Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jak w czeskim filmie

Treść

Ostatnio przeżywamy zalew czeskiego filmu. Pojawia się coraz częściej w kinach, w telewizji, na płytach DVD. Film ten z reguły reprezentuje stare dobre czeskie kino, ambitne, niepozbawione wartości artystycznych, intelektualnych, a niekiedy i moralnych. To kino, które opowiada o współczesnych problemach i bolączkach, zagrożeniach i moralnych chorobach i próbuje sformułować różne recepty na ich zaradzenie. Nie jest pozbawione wad i negatywnych wpływów kina zachodniego, ale w sposób wyraźny góruje nad współczesnym kinem polskim i powinno budzić w polskim świecie filmu kompleks niższości. Na uwagę zasługuje na przykład film "Butelki zwrotne" (reż. Jan Svěrák, 2007), pogodna i ciepła, pełnia ironii komedia o starzejącym się małżeństwie poszukującym recepty na odświeżenie swojej miłości. Jego bohater rezygnuje z pracy w szkole, nie mogąc znieść liberalnego systemu wychowawczego i rodzącego się w jego wyniku braku dyscypliny i szerzenia się prostactwa i wulgarności. Podejmuje pracę w skupie butelek i tam znajduje większy sens i zadowolenie z tego, co robi, niż w pracy pedagogicznej. "Guzikowcy" (reż. Peter Zelenka, 2007) to również obraz, który warto obejrzeć: ambitny, trudny, wielowątkowy film moralnego niepokoju, ukazujący upadek obyczajów i standardów moralnych, całą absurdalność życia początku XXI wieku. Stawia on wiele ważnych pytań, również dotyczących działania Boga w świecie, i skłania widza do samodzielnej na nie odpowiedzi. Oba filmy, tak jak i wiele innych produkcji czeskich, nie stawiają na komercję, nie próbują zniżyć się do poziomu filmów, które trafią do najniższych gustów i zapewniając niewybredną rozrywkę, przyniosą krociowe zyski. Ich twórcy chcą po prostu coś powiedzieć, według nich ważnego, podzielić się jakąś refleksją, niepokojem, chcą pokazać codzienną współczesną rzeczywistość w jakiejś jej prawdzie. Nie narzucają przy tym swojej wizji, nie przemycają ideologicznych przesłań, nikomu nie próbują w żaden sposób się podlizać. Stanisław Krajski "Nasz Dziennik" 2008-02-21

Autor: wa