Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jaka będzie przyszłość polityczna Kazimierza Marcinkiewicza?

Treść

Porażka Kazimierza Marcinkiewicza w wyborach na prezydenta Warszawy stawia go w PiS w podobnej pozycji, jaką w Platformie Obywatelskiej ma od czterech lat Jan Rokita. Tylko że Donald Tusk od miesięcy traktuje niedoszłego premiera jak zawalidrogę. Ujawnienie tego konfliktu w środku kampanii samorządowej przed II turą nie zaszkodziło PO, ale przeciwnicy Rokity w partii zyskali znów znaczną przewagę. PiS nie może popełnić błędów Platformy z Marcinkiewiczem: były premier nie powinien zostać kimś na kształt rezerwowego lidera, niedoszłego prezydenta stolicy partia musi zagospodarować w centrum polityki. Bo to dla PiS szansa na przeciągnięcie do siebie wyborców PO, którzy zrażą się bliskimi konszachtami Tuska z lewicą.
Zakończonych w niedzielę wyborów samorządowych nikomu nie wolno traktować jako zakończonej batalii o ukształtowanie polskiej sceny politycznej. Tak jak przewidywano przez ostatnie kilka miesięcy, był to bardzo znaczący etap w naszej, wciąż młodej, demokracji. Co on oznacza? Na pewno ugruntowanie w terenie dwóch partii - Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości. Liga Polskich Rodzin i Samoobrona wyszły z tej próby znacznie osłabione, ale z szansami na utrzymanie się w wielkiej polityce. Większe szanse ma LPR, bo PiS siłą rzeczy bardziej musi dziś walczyć o centrum. Mniejsze Samoobrona, bo PSL pokazało swoją siłę i dziś jest znacznie bardziej atrakcyjne dla rolników szukających raczej wiedzy o tym, jak zdobyć pieniądze z Unii Europejskiej, niż partnerów do blokowania dróg.
Zjednoczenie lewicy z Partią Demokratyczną można uznać za ważne wydarzenie z jednego powodu. Nie jest nim wynik wyborczy, a fakt, że w wielu miejscach, a szczególnie w dużych miastach, są jedynym kontrkandydatem PiS do "ręki" Platformy. Gdyby taka sytuacja zdarzyła się w wyborach parlamentarnych, musiałoby to oznaczać konieczność zdecydowania się przez partię Donalda Tuska, czy wybrać koalicję centro-prawicową z Jarosławem Kaczyńskim czy centro-lewicową z "Lewicą i Demokratami".

PO idzie z lewicą
Fakt, że Platforma minimalnie wygrała tegoroczne wybory samorządowe, sprawia, iż dziś jest w sytuacji niemal analogicznej do ubiegłorocznej PiS. Wówczas niemal pewne było, że po zwycięstwie wyborczym dojdzie do porozumienia PiS - PO. W konsekwencji ostrej gry Platformy i niechęci PiS do oddania tak kluczowych resortów jak MSZ, MON, MSWiA czy Ministerstwo Sprawiedliwości, powstał zupełnie inny układ, z LPR i Samoobroną. Dziś PiS płaci za to utratą poparcia części wyborców, mieszkających głównie w dużych miastach. Najlepszym obrazem tego były wysokie wygrane PO w wyborach do niektórych rad miejskich. Trudno uznać za potwierdzenie tej tezy sukces Hanny Gronkiewicz-Waltz w Warszawie. Dlaczego w takim razie Krzysztof Kwiatkowski z PO nie pokonał Jerzego Kropiwnickiego z PiS w Łodzi? Bo wybory bezpośrednie rządzą się swoimi prawami i choć w stolicy cieszyć się może dziś tylko Platforma, PiS wcale nie doznało klęski.
Hanna Gronkiewicz-Waltz wygrała w Warszawie dzięki Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, który udzielił jej poparcia. A Kwaśniewskiego posłuchała większość wyborców Marka Borowskiego. Od pierwszej chwili po ogłoszeniu wyników warszawskiej elekcji premier Jarosław Kaczyński podkreślał właśnie to, że grozi nam powrót do układu, który rządził stolicą przed prezydenturą jego brata, Lecha. I niewiele się tutaj będzie liczyć to, że w PO nie ma już Pawła Piskorskiego, a lewica też się zmienia. Fakt zaistniałej już, ale jeszcze niesformalizowanej, współpracy Platformy z Lewicą i Demokratami może być kołem napędowym Prawa i Sprawiedliwości.
A zbliżenie Platformy z lewicą jest coraz pewniejsze. Szef SLD Wojciech Olejniczak powiedział wczoraj, że w ciągu paru dni należy się spodziewać rozstrzygnięć w Radzie Warszawy. Dziś Tusk musi wiedzieć, czy ma na tyle zgraną partię, że jest już gotowa na sojusz z lewicą, czy należy jeszcze poczekać. Tyle tylko, że w tej grze można przelicytować i stracić dużo więcej.

