Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Izrael sam zaatakuje Iran?

Treść

Izraelska gazeta "Jerusalem Post" wezwała rząd Izraela do ataku na Iran. Uznała ona, że jeżeli ostatnie zalecenia amerykańskiej grupy studyjnej ds. Iraku zostaną wykonane, "może mieć to zgubne konsekwencje dla Izraela". Gazeta sugeruje, że państwo żydowskie nie może już liczyć na wysługiwanie się armią amerykańską do własnych celów, dlatego wezwała rząd izraelski, aby przygotował się do samodzielnego ataku na Iran.
Amerykańska grupa studyjna ds. Iraku pod przewodnictwem byłego sekretarza stanu Jamesa Bakera (republikanin) i byłego kongresmana Lee Hamiltona (demokrata) opowiedziała się w zeszłym tygodniu za nową ofensywą dyplomatyczną Waszyngtonu i podjęciem rozmów z sąsiadami Iraku - Iranem i Syrią. Baker i jego współpracownicy twierdzą, że USA nie są w stanie wygrać wojny w Iraku, w związku z tym muszą negocjować ze swoimi głównymi wrogami na Bliskim Wschodzie: Iranem i Syrią, w nadziei, iż wstrzymają one ogień na ziemiach irackich, by ułatwić Amerykanom "honorowe" wycofanie się już na początku 2008 roku.
Były sekretarz stanu motywuje to tym, że Iran i Syria podzielają amerykański "interes unikania chaosu w Iraku". Jak sądzi Baker, Iran zgodzi się na tymczasowe wstrzymanie ognia w Iraku w zamian za uznanie Teheranu za mocarstwo nuklearne oraz zadeklarowanie, że USA nie będą ingerować w funkcjonowanie irańskiego rządu. Natomiast Syria - jak twierdzi "Jerusalem Post", ma asystować USA "w zamian za wywarcie presji na Izraelu, aby oddał jej wzgórza Golan, a Judeę i Samarię Hamasowi". Gazeta martwi się, że jeżeli te rekomendacje zostaną zrealizowane, będzie to miało "zgubne konsekwencje dla Izraela". Jak dodaje, nie tylko Izrael na tym ucierpi, lecz także same Stany Zjednoczone będą narażone na niebezpieczeństwo w momencie, kiedy poglądy komisji Baker - Hamilton staną się polityką administracyjną.
Dlatego "JP" radzi obecnemu rządowi Izraela, że "nie może ryzykować", tylko zacząć "działać". Gazeta podaje trzy takie sposoby działania, dzięki którym Żydzi mogą wyjść z opresji. Po pierwsze, jak twierdzi - Izrael "musi zaplanować atak przeciwko irańskim instalacjom nuklearnym oraz centrom dowodzenia i kontroli ich reżimu". Aby utorować drogę do takiego ataku, izraelskie siły obronne (IDF) już teraz "powinny zneutralizować składy rakiet palestyńskich oraz syryjskie arsenały balistyczne". Po drugie, Izrael musi dążyć do zmiany irańskiego reżimu. Jak powiedział w zeszłym tygodniu gazecie "Ha'aretz" Uri Lubrani, izraelski doradca ministra obrony, "reżim w Iranie jest jeszcze daleko od stabilizacji, w związku z czym szybko można go obalić". "JP" podaje, że zdecydowana większość Irańczyków gardzi reżimem i rządem. Buntownicze grupy znajdują się już w każdej grupie etnicznej i prowincji kraju. Są to: Azerowie, Kurdowie, Beludżowie, Turkmeni a nawet Persowie. Oni czynnie dążą do tego, aby obalić rząd - podpowiada gazeta. Jej zdaniem, codziennie wywoływane są strajki robotników, kobiet i studentów. Co kilka tygodni pojawiają się raporty o gwałtownych konfliktach pomiędzy grupami antyrządowymi oraz siłami rządu.
Po trzecie, na obradach Senatu USA w zeszłym tygodniu - przypomina gazeta - Robert Gates, przyszły amerykański minister obrony, przypadkowo stwierdził, że Izrael posiada broń jądrową. Podczas gdy jego słowa wywołały konsternację w Jerozolimie, być może - zastanawia się "JP" - Izrael powinien postrzegać to jako okazję.
Jednak Biały Dom odrzucił na razie pomysł rokowań z Iranem. Prezydent USA George W. Bush oświadczył, że najpierw Teheran powinien wstrzymać swój program wzbogacania uranu. Irański minister spraw zagranicznych Manuszehr Mottaki powiedział, że jego kraj "byłby w stanie pomóc", gdyby Waszyngton "znalazł dobre zakończenie dla kryzysu irackiego". Przypomniał jednak, że zdaniem Teheranu wojska amerykańskie powinny się wycofać z Iraku. - W tej sprawie Waszyngton nie musi negocjować z Iranem ani z żadnym innym krajem regionu - powiedział w wywiadzie dla telewizji Al-Dżazira. W konsekwencji Teheran zaoferował Stanom Zjednoczonym "pomoc" w wycofaniu się z Iraku, ale pod jednym warunkiem: że Waszyngton dokona trudnych zmian w polityce. Mottaki zarzucił USA, że ich wojska są odpowiedzialne za połowę aktów przemocy w Iraku i wyraził opinię, że wycofanie się stamtąd Amerykanów byłoby korzystne dla całego regionu. Oświadczył też, że "siły zbrojne USA nie są już realistyczną opcją polityczną na Bliskim Wschodzie".
Kamila Pietrzak
"Nasz Dziennik" 2006-12-12

Autor: wa