Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jaka ścieżka dla akt z klauzulami

Treść

Z Bogdanem Święczkowskim, szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego za rządów PiS oraz byłym dyrektorem Biura ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej, rozmawia Anna Ambroziak
Prokurator Ireneusz Szeląg poinformował na ostatniej konferencji prasowej, że polscy śledczy dysponują pewnymi instrumentami prawnymi umożliwiającymi uzyskanie materiałów ze śledztwa rosyjskiego w sprawie katastrofy smoleńskiej, które są opatrzone klauzulą tajności. Jakie to instrumenty?
- Jest umowa z 8 lutego 2008 r. zawarta między rządem Rzeczypospolitej Polskiej a rządem Federacji Rosyjskiej o wzajemnej ochronie informacji niejawnych. Umowa ta umożliwia wymianę między stronami dokumentów o charakterze niejawnym. Pojawia się tam m.in. następujący zapis: "Informacje niejawne, przekazane przez Stronę polską z klauzulą tajności "Tajne" lub "Poufne", będą oznaczone przez Stronę rosyjską klauzulą tajności "Sekretno". Informacje niejawne przekazane przez Stronę rosyjską z klauzulą tajności "Sekretno", będą oznaczone przez Stronę polską klauzulą tajności "Tajne"".
Jaką daje nam to rękojmię?
- Żadnej. Umowa jest stosowana tylko w przypadku, kiedy strony wzajemnie postanowią wymienić się dokumentami niejawnymi. Umowa ta reguluje jedynie kwestie formalne. Nie precyzuje natomiast, jakie dokumenty niejawne która ze stron przekaże stronie drugiej - to nie zależy od tej umowy, ale od woli strony.
Oczekiwania polskich śledczych mogą okazać się na wyrost?
- Ta umowa pozwala tylko, krótko rzecz ujmując, przekazywać pomiędzy stronami dokumenty objęte różnego rodzaju klauzulami. Nie precyzuje natomiast tego, jakie konkretnie mają to być dokumenty. To zależy od decyzji obu stron lub innych umów międzynarodowych.
Jakich?
- Mam tu na myśli konwencję strasburską o pomocy prawnej oraz umowę bilateralną polsko-rosyjską o pomocy prawnej, która określa, jakie dokumenty mogą być przekazywane w ramach pomocy prawnej, np. dokumenty związane ze śledztwem. Część dokumentów związanych z danym postępowaniem może być bowiem objęta różnego rodzaju klauzulami. W takim wypadku, gdyby umowy z 2008 r. nie było, mogłoby to zrodzić problem, czy strona rosyjska może przekazać stronie polskiej dokumenty o charakterze niejawnym lub też na odwrót. Ale ze względu na to, że ta umowa została zawarta, formalnie takiego problemu nie ma. Jakie natomiast dokumenty zostaną przekazane faktycznie - to zależy od woli strony. Tak więc nie możemy być w stu procentach pewni, że Rosjanie przekażą nam wszystkie dokumenty, o które strona polska wystąpi. To zależy od ich woli.
Czy wziąwszy pod uwagę dotychczasową współpracę prokuratury polskiej z rosyjską, jest realne, by nasi prokuratorzy mieli wgląd w dokumenty opatrzone klauzulą tajności? Polska prokuratura do tej pory nie ma protokołów z prac dwóch śledczych, którzy w lutym br. uczestniczyli w przesłuchaniu kontrolerów ze Smoleńska...
- To wynika z tego, że nie ma wspólnego zespołu śledczego i wszystkie czynności wykonywane w Rosji przy udziale polskich prokuratorów zostaną przekazane w ramach normalnej pomocy prawnej. To trwa. Normalna wymiana dokumentów w drodze pomocy prawnej to, niestety, proceduralna droga przez mękę. Są to bardzo sformalizowane procedury - dokumenty muszą być przetłumaczone, nie mogą zostać przesłane bezpośrednio z prokuratury rosyjskiej do naszej prokuratury, ale są wysyłane do Ministerstwa Sprawiedliwości Federacji Rosyjskiej. Stamtąd kierowane są do polskiego resortu sprawiedliwości, by trafić wreszcie do Prokuratury Generalnej. Gdyby istniał wspólny zespół śledczy, co umożliwia art. 589B kodeksu postępowania karnego, to takich problemów by nie było. Dysponentem dokumentów byłaby zarówno strona polska, jak i strona rosyjska. Chciałbym też zwrócić uwagę, że ci dwaj polscy prokuratorzy, którzy byli w Rosji, nie wykonywali na jej terytorium czynności śledczych. Wykonywali je Rosjanie. Polacy jedynie w nich uczestniczyli.
