Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Jak na treningu

Treść

Na taki występ Łukasz Fabiański czekał od początku swej przygody z Arsenalem Londyn. Polski bramkarz został bohaterem meczu Ligi Mistrzów z Partizanem Belgrad (3:1) i usłyszał mnóstwo pochwał od trenera Arsene'a Wengera i kibiców "Kanonierów", co wcześniej za często się nie zdarzało.
Wenger, owszem, Fabiańskiego chwalił, nie zrażał się błędami, ale fani Arsenalu, a przede wszystkim angielscy dziennikarze, nie byli już w swych ocenach tak łaskawi. Przyznać trzeba, że Polak na taki stan rzeczy sam zapracował, popełniając po drodze kilka poważnych kiksów, mocno wpływających na cenzurki. Francuski trener, być może jako nieliczny, zaufania do swego podopiecznego jednak nie stracił. We wtorek Fabiańskiemu dopisało nieco szczęścia, dokładnie - skorzystał z problemów podstawowego bramkarza Manuela Almunii. Hiszpan z powodu kontuzji nie mógł zagrać w Belgradzie, na boisku pojawił się Polak i wypadł doskonale. Dał się pokonać tylko z rzutu karnego, poza tym obronił drugą "jedenastkę" i kilkoma świetnymi interwencjami zapobiegł nerwowej końcówce. - Takiego Łukasza widzę na co dzień podczas treningów, jego postawa mnie nie zaskoczyła. Mam nadzieję, że to spotkanie doda mu wiary i pewności siebie. Ma wielki talent, może być znakomitym bramkarzem, zawsze to podkreślałem. Musimy tylko mieć do niego zaufanie, a on sam musi zbierać doświadczenie w podobnych meczach - powiedział Wenger. Postawę Fabiańskiego docenili również kibice "Kanonierów", wybierając go na gracza meczu w głosowaniu na oficjalnej stronie klubu. Czy wszystko to oznacza, że Polak na dłużej zagości w podstawowym składzie czołowej drużyny Premier League? Przekonamy się, Almunia wciąż leczy uraz, zresztą od pewnego czasu i jemu przytrafiają się poważne błędy. Nasz reprezentant na pewno uczynił ważny krok, teraz tylko potrzebuje kilku udanych spotkań, by potwierdzić swą wartość. W niedzielę Arsenal w derbach Londynu zmierzy się z Chelsea. Dla Polaka byłaby to doskonała okazja i szansa, o ile oczywiście wyjdzie na boisko.
Pisk
Nasz Dziennik 2010-09-30

Autor: jc