Jak "albo innej działalności" wyparowało z ustawy

Treść
Szpitalne oddziały świadczące pomoc medyczną nisko opłacaną przez Narodowy Fundusz Zdrowia będą mogły być likwidowane i przekształcane w restauracje, puby lub hotele. Pozwala na to luka prawna w przyjętym przez Sejm projekcie noweli ustawy o zakładach opieki zdrowotnej, z której usunięto dosłownie kilka wyrazów obecnych w funkcjonującej do tej pory ustawie. Parlamentarzyści opozycji nie mają złudzeń: zarówno sam zapis, jak i sposób jego umieszczenia w ustawie to analogia do "lub czasopisma" z czasów "afery Rywina". Platforma tłumaczy, że ten "szczegół jej umknął". Zdaniem ekspertów, choć samej komercjalizacji szpitali nie należy się obawiać, to jednak ten drobny "szczegół" może generować sytuacje patologiczne. Los szpitalnych oddziałów zależeć będzie od wysokości opłat za kontraktowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia świadczenia. Platforma zlekceważyła rozwiązania przyjęte w krajach ze sprywatyzowaną służbą zdrowia, m.in. w Japonii, gdzie wysokość opłat za usługi medyczne ustalana jest centralnie przez ministra zdrowia.
W przyjętej przez Sejm nowelizacji ustawy o zakładach opieki zdrowotnej dokonano, w porównaniu z obowiązującym wcześniej aktem legislacyjnym, niewielkiej zmiany, która pozwala na prowadzenie na terenie szpitali, kosztem likwidowanych oddziałów, działalności gospodarczej bynajmniej niesłużącej zaspokajaniu potrzeb pacjenta. W art. 1 ust. 4 wciąż jeszcze obowiązującej ustawy (znowelizowanej 14 maja 2004 r.) był zapis mówiący o tym, że "zakład opieki zdrowotnej ani inne podmioty na terenie zakładu opieki zdrowotnej nie mogą prowadzić działalności uciążliwej dla pacjenta lub przebiegu leczenia albo innej działalności, która nie służy zaspokajaniu potrzeb pacjenta i realizacji jego praw, w szczególności reklamy lub akwizycji skierowanych do pacjenta oraz działalności polegającej na świadczeniu usług pogrzebowych".
Te rozwiązania legislatorzy z Platformy Obywatelskiej teoretycznie powielili w przyjętej w tym tygodniu przez Sejm ustawie w art. 7. Jednak tylko teoretycznie. Z zapisu, który znalazł się w art. 7 koalicyjnej ustawy, w porównaniu z obowiązującym wcześniej, wyparowało sformułowanie zakazujące prowadzenia "albo innej działalności, która nie służy zaspokajaniu potrzeb pacjenta i realizacji jego praw, w szczególności reklamy lub akwizycji skierowanych do pacjentów".
- To oznacza, że na terenie szpitala będzie można otwierać, nie jak dotąd małe sklepiki, księgarnie czy kioski z prasą zwiększające komfort pobytu pacjenta, ale znaczną część sprywatyzowanej placówki przekształcić w hotel, restaurację, hurtownię czy klub rozrywkowy - uważa poseł Czesław Hoc (PiS) z sejmowej Komisji Zdrowia, lekarz.
Pytani przez nas eksperci wskazują, że dobrym i praktykowanym jeszcze przed wojną w Polsce rozwiązaniem jest sytuacja, w której szpital prowadzi dodatkową działalność gospodarczą pozwalającą na sfinansowanie usług medycznych na wysokim poziomie. Podkreślają jednak, że obawy posłów opozycji nie do końca są bezzasadne.
- Jeżeli część szpitala pozostaje niewykorzystana, to dlaczego nie prowadzić tam działalności gospodarczej? Ale oczywiście trzeba brać pod uwagę, że pewne patologie typu, iż ktoś zrobi tam hotel czy hurtownię, bo to będzie opłacało mu się bardziej niż balansujący na granicy opłacalności oddział, mogą się zdarzyć - przyznaje dr Krajewski-Siuda z Instytutu Sobieskiego, który stanowczo podkreśla, że w rzeczywistości o tym, czy dany oddział szpitalny pozostanie, czy też będzie zlikwidowany, decydować będzie wysokość opłat za świadczenia medyczne zakontraktowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia.
Komercjalizacja czy też - jak mówią posłowie opozycji - prywatyzacja służby zdrowia powiela przypadek AWS-owskiej reformy systemu emerytalnego. Doskonale funkcjonujące w krajach zachodnich rozwiązania dotyczące służby zdrowia, przeniesione na polski grunt ze zmianami, które tworzą pomieszanie mechanizmów wolnego rynku z regulacjami socjalistycznymi, mogą prowadzić do niebezpiecznych dla pacjentów sytuacji.
- W Japonii, gdzie służba zdrowia funkcjonuje w sposób bardzo wolnorynkowy, rozwiązano to w ten sposób, że o wysokości opłat za procedury medyczne decyduje minister zdrowia, w Niemczech - w najbardziej klasycznym modelu - decyduje z kolei porozumienie kas chorych i izb regionalnych - wyjaśnia dr Krajewski-Siuda, ekspert Instytutu Sobieskiego w obszarze ochrony zdrowia i ekspert Komisji Europejskiej ds. oceny projektów z zakresu zdrowia publicznego.
Podstawowa bolączka polskiego rozwiązania polega na tym, że decyzję o wysokości płatności za wybrane świadczenia medyczne pozostawiono w rękach niecieszącego się najlepszą opinią Narodowego Funduszu Zdrowia. A to w połączeniu z zaskakującą i - jak wszystko wskazuje - nieprzypadkową luką, jaką parlamentarzyści PO pozostawili w ustawie o zakładach opieki zdrowotnej, przyjętej głosami koalicji PO - PSL w tym tygodniu przez Sejm, może prowadzić do sytuacji, w której właściciele sprywatyzowanych szpitali będą likwidować oddziały szpitalne świadczące usługi nisko opłacane przez NFZ.
Parlamentarzyści Platformy Obywatelskiej nie potrafią wyjaśnić powodów zaskakującej zmiany zapisu uniemożliwiającego prowadzenie na terenie szpitala praktycznie nieograniczonej działalności gospodarczej.
- Szczerze mówiąc, ten szczegół mi umknął. Nie potrafię wyjaśnić powodów takiej zmiany - mówi poseł Damian Raczkowski (PO), wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Zdrowia.
Wojciech Wybranowski
"Nasz Dziennik" 2008-10-25
Autor: wa