Jeśli materiały z tych przesłuchań będą opatrzone klauzulą tajności, to jakie są szanse, aby polska prokuratura je otrzymała?
- O tym, czy będą one tajne, zadecyduje, czy już zadecydował, prokurator rosyjski. Jeżeli część tych elementów przesłuchań dotyczyła jakichś szczególnych procedur związanych z kwestiami militarnymi, to sądzę, że będą one niejawne. Gdyby w Polsce prokurator przesłuchiwał jakiegoś pułkownika na temat tego, jaka jest organizacja polskiego lotnictwa, systemu łączności itp., to po pierwsze - ten pułkownik musiałby zostać zwolniony z obowiązku zachowania tajemnicy państwowej, a po drugie - protokół byłby objęty klauzulą "tajne" albo "ściśle tajne". Jeśli chodzi o kwestie wojskowe, z reguły każda ze stron stara się ukrywać pewne informacje.
Czy fakt, że strona polska do tej pory nie uzyskała kluczowych dowodów w sprawie - w tym wraku, czarnych skrzynek, protokołów oględzin miejsca katastrofy - można tłumaczyć tylko samym formalizmem? Biorąc pod uwagę dotychczasowe uniki Rosji, by je nam przekazać, możemy realistycznie liczyć na uzyskanie dokumentów z rosyjskiego śledztwa?
- Powiem tak: zgadzam się z prokuratorem Szelągiem, że podstawy prawne ku temu istnieją. Natomiast to, czy prokuratorzy uzyskają dostęp do dokumentacji niejawnej, zależy od sprawności ich pracy i od dobrej woli strony rosyjskiej. W moim najgłębszym przekonaniu, nie ma po stronie rosyjskiej dobrej woli co do współpracy z polską prokuraturą. Widać to w szczególności po tym, że w żadnym wypadku nie chciano oddać Polsce wraku samolotu (głównego dowodu w sprawie) wraz z urządzeniami, które na pokładzie tego samolotu się znajdowały. Fakt ten świadczy właśnie o tym, że po stronie rosyjskiej brak jest dobrej woli - a to najbardziej delikatne sformułowanie z mojej strony.
Rosyjscy śledczy badający katastrofę smoleńską przyjadą do Polski, aby uczestniczyć w czynnościach śledztwa na zasadzie wzajemności.
- Prokuratorzy rosyjscy, jak sądzę, nie będą sami prowadzić czynności procesowych - tak jak nie robili tego nasi prokuratorzy w Moskwie. Będą uczestniczyć w czynnościach prowadzonych przez śledczych polskich, będą mieli prawo do zadawania pytań. Jest to dopuszczalne pod względem prawnym w świetle konwencji strasburskiej - obliguje ona obie strony do świadczenia pomocy prawnej. W świetle tych przepisów polska prokuratura jest zobowiązana, by pomoc prawną wykonać. Reguluje to też umowa między Rzeczpospolitą Polską a Federacją Rosyjską o pomocy prawnej i stosunkach prawnych w sprawach cywilnych i karnych z 1996 roku.
Z artykułu 80 tej regulacji wynika, że strony udzielają sobie pomocy prawnej nie tylko poprzez wzajemną wymianę dokumentów i przesłuchiwanie świadków, ale też przez odbieranie i wydawanie sobie dowodów rzeczowych w sprawie.
- Ale już punkt 2 tego artykułu mówi, że wezwana umawiająca się strona może czasowo odroczyć wydanie przedmiotów albo może je wydać na czas określony, jeżeli są one niezbędne w innym postępowaniu karnym.
Z tego zapisu korzystali pełnomocnicy rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, którzy wnioskowali o wypożyczenie czarnych skrzynek znajdujących się nadal w moskiewskim sejfie. Bezskutecznie.
- To jest dowód na to, że Rosjanie nie przywiązując wagi do tego postępowania - jak wiemy z mediów - umyślnie odmawiają nam wydania czarnych skrzynek i wraku. Gdyby natomiast wykonywali czynności procesowe związane z tym wrakiem, gdyby go badali - wtedy moglibyśmy powiedzieć, że coś w tym względzie robią. Prawda jest inna. Kilka miesięcy wrak Tu-154M niszczał, potem przykryto go jakimś brezentem, i z tego, co słyszymy publicznie - Rosjanie nic z nim nie robią. Fakt, że go nie badają, dla każdego prokuratora oznacza, że ten dowód rzeczowy jest dla nich zbędny. Powinni zatem zwrócić go Polsce. Wprawdzie, jak informował "Nasz Dziennik", Rosjanie pobrali jakieś próbki z wraku pod kątem przeprowadzenia badań chemicznych, ale zrobili to dwa dni po katastrofie. Od tego czasu prawdopodobnie nie robiono nic. Wrak dalej niszczeje, przykryty brezentem. Nic się nie zmieniło.