Mit "PiS to obciach"
Prawicowy elektorat zostanie przy PiS, nie chcąc dopuścić do powrotu do władzy "odnowionej" lewicy według wzoru Kwaśniewskiego. Praktyka pokazuje, że na "podszczypywaniu" większego partnera nie zarabia LPR. Ale na pewno będzie próbować. PiS ma jednak kogo zostawić na tym przyczółku. W tym czasie największe siły musi jednak rzucić na front walki o polityczne centrum. Do tego niezbędni są ludzie pokroju Marcinkiewicza.
Były premier i w pierwszej, i drugiej turze wyborów zdobył więcej głosów niż PiS. Z kolei jego kontrkandydatka z PO w I turze miała mniej głosów niż jej partia, a w drugiej mniej niż PO i lewica razem wzięte. Co to może oznaczać? Były premier jest dziś w PiS jednym z nielicznych polityków pierwszej ligi, który może przyciągnąć wyborców mających po 20-30 lat, mieszczących się na styku elektoratów PiS i PO. Warunkiem jest uznanie, że blisko 48 proc. głosów w Warszawie to sukces, a sam niedoszły prezydent - to klucz do sukcesu w postaci przyciągnięcia tych wyborców, którym nie podoba się zbliżenie Platformy z lewicą.
Tak jak Jan Rokita i jego mocna pozycja w partii były dla Tuska gwarancją utrzymania elektoratu bliskiego prawicy, tak Marcinkiewicz i stosunek do niego liderów PiS będzie dla Jarosława Kaczyńskiego testem na utrzymanie szans bycia partią centro-prawicową, a nie jedynie ludowo-narodową. Tylko taka "szersza wersja" PiS da nadzieję na rządzenie. Dziś w mediach dominuje hasło "PiS to obciach". I to nie utożsamiany już z Włoszczową Przemysław Gosiewski, nie bracia Kaczyńscy czy wicepremier Ludwik Dorn mogą z tym mitem walczyć. Taką osobą jest Marcinkiewicz, jego współpracownik Konrad Ciesiołkiewicz, grupa trzydziesto- i czterdziestolatków, którzy są posłami PiS. Niedoszły prezydent Warszawy nie jest posłem. Nie pełni dziś żadnej funkcji politycznej. Trudno sobie też wyobrazić, jaką miałby pełnić. Każde stanowisko ministra, wojewody, ambasadora czy prezesa państwowej spółki wydaje się nieodpowiednie dla najpopularniejszego polityka w Polsce. Szansą dla PiS będzie wykorzystanie Marcinkiewicza do zdobycia młodego elektoratu: może być wiceprezesem partii czy też szefem kampanii na rzecz dobrego wizerunku PiS. Partii Jarosława Kaczyńskiego na pewno nie stać na zmarnowanie swojego "Rokity".
Mikołaj Wójcik
"Nasz Dziennik" 2006-11-28

fot. Magic Eye, zdjęcie pochodzi ze strony internetowej Kazimierza Marcinkiewicza

Autor: wa

Tagi: kazimierz marcinkiewicz