Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jak "Wyborcza" esbeka ujawniała...

Treść

Dziennikarze krakowskiego dodatku "Gazety Wyborczej" po zapewne "wytężonym dziennikarskim śledztwie" wpadli na trop esbeka publikującego swoje wspomnienia w internecie. Dzięki kolektywnemu wysiłkowi ustalili i ujawnili ("Gazeta Wyborcza" z dnia 4 września br.) personalia tegoż oficera SB. I zapewne redaktorom Szymonowi Jadczakowi i Ireneuszowi Dańce można by pogratulować dociekliwości - funkcjonariusz SB ukrywający się w internecie pod pseudonimem "ecco 53" pilnie bowiem strzeże swojej tożsamości... Można by, gdyby nie fakt, że "rewelacje" "Wyborczej" ograniczyły się do powielenia informacji, o których już przed dwoma tygodniami jako pierwszy poinformował "Nasz Dziennik".
24 sierpnia pisaliśmy bowiem w artykule "Kapitan Mleczko bloguje o lustracji": "(...) jak udało nam się ustalić, autorem strony, organizującym wspólną 'akcję oporu', jest kapitan Aleksander Mleczko, naczelnik Wydziału V SB w Krakowie, absolwent dwumiesięcznego kursu dla agentów KGB. Mleczko, który w ramach pracy w SB nadzorował m.in. śledztwa dotyczące sfer gospodarczych. Choć negatywnie zweryfikowany, kpt. Mleczko nadal funkcjonuje na styku biznesu, służb specjalnych i polityki (...)". Do sprawy kapitana Mleczki wróciliśmy ponownie 31 sierpnia br., a więc na długo przed publikacją "Gazety Wyborczej", w artykule "Konfidenci boją się zwolnień", informując o poradach, jakich udziela były szef V wydziału krakowskiej SB zagrożonym lustracją kolegom z bezpieki.
Informacje o "blogującym" w internecie prominentnym esbeku za "Naszym Dziennikiem" podała większość portali internetowych, a także popularny w środowisku dziennikarzy blog "Piąta Władza"; wszystkie one zgodnie z zasadami rzetelności dziennikarskiej odwołały się do źródła, a więc naszych informacji. Tej rzetelności zabrakło jednak "Gazecie Wyborczej", która powieliła część informacji na temat kapitana Mleczki zawartych w naszych wcześniejszych publikacjach, skrupulatnie milcząc na temat ich źródła. Co ciekawe, o artykułach z "Naszego Dziennika" informował w swoim blogu sam wzmiankowany esbek, nie mogły one więc ujść uwadze publicystów gazety Adama Michnika.
Nie mamy jednak pretensji do dziennikarzy "Gazety Wyborczej" o ten brak przyzwoitości i rzetelności, zdążyliśmy się bowiem - zapewne podobnie jak dziennikarze innych redakcji - przyzwyczaić do tego, że "sensacyjne" newsy organu Adama Michnika w sporej części powielają informacje publikowane na łamach innych codziennych ogólnopolskich gazet, a przemilczanie źródła stało się już w "GW" swoistym wyznacznikiem poziomu dziennikarstwa.
Jednak nie tylko nie mamy pretensji do wspomnianych wyżej publicystów krakowskiego dodatku tejże gazety, ale więcej - jesteśmy pełni uznania dla niesamowitej wręcz odwagi autorów "demaskatorskiego" artykułu opublikowanego na łamach krakowskiej "Wybiórczej". Ujawniać wysokiego rangą esbeka na łamach gazety, której naczelny znany jest z dobrej komitywy z Jaruzelskim i Kiszczakiem, w sytuacji gdy czołowi publicyści tejże histerycznie wręcz sprzeciwiają się powszechnej lustracji, a niezłomnego, antykomunistycznego poetę Zbigniewa Herberta zestawiają z esbeckim donosicielem Lesławem Maleszką - to trzeba być człowiekiem naprawdę "wielkiej odwagi". Zapewne cywilna odwaga i rzetelność dziennikarzy krakowskiej "Wyborczej" zadecydowały o tym, że informację o esbeku Mleczce opublikowali zaledwie... dwa tygodnie po "Naszym Dzienniku". Wszak mogli ją przed swoimi czytelnikami ukryć, niczym sprawę korupcyjnej propozycji Rywina, przez kolejnych kilka miesięcy...
Wojciech Wybranowski

"Nasz Dziennik" 2006-09-05

Autor: wa