Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jak szachy na lodzie

Treść

Rozmowa z Martą Szeligą-Frynią, jedną z najbardziej utytułowanych polskich curlerek

Curling jest w Polsce przyjmowany trochę z przymrużeniem oka, czy słusznie?
- Oczywiście nie. Wiele osób kojarzy curling jedynie ze śmiesznym bieganiem ze szczotkami. Ale ta dyscyplina znajduje się w programie igrzysk olimpijskich, wymaga tyle samo poświęceń i wyrzeczeń co inne konkurencje. W przeciwieństwie do większości z nich może być uprawiana - i to na profesjonalnym poziomie - praktycznie przez całe życie. Nie ma ograniczeń wiekowych, równie dobrze mogą w niego grać nastolatki, co ich dziadkowie. Z drugiej strony curlingowa etykieta mówi, iż curling ma być przede wszystkim świetną zabawą, opartą na przyjacielskich relacjach z przeciwnikiem. Curling to doskonałe połączenie sportowej walki z grą fair.

Bądźmy jednak szczerzy: większość osób dostrzega w nim charakterystyczne szczotkowanie lodu, będące zazwyczaj obiektem żartów i docinek.
- Wiem, ale dzieje się tak, dlatego że niewielu zna reguły i zasady rządzące curlingiem. Curling nie polega tylko na szczotkowaniu, jest dużo bardziej skomplikowany, pełen taktycznych zawiłości. Niektórzy określają go mianem szachów na lodzie i to określanie jest jak najbardziej właściwe. Ilość rozwiązań, pomysłów, jak rozegrać daną partię, bywa imponująca.

Jak wyglądały początki Pani przygody z tym sportem?
- W roku 2002 kilku moich znajomych zdobywało wiedzę na kursach instruktorskich w Niemczech, rok później pojawiła się możliwość trenowania w Warszawie, i razem z nimi postanowiłam spróbować. Curling spodobał mi się już wcześniej, często oglądałam zawody w telewizji i miałam nadzieję, że coś ruszy i u nas. A że specyfika tej dyscypliny polega także na tym, iż można zacząć ją uprawiać nawet w wieku dwudziestu kilku lat, byłam cierpliwa (śmiech).

Co Panią urzekło w curlingu?
- Najbardziej to, jak trzeba ze sobą współpracować. Oglądając zawody w telewizji, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że jednym z najważniejszych czynników decydujących o sukcesie jest zgranie zespołu, zrozumienie członków drużyny, ich nawyków, umiejętności taktyczno-technicznych, a także cech charakterów. To mnie zaskoczyło. Nie wiedziałam też, że taktyka stanowi w tym sporcie co najmniej połowę sukcesu. Trzeba kalkulować, dużo myśleć, próbować sprytnych, niekonwencjonalnych zagrań. Wypuszczając kamień, musimy nadać mu odpowiednią prędkość, rotację, szczotkując, poprawiamy tor jego ślizgu, we wszystkim tym kierując się nie tylko nabytymi umiejętnościami, ale także intuicją, wyczuciem czasu. Kolejną rzeczą, która mnie zaskoczyła, było to, że zagrywanie kamieni nie wymaga ogromnej siły. Na pierwszym treningu okazało się, że kamień tylko niewielką częścią styka się z lodem, dzięki czemu można toczyć go po lodzie całkiem swobodnie, lekko.

Zasady są na pierwszy rzut oka proste - mówiąc w największym skrócie, trzeba umieścić kamień zwany "czajnikiem" jak najbliżej środka koła, czyli "domu". Oczywiście prosto jest tylko na pozór.
- Tak, najlepiej umieścić jak najwięcej swoich kamieni jak najbliżej "guzika" (środka domu), eliminując jednocześnie kamienie przeciwnika. W danej partii zdobywamy tyle punktów, ile naszych kamieni jest bliżej środka niż pierwszy najbliższy kamień przeciwnika. Można więc zdobyć maksymalnie 8 punktów, co zdarza się niezwykle rzadko. Aby uniknąć klasycznej "wybijanki" jeden za jeden z przeciwnikiem i wygrać wysoko partię, trzeba dobrej taktyki. Prosta, defensywna gra jest nudna i nie przynosi zbyt dużo punktów. Aby ją skomplikować, musimy grać ofensywnie - stawiać przed domem "strażników" i potem się za nich wkręcać (chować), utrudniając przeciwnikowi usunięcie naszych kamieni. W ten sposób mamy szansę na zdobycie większej ilości punktów.

