie do jakiegoś kompromisu,  jeśli Polsce nie uda się przeforsować swojego stanowiska, bo na pewno  Niemcy i Francuzi też zdają sobie sprawę, iż obecnego systemu w całości  nie uratują. Pojawiły się więc nieoficjalne informacje, że kompromis ma  polegać na tym, iż minimalna stawka dopłat powinna wynosić minimum 75-80  proc. średniej unijnej. W tej chwili ta średnia to blisko 250 euro na  hektar, przy czym w Polsce to 200 euro, we Francji około 250 euro (ale  tam są lepsze warunki do uprawy ziemi niż w Polsce), a w Niemczech 300  euro. Największe dopłaty są w Grecji i na Malcie (500 euro), a najniższe  na Łotwie (100 euro).
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik 2010-10-12
Autor: jc
 
                    