Izrael kontynuuje ofensywę w Libanie
Treść
Rice żąda zniszczenia Hezbollahu
Izraelskie siły lądowe po raz kolejny najechały wczoraj libańskie tereny nadgraniczne. Doszło do ciężkich walk pomiędzy izraelską armią a bojówkami Hezbollahu. Wczoraj do Libanu przybyła amerykańska sekretarz stanu Condoleezza Rice (wita się z prezydentem Libanu Faudem Siniorą), która ma namawiać strony konfliktu do zawieszenia broni. Uprzedziła ona jednak, że zawieszenie broni będzie możliwe tylko wtedy, gdy zniknie zagrożenie stwarzane przez Hezbollah. Tymczasem liderzy tego ugrupowania deklarują, że inwazja Izraela na Liban nie powstrzyma dalszych ataków rakietowych Hezbollahu na terytorium izraelskie.
Izraelskie wojska wkroczyły wczoraj o świcie do południowego Libanu i przejęły kontrolę nad rejonem miasteczka Bint Dżubail, nie wkraczając jednak do niego. Miejscowość - zdaniem zachodnich agencji - była jednym z punktów oporu Hezbollahu. Pomiędzy izraelskim wojskiem a bojówkami Hezbollahu doszło do ciężkich walk, w czasie których - według rzecznika izraelskiej armii - zostało rannych dziewięciu izraelskich żołnierzy i kilkunastu członków Hezbollahu.
Izraelskie samoloty w ciągu nocy dokonały około 40 nalotów na cele w Libanie. Według radia, w okolicy Tyru lotnictwo zniszczyło wczoraj nad ranem dziewięć wyrzutni rakiet Hezbollahu. Stamtąd właśnie ostrzeliwano izraelską Hajfę. Podczas działań na pograniczu żołnierze izraelscy wzięli też do niewoli dwóch bojowników Hezbollahu.
Szefowa amerykańskiej dyplomacji spotkała się wczoraj z premierem Libanu Fuadem Siniorą, a późnym wieczorem z izraelską minister spraw zagranicznych Cipi Liwni. Na dzisiaj zaplanowane jest spotkanie z premierem Izraela Ehudem Olmertem. Następnie Rice uda się do Autonomii Palestyńskiej, gdzie będzie rozmawiać z przywódcą Palestyńczyków Mahmudem Abbasem.
Nie przewiduje się rozmów Rice z Hezbollahem ani z Syryjczykami, chociaż Syria chce aktywnie włączyć się w działania mające na celu powstrzymanie rozlewu krwi w Libanie.
Z kolei przywódca Hezbollahu, szejk Hasan Nasrallah, oświadczył w opublikowanym wczoraj wywiadzie, że ewentualna lądowa inwazja wojsk Izraela na Liban nie powstrzyma dalszych ataków rakietowych Hezbollahu na terytorium izraelskie. Nasrallah powiedział też, że jego ugrupowanie nie miałoby nic przeciwko temu, aby rząd Libanu wynegocjował z Izraelem porozumienie o wymianie jeńców, na podstawie którego dwaj żołnierze izraelscy uprowadzeni 12 lipca zostaliby zwolnieni w zamian za zwolnienie więźniów arabskich przetrzymywanych w Izraelu.
Także Izraelczycy mają świadomość, że nie są w stanie całkowicie pokonać Hezbollahu. Przyznał to wczoraj izraelski minister bezpieczeństwa publicznego Abraham Dichter. - Z izraelskiej perspektywy celem nie jest całkowite zdemontowanie Hezbollahu. To, co teraz robimy, to próba wysłania informacji Hezbollahowi i libańskiemu rządowi (...), mając nadzieję, że jakoś powiedzie nam się zorganizowanie nowej sytuacji między Izraelem a Libanem - oświadczył.
W niedzielę Izrael wyraził wstępną gotowość do zaakceptowania międzynarodowych, najprawdopodobniej europejskich, sił pokojowych w południowym Libanie, pod warunkiem że byłyby to siły działające skutecznie i na podstawie szerokiego mandatu.