Pani w drużynie pełni funkcję skipa, czyli kapitana.
- Tak i do moich zadań należy dyrygowanie całą grą od strony taktycznej. Wskazuję graczom m.in., jak i gdzie powinni dotoczyć kamień, kiedy i z jaką siłą szczotkować.

Wyjątkowość curlingu polega t akże na jego niepisanej etyce.
- Zgadza się. Niemile widziane jest okazywanie radości z nieudanych zagrań rywala, choć w meczowych emocjach łatwo się zapomnieć. W dobrym tonie jest pogratulowanie przeciwnikowi dobrego zagrania, nawet jeżeli tym właśnie zagraniem napsuł nam krwi i postawił nas w trudnej sytuacji (śmiech). Na każdych zawodach, niezależnie od stawki, oczekuje się przyznawania się do własnych fauli czy błędów. Jak ktoś z mojej drużyny je popełni, idę do kapitana drużyny przeciwnej i je zgłaszam. Istnieje też zasada, iż po meczu zwycięzcy zapraszają pokonanych do baru. Sportowe zasady fair play są nieodłączną częścią curlingu.

Ile czasu trzeba poświęcić, by poznać wszystkie tajniki dyscypliny i uprawiać ją w miarę na wysokim poziomie?
- Aby walczyć o medale mistrzostw Polski, wystarczy kilka lat regularnego treningu i kilka turniejów w sezonie. Najlepsi, rywalizujący na mistrzostwach świata czy igrzyskach olimpijskich, mają za sobą ponad dwudziestoletnie doświadczenie: ogranie, kilka tysięcy rozegranych spotkań na wysokim poziomie.

Pod koniec ubiegłego roku dowodzona przez Panią drużyna osiągnęła największy sukces w historii polskiego curlingu, będąc o krok od podium mistrzostw Europy grupy B. Co trzeba zrobić, by pójść jeszcze dalej?
- Przede wszystkim mieć możliwość trenowania na odpowiednich obiektach. W Polsce nie ma ani jednej hali curlingowej, musimy korzystać z obiektów, na których trenują hokeiści i łyżwiarze. To problem, bo lód w curlingu musi być idealnie gładki, płaski, bez rys. Przed zawodami musimy go przygotowywać specjalnie przez kilka dni, a i tak nie osiągamy odpowiedniego efektu. Wyczucie lodu (jego "szybkości") jest jednym z kluczy do sukcesu, zatem dopóki nie będziemy mogli trenować na obiektach z taką samą taflą, na jakiej rozgrywane są najważniejsze zawody, będzie nam bardzo ciężko wykonać duży krok do przodu. Rywale przewyższają nas znacznie doświadczeniem, a to bezcenny kapitał.

Załóżmy, że taka hala powstanie - kiedy zobaczymy Polskę na igrzyskach olimpijskich?
- (śmiech) To nie takie proste, na igrzyskach gra tylko dziewięć najlepszych drużyn świata plus gospodarz, trzeba wcześniej przejść wieloetapowe kwalifikacje (najpierw osiągnąć czołową "10" mistrzostw Europy, potem regularnie grać w MŚ). Dziś w Polsce uprawia curling około trzystu osób, działa kilkanaście klubów, jesteśmy najlepsi w Europie spośród tych państw, które nie mają własnej hali, co dowodzi, że mamy talent, chęci i zapał. Niestety, takich krajów jest już coraz mniej. Jestem przekonana, że gdyby wreszcie obiekt powstał, w ciągu dwóch, trzech lat będziemy w stanie awansować do europejskiej elity, co da nam przepustkę do mistrzostw świata. Znamienny jest przykład Czechów, którzy zbudowali halę pięć lat temu i po trzech latach awansowali do mistrzostw świata. A tylko na tej imprezie można zdobyć punkty niezbędne do uzyskania później olimpijskiej nominacji.

Dziękuję za rozmowę.

Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-02-05

Autor: wa