Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Izrael nie pozwolił tknąć Rumunom ciał swoich żołnierzy

Treść

Po katastrofie izraelskiego śmigłowca w rumuńskiej części Karpat, w której zginęło sześciu żołnierzy, ekipa z Izraela przejęła pełną kontrolę nad śledztwem. Tel Awiw wysłał na miejsce elitarną jednostkę ratowniczą, wyspecjalizowane zespoły badawcze, wspierane przez oddział 60 komandosów. Władze kraju zapowiedziały drobiazgowe wyjaśnienie przyczyn katastrofy, a wszystkich, którzy w niej zginęli, określiły mianem bohaterów.
"Ekipy ratunkowe Sił Obronnych Izraela oraz grupa biegłych sądowych przybyły do Rumunii we wtorek i udały się na teren Karpat, aby zbadać szczątki sześciu członków izraelskich Sił Powietrznych, którzy zginęli dzień wcześniej w katastrofie śmigłowca Sikorsky CH-53 Sea Stallion" - napisał dziennik "Jerusalem Post". Jak podkreśla gazeta, to właśnie te ekipy były w pełni odpowiedzialne za identyfikację ciał zabitych. Rumuńska armia użyczyła jedynie bazy wojskowej, w której izraelscy eksperci mogli przeprowadzać pełne badania. Choć - jak stwierdzono w oficjalnym oświadczeniu - "Rumunia i Izrael decydują się przeprowadzić wspólne śledztwo", to w rzeczywistości główna rola przypadła śledczym z Tel Awiwu.
Władze na każdym kroku podkreślały, że zrobią wszystko, co w ich mocy, by drobiazgowo zbadać przyczyny i przebieg katastrofy. "Ekipy badawcze przybyły na miejsce dwoma samolotami transportowymi Hercules C-130" - czytamy dalej. Wśród nich była m.in. najbardziej elitarna jednostka ratownicza izraelskiej armii. Ponadto, jak poinformował dziennik, na teren wypadku helikopterami przetransportowano także 60 żołnierzy izraelskich sił powietrznych, aby pomogli w poszukiwaniu szczątków rozbitej maszyny. - Ekipy zrobią wszystko, aby dotrzeć w miejsce katastrofy z samego rana. Szczątki maszyny są rozsiane po szerokim terenie, w bardzo stromym wąwozie, wyjątkowo trudno dostępnym - powiedział Generał Nimrod Shefer. Przedstawiciele władz podkreślali, że bez zbadania czarnych skrzynek, nie będą spekulowali nt. przyczyn katastrofy. Choć media zgadywały, że mogło do niej dojść ze względu na kiepską pogodę, to nie formułowały jednak żadnej z góry przyjętej tezy i nie wykluczały żadnych przesłanek. - Obecnie rozważamy wszelkie możliwości mogące spowodować ten wypadek - dodawał Shefer.
Kompletowaniem szczątków śmigłowca zajmują się wyłącznie ekipy z Izraela. Rumuńscy śledczy praktycznie ani na moment nie mieli dostępu do wraku. Jak poinformował "Jerusalem Post" zebrane szczątki niemal natychmiast przetransportowano do Tel Awiwu. Najstarszy izraelski dziennik "Haaretz" tuż po zakończeniu poszukiwań podkreślał, że sprowadzenie maszyny do ojczyzny jest sprawą priorytetową. "Żołnierze nosili kawałki metalu z rozbitego helikoptera, w tym części ważące po 40 do 50 kilogramów każda, które mają pomóc śledczym w rozwikłaniu przyczyn wypadku" - pisze "Haaretz".
Ani razu w izraelskich środkach masowego przekazu nie spotkamy się z próbami dyskredytowania pilotów. Jak zauważył "Haaretz", przekaz medialny przypomina w swoim charakterze ten z 1997 r., kiedy ostatni raz doszło do rozbicia się izraelskiej maszyny. Z tym że - jak zaznacza gazeta - tym razem jest on wyjątkowo odpowiednio dopasowany do powagi wydarzenia, z jakim mierzy się obecnie cały kraj. Choć jedną z tez dotyczących przyczyn wypadku był - obok złej pogody - błąd pilota, to jednak media nie pozwoliły sobie nawet na próby określenia osoby siedzącej za sterami mianem "niedoświadczonej" czy "lekkomyślnej", jak to miało miejsce w Polsce po katastrofie prezydenckiego Tu-154. Wielokrotnie wręcz podkreślano doświadczenie pilotów, sugerując, że to nie z ich winy doszło do tragedii. Premier kraju Benjamin Netanjahu, opisując pilotów, którzy zginęli w katastrofie, przywołał werset z II Księgi Samuela. - Byli szybsi od orłów. Potężniejsi od lwów - powiedział. Szef rządu zaznaczył, że jest to potężna katastrofa i wyjątkowo ciężki dzień dla Izraela. - Naród żydowski stracił swoich najlepszych synów, którzy byli na ważnej misji, którą armia Izraela pełniła za granicami kraju - dodał. Także Minister obrony Ehud Barak wyraził głęboki żal z powodu śmierci żołnierzy. Prezydent kraju Simon Peres nazwał ich z kolei "największym skarbem armii i narodu".
Łukasz Sianożęcki
Nasz Dziennik 2010-08-05

Autor: jc