Żydowskie Zjednoczenie w Obronie Praw Obywatelskich zwróciło się do ministra obrony Amira Pereca i doradcy prawnego rządu ze skargą na oświadczenie szefa sztabu generalnego armii Dana Hałuca, w którym zagroził on, że za każdy wystrzał rakietowy na Hajfę należy zniszczyć 10 wielopiętrowych domów w Bejrucie. Takie oświadczenie, przypominające stosowanie metod odpowiedzialności zbiorowej przez Niemców na Polakach w czasie II wojny światowej, obrońcy praw człowieka uznali za niedopuszczalne. "Ostrzały, którym poddawani są obywatele Izraela, nie mogą służyć za usprawiedliwienie takiego bezprawnego rozkazu", stwierdzono w oświadczeniu Zjednoczenia. Jego działacze zażądali od ministra obrony Izraela przypomnienia dowództwu armii obowiązku unikania ofiar wśród ludności cywilnej - podała wczoraj agencja Cursor.
Katarska telewizja Al-Dżazira poinformowała, że w trakcie walk na granicy libańsko-izraelskiej zginęło dwóch izraelskich żołnierzy. Hezbollah twierdzi, że zniszczył pięć czołgów izraelskich, których załóg nie udało się uratować z powodu silnego ostrzału. Agencja AFP poinformowała, iż wczoraj na granicy spadł śmigłowiec sanitarny Apache, który przewoził rannych z pola walki w Binat-Dżabil. Izraelczycy odrzucają twierdzenia bojowników, że to oni strącili helikopter. Ich zdaniem, zaczepił on śmigłem o linie energetyczne. Zginęło dwóch pilotów - podała agencja Cursor. Mieszkający w Izraelu żydowscy emigranci z byłego ZSRS i Rosji, którzy wcześniej służyli w jednostkach specjalnych, wyrazili gotowość do przyłączenia się do armii izraelskiej jako snajperzy, których zadaniem byłoby zwalczanie snajperów palestyńskich - podał portal NEWSru Israel.
W wyniku kolejnego izraelskiego ostrzału północnej części Strefy Gazy zginęło wczoraj sześć osób, a trzy zostały ranne - podały źródła palestyńskie. Wśród ofiar śmiertelnych jest 60-letnia Palestynka i jej 11-letni wnuk, którzy zginęli na zachód od Beit Lahija opodal granicy z Izraelem. W szpitalu zmarła również ciężko ranna 5-letnia palestyńska dziewczynka. W wyniku wczorajszych ataków rakietowych na Izrael rany odniosło sześciu cywilów.
Trwające od 12 lipca walki izraelsko-libańskie kosztowały już życie co najmniej 370 ludzi w Libanie i 37 w Izraelu.
Jacek Szpakowski, WM, PAP
Prof. Anna Raźny, Instytut Rosji i Europy Wschodniej Uniwersytetu Jagiellońskiego:
Powrót do pokoju na Bliskim Wschodzie jest w najbliższym czasie mało realny. Takim czyni go nie tylko nasilenie działań militarnych Izraela w wojnie z Libanem, ale też akcje odwetowe Hezbollahu. Wojna z Libanem pogłębia wojenny konflikt Izraela z Autonomią Palestyńską i rządzącym w niej Hamasem.
Sytuację komplikuje bezgraniczne i bezwarunkowe poparcie Białego Domu dla działań Tel Awiwu nie tylko wobec walczących o suwerenne państwo Palestyńczyków, ale obecnie również wobec Libanu i Hezbollahu. Język dyplomacji, jakiego używa Biały Dom, wprowadza dodatkowe trudności w zrozumieniu sytuacji. Mówi on o walce Izraela z antyizraelskim Hezbollahem, ignorując fakt, że przede wszystkim mamy do czynienia z agresją na suwerenne państwo, a dopiero w dalszej kolejności z działaniami wymierzonymi w Hezbollah. Wojna ta nie zapowiada sprawiedliwego pokoju, o który apeluje również Ojciec Święty, ani spokoju dla Izraela. Największa odpowiedzialność za ten stan rzeczy spada na Stany Zjednoczone jako supermocarstwo, które zajmuje taką a nie inną postawę wobec konfliktów bliskowschodnich. Postawę jednostronnego poparcia dla Izraela. Wizyta Condoleezzy Rice na Bliskim Wschodzie opóźniana była celowo, o czym już wszyscy mówią, po to tylko, aby do jej rozpoczęcia Izrael mógł uporać się z Hezbollahem. W wymiarze politycznym takie działania zarówno Izraela, jak i Stanów Zjednoczonych nie mogą przynieść dobrego skutku. Istnieje także realne niebezpieczeństwo, że jeśli dalej będą ignorowane Syria i Iran, obecna wojna przekształci się w wielką wojnę na Bliskim Wschodzie.
not. JS
"Nasz Dziennik" 2006-07-25
Autor: wa