Tymczasem usłyszeliśmy, że prokuratura odstąpiła od badania tezy zamachu. Jak to ujął prokurator generalny Andrzej Seremet, prokuratorzy wojskowi "wyczerpali wszelkie czynności dowodowe" mogące potwierdzić lub zaprzeczyć temu, że w trakcie lotu prezydenta Lecha Kaczyńskiego i 95 osób wchodzących w skład delegacji katyńskiej doszło do zamachu.
- Całkowicie nie rozumiem tych słów prokuratora Seremeta wypowiedzianych na tym etapie postępowania. W moim przekonaniu, wypowiedział się tu raczej jako były sędzia, a nie jako prokurator. Nie wyobrażam sobie prokuratora, który wypowiada się na temat przyczyn jakiegokolwiek zdarzenia bez przeprowadzenia wszystkich badań i uzyskania opinii w zakresie podstawowych dowodów w sprawie. Podstawowym zaś dowodem w sprawie są wrak samolotu wraz ze znajdującymi się w nim urządzeniami, tzn. autopilotem, systemami łączności, systemami sterowania, silnikami, tzw. czarnymi skrzynkami itd., oraz wykonane przez polskich biegłych i ekspertów opinie kryminalistyczne. Jeżeli takie badania rzeczywiście przeprowadzono i one wykluczyły ewentualność umyślnego uszkodzenia tego samolotu w celu doprowadzenia do katastrofy, czyli zamachu, to prokurator generalny Andrzej Seremet mógł tę wersję śledczą wykluczyć. Natomiast jeśli takich badań nie ma, a z tego, co wiemy (publicznie) - tak jest, to jego wypowiedź była co najmniej chyba nieprzemyślana lub zniekształcona. W moim przekonaniu, deklaracje te nie są poparte zebranymi w sprawie materiałami dowodowymi.
Sejm w najbliższym czasie rozpatrzy sprawozdanie z działalności prokuratora generalnego. Czy w tym kontekście nie była to wypowiedź polityczna po to, by się przypodobać partii rządzącej?
- Jeżeli premier tego sprawozdania nie przyjmie, Andrzej Seremet może zostać odwołany ze stanowiska prokuratora generalnego. Dlatego może zaistnieć pokusa, aby prokuratura działała tak, by nie narazić się koalicji rządzącej i by Sejm RP nie odwołał prokuratora generalnego. Mam nadzieje, że tak się nie stanie.
Uważam jednak, że ta wypowiedź była co najmniej przedwczesna, tym bardziej że zgodnie z kodeksem postępowania karnego prokurator ma za zadanie wyjaśnić wszechstronnie wszystkie okoliczności sprawy. A jak ma je wyjaśnić, nie mając kluczowych dowodów w sprawie? Dlatego nie wyobrażam sobie, by jakiekolwiek decyzje w tym wątku zostały podjęte bez zbadania przez polskich ekspertów wraku rządowego Tu-154M i znajdujących się w nim urządzeń. Zamach może być przecież spowodowany przez jakieś przecięcie lub nacięcie przewodów instalacji hydraulicznej lub uszkodzenia jakiegoś maleńkiego elementu elektromechanicznego czy jakiegoś innego urządzenia, np. w autopilocie. Tylko ludzie naiwni uważają, że zamachu dokonuje się za pomocą bomby. Żyjemy w XXI wieku. Służby specjalne, a szczególnie służby rosyjskie, które działają w sposób bezwzględny, dysponują wieloma możliwościami technicznej ingerencji w różnego rodzaju oprzyrządowanie statków powietrznych. Mogą doprowadzić do katastrofy każdego takiego statku bez widocznej ingerencji. Jeżeli nie przeprowadzi się dokładnych, szczegółowych badań bezpośrednio po zdarzeniu, to w moim mniemaniu niemożliwe jest formułowanie jakichkolwiek jednoznacznych stwierdzeń. Moim zdaniem, tak może być z katastrofą smoleńską - z powodu świadomych zaniedbań strony rosyjskiej nie będzie można nigdy stwierdzić, co było bezpośrednią przyczyną katastrofy 10 kwietnia 2010 r., także tego, czy nastąpiła tu jakakolwiek ingerencja osób trzecich.
Dziękuję za rozmowę.
Nasz Dziennik 2011-04-05

Autor: jc