Jagiellonia powstrzymana
Treść
W piłkarskiej ekstraklasie nie ma już drużyn niepokonanych. Wczoraj w  Gdyni pierwszej w sezonie porażki doznała Jagiellonia Białystok, ale  zachowała pozycję lidera. Po raz czwarty przegrała Legia Warszawa, a tak  źle sezonu nie rozpoczęła od... 1954 roku.
W minionym  tygodniu kilku zawodników Legii zostało zesłanych do Młodej Ekstraklasy,  kilku innych zapłaciło wysokie finansowe kary. Ten wstrząs miał pomóc  pogrążonej w marazmie drużynie, ale - przynajmniej na razie - nie  przyniósł żadnego efektu. W sobotę warszawiacy przegrali z Zagłębiem,  nie pokazując gry i zaangażowania wymaganych od ekipy mierzącej w  najwyższe cele. A takie ponoć im przyświecają. Gospodarze również niczym  specjalnym nie zachwycili, ale obronili się przed atakami rywali,  wyprowadzając dwie rozstrzygające kontry. - Jestem pod wrażeniem postawy  zawodników, przez 90 minut nikt nie odpuścił i byliśmy przy tym  niezwykle skuteczni - powiedział prowadzący lubinian Marek Bajor. Skorża  przyznał, że trzecia z rzędu porażka boli, ale "drużyna może wyjść z  szatni z podniesioną głową". - Brakuje nam armat z przodu, nie mamy  napastnika na oczekiwanym poziomie - dodał. Takowy, z zagranicy, ma  Legię wzmocnić jeszcze w tym tygodniu.
Pierwszy po wielu miesiącach  mecz na własnym stadionie rozegrała Wisła, ale "twierdza" przy Reymonta  jej nie pomogła. Tylko zremisowała z Koroną. - Nie rozumiem, jak możemy  tak grać w defensywie. Gdy tracimy piłkę, patrzymy na nią, a nie na  przeciwnika. Jeśli nadal będziemy tak postępować, to nie będziemy  zdobywać punktów - narzekał trener Robert Maaskant. Kielczanom remis  zapewnił niechciany swego czasu pod Wawelem Andrzej Niedzielan. - Wisła  może miała więcej z gry, ale za wrażenia artystyczne nie dostaje się  punktów. Dwa razy przegrywaliśmy, za każdym razem doprowadzając do  remisu. Pokazaliśmy charakter i determinację - powiedział napastnik,  który zdobył siódmą bramkę w rozgrywkach. - Takiej serii jeszcze nigdy  nie miałem - przyznał. 
Strzelecką kanonadę obejrzeli kibice w Łodzi.  Widzew pierwszy raz w sezonie wyszedł z Marcinem Robakiem w podstawowym  składzie i jego powrót okazał się decydujący dla losów meczu. - Nie ma  co ukrywać, Marcin jest świetnym napastnikiem i z nim z przodu gra się  zdecydowanie łatwiej - pochwalił kolegę Darvydas Sernas. Litwin zdobył  dwa gole, numer pięć i sześć w rozgrywkach, Robak trzy. Widzew wygrał  wyraźnie, ale nie wiadomo, jaki padłby wynik, gdyby przy stanie 2:1  wrocławianie wykorzystali choć jedną z czterech idealnych okazji. Nie  trafili ani razu, a między 70. a 76. minutą łodzianie zadali trzy ciosy.  - Nie zasłużyliśmy na tak wysoką porażkę, nie wstydzę się postawy  swojej drużyny - powiedział trener gości Ryszard Tarasiewicz. Jego  posada wisi na włosku, podobnie jak prowadzącego Cracovię Rafała  Ulatowskiego. "Pasy" przegrały w Gdańsku szósty mecz, prezentując piłkę  nijaką. Niespodzianką zakończyły się śląskie debry między Polonią Bytom a  Ruchem Chorzów. Gospodarze byli zespołem lepszym od wyżej notowanych  rywali, stworzyli sobie więcej sytuacji, jedną wykorzystali i to  wystarczyło do zwycięstwa - pierwszego nad Ruchem w ekstraklasie od 31  lat. Udaną serię przerwał Bełchatów, który przegrał w Zabrzu. Górnicy  triumfowali zasłużenie. 
Trener Jagiellonii Michał Probierz obawiał  się spotkania w Gdyni. Przeczucie go nie myliło, bo lider wypadł słabo.  Stworzył sobie tylko jedną sytuację, niżej notowani gospodarze dużo  więcej, Tadas Labukas w 68. minucie trafił do siatki, przesądzając o  wyniku. Od 77. minuty Arka grała w "10", ale niczego to nie zmieniło,  ba, nadal była groźniejsza. 
Piotr Skrobisz
Nasz                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                 Dziennik                                                                                                                                                                                                                                                                                                                     2010-09-20
Autor: jc